ANN CLEEVES „ZMORY PRZESZŁOŚCI”

Moja przygoda z twórczością Ann Cleeves zaczęła się lata temu, kiedy jej najlepsza seria kryminalna, rozgrywająca się na Szetlandach, liczyła tylko cztery tomy. Po drodze czytałem także pierwsze części cyklu z Verą Stanhope, ale ponieważ brytyjska autorka nie miała specjalnie szczęścia na polskim rynku wydawniczym, oczekiwanie na kolejne książki dłużyło mi się niemiłosiernie i w pewnym momencie trzeba było uznać, że następnych powieści nie będzie. Do czasu, kiedy jesienią 2018 roku Wydawnictwo Czwarta Strona Kryminału zdecydowało się wznowić Kwartet szetlandzki i opublikować także cztery nowe części tego cyklu. I tak Cleeves wróciła na dobre, również z serią o Stanhope, a że pisarka ma na koncie trochę ponad trzydzieści książek, polski czytelnik wciąż może liczyć na to, że jeszcze długo nie zabraknie mu lektur spod pióra ulubionej autorki. Byleby tylko były publikowane! Co ciekawe, Cleeves specjalizuje się w seriach, ale ma także na koncie dwie jednotomowe opowieści, z których druga – Zmory przeszłości – właśnie ukazuje się nakładem Czwartej Stronie Kryminału. Początek historii tego nie zapowiada, ale ta jednotomówka ma wszystkie cechy, za które tak bardzo cenię pisarstwo kryminalne Cleeves – zagmatwaną zagadkę związaną z przeszłością, śmierć, która staje się początkiem całej serii wydarzeń oraz charakterystyczną i charakterną jednoczesnie bohaterkę. Może nie tak sympatyczną jak detektyw Jimmy Perez, ale za to bardzo podobną do Very Stanhope. I jak to u tej autorki bywa, niespiesznie prowadzona fabuła pozwala na odkrywanie brudnych sekretów oraz skrzętnie skrywanych grzeszków, które rzutują ma losy bohaterów uwikłanych w toksyczne relacje oraz sytuacje bez wyjścia.

Lizzie Bartholomew, aby odciąć się od niedawnych wydarzeń, decyduje się na wycieczkę w pojedynkę do Maroka. W trakcie egzotycznych wakacji poznaje Philipa, tak jak ona, samotnie podróżującego tą samą trasą. Łączy ich krótki romans, o którym Lizzie próbuje zapomnieć, ale kiedy okazuje się, że kochanek po swojej śmierci zostawił jej w spadku sporą sumę pieniędzy, sprawy nabierają nowego biegu. Bohaterka decyduje się wypełnić ostatnią wolę zmarłego – jedyny warunek otrzymania pieniedzy – i tym samym otwiera puszkę Pandory. Krok po kroku zagłębia się w historię pełną sekretów, przeinaczeń oraz destrukcyjnych skutków ludzkiej zawiści.

Charakterystyczną cechą powieści Ann Cleeves jest niespiesznie prowadzona fabuła, w której napięcie między poszczególnymi bohaterami idzie w parze z misternie skonstruowaną siatką intryg, kłamstw oraz przeinaczeń. Dzięki temu, że autorka nie skupia się jedynie na akcji, tylko skrupulatnie analizuje zależności międzyludzkie, może pozwolić sobie na spojrzenie pod podszewkę, pogłębioną analizę zachowań, wielopoziomową ocenę motywów postępowania. Morderstwo wykorzystuje jako punkt wyjścia do opowiedzenia historii mogącej przytrafić się każdemu z czytelników i czytelniczek jej powieści, zwyczajnym ludziom uwikłanym w cudzą intrygę, albo niewinnym ofiarom zazdrości czy skrywanej od lat nienawiści. Ten schemat fabuły pojawia się także w Zmorach przeszłości, w której to powieści Cleeves po raz kolejny udowadnia, że nie ma sobie równych w kreowaniu klimatycznych i kameralnych opowieści o najniższych instynktach, cierpliwie czekających na odpowiedni moment, aby obudzić demona zazdrości. Główna bohaterka powieści zostaje postawiona w niezwykle trudnej sytuacji; bardziej od pieniędzy liczy się dla niej pamięć o Philipie i dlatego decyduje się podjąć zadania, jakie zostawił jej w spadku. Czytelnik wraz z nią odkrywa tytułowe zmory, powoli rozplątując skomlikowany węzeł wydarzeń, które doprowadziły do tragedii. Lizzie ma nadzieję, że wystarczy z boku przyjrzeć się bohaterom uwikłanym w sprawę opisaną w testamencie kochanka, ale szybko orientuje się, że będzie musiała opowiedzieć się po którejś ze stron i na pełny obiektywizm zwyczajnie nie może sobie pozwolić.

Ann Cleeves ma rękę do bohaterek i bohaterów, szczególnie tych pierwszoplanowych, na barkach których opiera się ciężar całej fabuły. W Polsce znamy przede wszystkim Jimmy’ego Pereza, Verę Stanhope i Matthew Venna – teraz do nich dołącza Lizzie Bartholomew – dziewczyna ze skomplikowaną przeszłością i charakterem ukształtowanym nie tylko przez przeżycia z dzieciństwa oraz młodości, ale także przez chorobę. Nie zdradzając żadnych szczegółów mogę jedynie napisać, że z zachowania zdecydowanie bliżej jej do Very co oznacza, że i Lizzie potrzebuje czasu, aby zdobyć serce czytelnika. Przyznam, trochę mi zajęło przekonanie się do tej bohaterki, ale w końcu przypadła mi do gustu, chyba dlatego, że tak, jak innych bohaterów wykreowanych przez Cleeves, tak i tę postać charakteryzje ludzkie podejście do życia, skłonność do popełniania błędów oraz naturalna potrzeba wyjaśnienia – głównie sobie – sensu istnienia różnych niegodziwości w otaczającej ich rzeczywistości. Nieważne czy pierwszoplanowi, czy tylko epizodyczni, bohaterowie prozy Cleeves zawsze napisani są z uwagą świadczącą o szacunku autorki także do swoich czytelników. A ci mogą czuć się usatysfakcjonowani lekturą Zmór przeszłości, choć na typowy dla pisarki klimat muszą trochę poczekać, gdyż zanim fabuła potoczy się starym torem (i tak, to jest komplement!) trzeba będzie uzbroić się w cierpliwość. Warto, bo nietypowe śledztwo Lizzie Bartholomew to po prostu Cleeves w wysokiej formie – uważna w opisie rzeczywistości, wrażliwa na emocje swoich bohaterów i nie do podrobienia w kwestii ukrywania przed czytelnikiem oczywistych prawd. Tak po prostu: tylko tyle i aż tyle.

Informacje o książce

autorka Ann Cleeves

tytuł Zmory przeszłości (Burial of Ghosts)

przekład Piotr Grzegorzewski i Marcin Wróbel

Wydawnictwo Czwarta Strona Kryminału 2023

ocena 5/6

patronat medialny bloga

recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem