
Czas nieubłaganie pędzi w swoim stylu, co oznacza, że marzec przemknął z prędkością światła. Na rynku wydawniczym także spory ruch – wydawnictwa zdecydowanie obudziły się z zimowego letargu, co przekłada się na coraz więcej i więcej nowości, na które warto spojrzeć przychylnym okiem. Ten wzmożony ruch nie oznacza, oczywiście, natychmiastowej lektury … choć oczywiście nowe tytuły kuszą … do czasu kolejnej fali nowości. Doświadczenie podpowiada, że ten schemat nigdy się nie zmieni. Bo przecież sekcja Zapowiedzi na stronach ulubionych wydawnictw zachęca, aby zajrzeć i dowiedzieć się, na co warto czekać. I … wiadomo.

W marcu przeczytałem dziesięć powieści, a zrecenzowałem siedem. Znów mniej niż planowałem, ale przedwiośnie mocno mnie rozleniwiło i choć preferuję jesienne klimaty, nawet ja odczuwam brak słońca oraz krótsze dni, które po zmianie czasu wyraźnie nabrały długości. Wiosna powoli daje o sobie znać i to jest bardzo dobra wiadomość.
Marcowa lista zrecenzowanych tytułów wygląda następująco:
- Biblia jadowitego drzewa Barbara Kingsolver – epicka powieść o granicach ingerencji człowieka w życie innych, obszerna, wielowątkowa i mimo trzech dekad na karku – wciąż bardzo aktualna;
- Martwy pisarz Sulari Gentill – pierwsze spotkanie z kryminałem australijskiej autorki, której powieść – nieco pokręcona i napisana z lekkim przymrużeniem oka – przypadła mi do gustu;
- Moje zmory Gwendoline Riley – kolejna nowa dla mnie autorka, która na tapet wzięła, co prawda, mocno zgrany temat relacji matka – córka, ale podołała zadaniu, tworząc realistyczny portret rodziny po przejściach;
- W środku nocy Riley Sager – mam wprawdzie z tym autorem, a raczej z jego książkami problem, ale nie potrafię sobie odmówić lektury kolejnego thrillera spod pióra Sagera – tym razem całkiem udanego;
- Pomoc domowa. Z ukrycia Freida McFadden – lubię thrillery tej autorki, ale podobnie jak z jej kolegą po fachu – nie zawsze podobają mi się książki spod pióra McFadden – niestety, trzecia część opowieści o Millie Calloway jest według mnie, najsłabszą powieścią amerykańskiej pisarki;
- Duchy zostają Hilary Mantel – nie znam powieści historycznych zmarłej w 2022 roku brytyjskiej pisarki, ale jej niewielka książka biograficzna zrobiła na mnie duże wrażenie – dobrze napisana, refleksyjna i osobista proza broni się sama;
- Rouge Mona Awad – każda kolejna książka Awad jest jeszcze bardziej pokręcona, ale ja zostałem wielkim fanem jej stylu, nawet, jeśli mam świadomość, że od proponowanych przez nią historii łatwo się odbić – jak już teraz wypatruję kolejnych.
Trzy powieści, przeczytane w marcu, na swoje recenzje muszą poczekać do kwietnia. Taki mamy klimat.

Marzec to dobry miesiąc, bo urodzinowy, dlatego nie mogło zabraknąć chwili na dobrą kawę i ciastko, a przede wszystkim na interesujące rozmowy oraz wyczekane spotkania.

Wprawdzie pracuję niedaleko Muzeum Narodowego, ale dopiero w marcu udało mi się zwiedzić wystawę drzeworytów i obrazów Utamaro Kitagawy, którego prace imponują starannością wykonania, tematyką oscylującą wokół wizerunku kobiety i przenoszącej widza do świata z przełomu XVIII i XIX wieku. Na wystawie można obejrzeć ponad trzysta eksponatów. I na pamiątkę stworzyć własną replikę dwóch dzieł mistrza.


Serialowo – nadal bez zmian: wciągnąłem się w wieloodcinkowe produkcje, a że wieczorem coraz częściej wybieram książkę – wygląda na to, że te same tytuły będę oglądał jeszcze bardzo długo. Z nowości zobaczyłem Dojrzewanie (Netflix) – podobał mi się, szczególnie odcinek trzeci, ale ani mnie te serial nie zszokował, ani nie rzucił na kolana jeśli chodzi o tematykę. Ale duże wrażenie zrobiła na mnie jego realizacja: każdy odcinek nakręcony został w jednym ujęciu. Przyznam, że to imponujące dokonanie. Przypomniałem sobie także o Poker Face (SkyShowtime) fajnie zrobionym serialu kryminalnym z bardzo dobrą Natashą Lyonne w głównej roli. A że brakuje mi starych dobrych sitcomów (tak, tych ze śmiechem w tle) powróciłem do oglądania Mamuśki (Max) – fabuła jedzie po bandzie, ale zaskakująco dobrze się go ogląda, więc kontynuuję, bo kilka dobrych sezonów wciąż przede mną. A filmowo? Znów … nic. Może w kwietniu będzie lepiej.

I tak minął marzec – może niespecjalnie imponujący w kontekście lektur oraz filmów/seriali, ale jak dla mnie całkiem udany. Znów przedłużyłem na kolejny rok hosting dla mojej strony co oznacza, że Nowalijki, póki co, nigdzie się nie wybierają, choćby dlatego, że latem stuknie dokładnie 10 lat mojej obecności w blogosferze. I pomyśleć, że to był projekty na próbę i z myślą o kilku miesiącach działalności. Ale o tym pewnie więcej za jakiś czas!
I to by było na tyle. Dziękuję za odwiedziny. Widzimy się na podsumowaniu kwietnia!
