RUTH WARE „ŚMIERĆ PANI WESTAWAY”

Ruth Ware, angielska autorka, pisze powieści w gatunku, który lubię, ale z jej książkami niespecjalnie mi po drodze. Z pięciu opublikowanych po polsku przeczytałem trzy – debiut W ciemnym, mrocznym lesie (tutaj) dostał ode mnie kredyt zaufania, Pod kluczem (tutaj) skusiła motywem starego domu i … rozczarowała, bo w mojej ocenie zabrakło w tej historii mrocznego klimatu. Ponieważ jednak lubię powieści obyczajowe z elementami kryminału i thrillera psychologicznego, zdecydowałem się przeczytać Śmierć pani Westaway.W końcu Do trzech raz sztuka. I bingo! Tym razem zaskoczyło od pierwszych stron, choć uczciwie muszę napisać, że nadal nie wyczułem przyprawiającego o dreszcz emocji klimatu, zainteresowała mnie za to skomplikowana historia rodzinna głównej bohaterki oraz sposób, w jaki Ruth Ware zbudowała tę opowieść. Metodycznie i bardzo powoli, co niekoniecznie przypadnie do gustu czytelnikom nastawionym na szybkie tempo i liczne twisty. W nowej na rodzimym rynku wydawniczym książce brytyjskiej autorki tych elementów jest jak na lekarstwo. I tym razem to nie zarzut, ponieważ w mojej ocenie Ware nawiązuje w Śmierci pani Westaway do tradycji thrillera (z naciskiem na) psychologicznego w stylu prozy Daphne du Maurier, która ustaliła własne zasady popularnego dziś gatunku.

Harriet Westaway ma dwadzieścia jeden lat, niedawno straciła w wypadku samochodowym matkę i wyglada na to, że przyszłość dziewczyny jawi się w ciemnych barwach. Zajmuje się tarotem na molo w Brighton, ale po sezonie turystycznym nie jest zbyt intratne zajęcie. Kiedy Hal wydaje się, że lada moment spotka ją finansowa katastrofa, bohaterka otrzymuje zawiadomienie o śmierci babki. Hester Mart Westaway zostawiła, oprócz okazałej posiadłości w Kornwalii, także testament, na odczytanie którego Harriet otrzymała zaproszenie. Tylko że nic się nie zgadza, dziadkowie dziewczyny zmarli lata temu, a matka nie wspominała nic o rodzinnej posiadłości. Hal decyduje się pojechać na pogrzeb i uczestniczyć w tej – jej zdaniem – mistyfikacji lub pomyłce. Na miejscu okazuje się, że prawda, którą żyła od dzieciństwa, nie ma nic wspólnego z rzeczywistością, a georgiańska posiadłość Trepassen kryje wiele paskudnych tajemnic.

Zauważyłem, że Ruth Ware lubi sięgać po motywy z dawnych powieści i adaptować je do współczesnych okoliczności swoich książek. Tym razem napisała historię z pogranicza prozy obyczajowej i thrillera psychologicznego w starym stylu. Naszpikowana tajemnicami historia rodu Westaway i jej nestorki rozgrywa się w ponurych dekoracjach okazałego domostwa, w którym niepodzielnie rządzi pani Warren, przypominającą nieco Danvers z Rebeki, o czym w autoironicznym żarcie wspomina jeden z bohaterów Śmierci pani Westaway. Niespiesznie prowadzona opowieść, w której autorka raz na jakiś czas dorzuca kolejny element coraz bardziej skomplikowanej układanki oraz nieco mroczny ( i zakurzony) stary dom – przywołują na myśl gotycką powieść grozy, której bardzo dalekie echa słychać w historii Hal i rodziny Westaway. Pewnie z tego właśnie powodu powieść Ware skupia się przede wszystkim na psychologii – szczególnie głównej bohaterki; jeśli straszy, to bardzo subtelnie a klimat, no cóż, ten jest bardzo umowny. Wydarzenia przyspieszają dopiero pod koniec, kiedy czytelnik ma szansę poznać największą tajemnicę rodziny Westaway i uświadomić sobie, że momentami irytujące, kręcenie się Hal wokół własnej osi jest po to, aby przygotować i ją, i czytelników na taki a nie inny finał. Być może niekoniecznie spektakularny, ale z pewnością wpisujący się w przemyślaną przez autorkę koncepcję, polegającą na dodawaniu kolejnej warstwy, która ostatecznie stworzy logiczny przekładaniec.

O powieściach takich jak Śmierć pani Westaway lubię napisać, że są solidne. Sprawnie napisane, niespieszne (co zapewne wielu czytelników uzna za wadę), dzięki czemu autorka może skupić się na psychologii postaci i ma czas na zbudowanie karkołomnej, ale wciągającej intrygi, która opiera się na ludzkich słabościach, pierwotnych instynktach i przede wszystkim na zbiegu okoliczności – tej fatalnej sile, która nawet dobrych ludzi zmusza do bardzo brzydkich czynów. Nie jest Śmierć pani Westaway książką porywającą, szczególnie w połowie, kiedy akcja wyraźnie traci na impecie, ale tajemnice wokół Hal i jej matki, a także całej rodziny z Kornwalii mają swój specyficzny urok, który przyciąga do lektury. Nietrudno więc wciągnąć się w tę łamigłówkę, szczególnie, że autorka oszczędnie podaje kolejne elementy, długo trzymając czytelnika w niepewności. A tak prowadzoną fabułę bardzo lubię i chyba również dlatego książkę Ruth Ware oceniam dobrze. Przede wszystkim jednak dostrzegam ukłon autorki w stronę twórczości Daphne du Maurier, która jeśli straszyła to elegancko i z umiarem. I miała słabość do posępnych posiadłości, w murach których kryła się niejedna tajemnica. Obie pisarki lubią chyba te same klimaty. Lubię i ja!

Informacja o książce

autorka Ruth Ware

tytuł Śmierć pani Westaway (The Death of Mrs. Westaway)

przekład Anna Tomczyk

Wydawnictwo Czwarta Strona Kryminału 2021

Nowalijki oceniają 4+/6

Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem