RUTH WARE „POD KLUCZEM”

RUTH WARE "POD KLUCZEM"

Wprawdzie nie zaliczam Ruth Ware do ulubionych autorek thrillerów psychologicznych i kryminałów, ale jej debiut W ciemnym, mrocznym lesie (tutaj) wspominam pozytywnie, choć to książka co najwyżej dobra. Po dwie kolejne, wydane po polsku, nie sięgnąłem, ale najnowsza – Pod kluczem przykuła moją uwagę. Przede wszystkim motywem starego domostwa z licznymi tajemnicami i fabułą nawiązującą do lubianego przeze mnie toposu. Do samej książki podszedłem jednak bez większych oczekiwań, mając w pamięci niedawne rozczarowanie w postaci Nawiedzonego domu Johna Boyne’a (tutaj), w opowieści którego zabrakło klimatu niepokoju rodem z gotyckiej prozy Henry’ego Jamesa, czy piszącej później Shirley Jackson. Wygląda na to, że czytelnicza intuicja i tym razem mnie nie zawiodła. Pod kluczem to powieść wiele obiecująca, ale w ostatecznym rozrachunku nie spełniła moich oczekiwań. To historia sprawnie napisana (a może powinienem sprecyzować – przetłumaczona), wykorzystująca znane motywy i adaptująca je do dzisiejszych czasów, ale pozbawiona mrocznego klimatu, z irytującą bohaterką oraz (ale to akurat  lubię) przerysowanym zakończeniem.

Rowan Cain jest w takim momencie swojego życia, że bardzo potrzebuje zmiany. Dlatego młoda Angielka nie zastanawia się ani chwili, gdy natrafia na ciekawe ogłoszenie o pracę. Zamożna rodzina Elincourtów poszukuje niani dla swoich córek, dobrze płaci, ale przyjęcie posady wymaga wyjazdu na szkocką prowincję do starego domu Heatherbrae House, którego mroczna historia może budzić niepokój. Zmęczona Londynem i monotonną pracą w żłobku, Rowan wysyła aplikację, pozytywnie przechodzi proces rekrutacji i przenosi się do domu nowych pracodawców. Podobno Heatherbrae House jest nawiedzony, ale kto by się przejmował w XXI wieku takimi plotkami. Jednak Rowan szybko zorientuje się, że pogłoski nie są przesadzone.

RUTH WARE "POD KLUCZEM"

Pod kluczem to książka, w której Ruth Ware, przynajmniej na początku, mocno nawiązuje do gotyckiej powieści grozy, wykorzystując motyw okazałej posiadłości z niewyjaśnioną przeszłością i młodą bohaterką podejmującą się pracy w charakterze służącej lub niani. Pisał o tym choćby Henry James, nawiedzony dom unieśmiertelniła w literaturze XX wieku Shirley Jackson, że wymienię tylko dwa sposród dziesiątek nazwisk autorek i autorów podejmujących się tej tematyki. Ware poszła jednak w kierunku uwspółcześnienia motywu, także w sensie dosłownym, wyposażając wiktoriańską posiadłość Elincourtów w naszpikowany najnowszymi rozwiązaniami technicznymi smart dom. Swoją drogą, autorka lubi chyba motyw domostwa na odludziu – fabuła jej debiutu, o którym wspominam na wstępie, dzieje się w podobnych okolicznościach. To unowocześnienie, które z pewnością przemawia do współczesnego czytelnika sprawia jednocześnie, że i posiadłości, mimo dramatycznej przeszłości, i samej powieści brakuje mrocznego, pełnego niepokoju klimatu. Autorka wprawdzie sięga po sprawdzone chwyty mające na celu przerażenie Rowan, ale w zderzeniu ze smart domem wypadają one nieprzekonująco. Chyba że Ruth Ware chciała podkreślić niebezpieczeństwo czyhające na człowieka zbyt uzależnionego od nowoczesnych technologii. Rowan akurat w tym aspekcie nawet sobie radzi, czego nie można powiedzieć o jej nierównej walce z małymi dziewczynkami, którymi miała się opiekować. Ten wątek powieści autorka tłumaczy w finale i on wiele wyjaśnia, ale to nie zmienia faktu, że Rowan to postać irytująca, która od połowy książki miota się między przyjętymi przez siebie obowiązkami, nieokreślonym lękiem przed wyjściem z pewnej roli, a potem także próbą oczyszczenia się z zarzutów. Trzeba oddać sprawiedliwość autorce i napisać, że kiedy czytelnik dociera do finału, dostaje odpowiedź na pytanie, dlaczego główna bohaterka tak się zachowuje, ale do tego czasu pozostaje mu tylko snuć domysły. Mnie przez sporą część lektury towarzyszyło pytanie, czy Rowan jest przebiegła, czy może aż tak naiwna. No coż, odpowiedź nie jest prosta.

Ruth Ware napisała powieść w formie listów, których zapis płynnie przechodzi w pierwszoosobową narrację. Tym razem przebywanie przez cały czas w głowie narratorki okazało się męczącym doświadczeniem, choć oczywiście zyskuje na tym sposób poznawania kolejnych tajemnic wiktoriańskiej posiadłości. Trudno jednak nie odnieść wrażenia, że Rowan nie jest postacią porywającą czytelnika i tylko momentami autorka daje jej szansę na większy wysiłek intelektualny, jak choćby przy okazji wątku z ogrodem (swoją drogą – bardzo ciekawym, ale zmarginalizowanym). O dziwo, nie czepiam się zakończenia, ponieważ taki, grubymi nićmi szyty finał to standard we współczesnej prozie rozrywkowej i tutaj autorka dała radę – tym i owym zaskoczyła, coś dopowiedziała, coś przemilczała, a tym samym zgrabnie zakończyła powieść. I choć może nie poczułem się specjalnie zaintrygowany wydarzeniami w książce, a środek mnie nużył, to zasadniczo Pod kluczem dobrze się czyta, a unowocześniona wersja starego motywu literackiego gwarantuje rozrywkę na przyzwoitym poziomie. Nieznajomość innych powieści z kolejnym wcieleniem nawiedzonego domu działa na korzyść fabuły Ruth Ware, ale może warto sięgnąć także po klasykę? Mam wprawdzie wrażenie, że Shirley Jackson przegrałaby dziś z propozycją spod pióra Ware, ale do mnie akurat literatura rozrywkowa w stylu Nawiedzonego Domu na Wzgórzu (tutaj) przemawia bardziej. Jak zawsze, to kwestia gustu, a z nim, jak powszechnie wiadomo, nie ma co dyskutować.

 

Informacje o książce

autorka Ruth Ware

tytuł Pod kluczem

tytuł oryginału The Turn of The Key

przekład Anna Tomczyk

Wydawnictwo Czwarta Strona Kryminału

miejsce i rok wydania Poznań 2020

liczba stron 416

egzemplarz recenzencki – finalny

Nowalijki oceniają 4/6

 

Dziękuję Wydawnictwu Czwarta Strona za egzemplarz recenzencki