
Literatura, właściwie od zawsze, uwielbia skupiać się na relacjach rodzinnych. Nie ma bowiem bliższego czytelnikowi tematu, który albo przygląda się podczas lektury własnemu życiu i jego składowym, albo dostrzega wspólny mianownik między opisywanymi sytuacjami a własnym doświadczeniem. Albo jeszcze inaczej – z ulgą stwierdza, że akurat w jego przypadku, ta konkretna opowieść przedstawia zdarzenia i sytuacje, dalekie od jego własnych doświadczeń.
Rodzina, jako punkt wyjścia do powieści skupiającej się na relacjach międzypokoleniowych, stanowi fabularny trzon książki Moje zmory Gwendoline Riley. Brytyjska autorka, w niewielkich rozmiarów historii, zbudowanej z dialogów oraz reminiscencji z życia pierwszoosobowej narratorki, przygląda się z uwagą jej relacjom z rodzicami – w mniejszym stopniu z ojcem, w większym i chyba równie bolesnym z matką, z którą łączy ją złożony związek oparty na specyficznie pojmowanej miłości, wzajemnym niezrozumieniu oraz pogłębiającej się niechęci. W dorosłym życiu próbuje walczyć z tytułowymi zmorami, wspomnieniami z dzieciństwa, które niczym koszmary powracają bez końca, definiując jej dorosłość.

Bridget, główna bohaterka i jednocześnie pierwszoosobowa narratorka Moich zmór, to na pozór kobieta spełniona – wraz z partnerem (i kotem) wiedzie uporządkowane życie, ale za tą fasadą czają się trujące, nieprzepracowane wciąż epizody z przeszłości. W sensie emocjonalnym bowiem, nawet tu i teraz, w dorosłym życiu, zmaga się z traumą toksycznego dzieciństwa naznaczonego rozwodem rodziców, narcystycznym charakterem ojca oraz budzącymi wątpliwości, co do stabilności psychicznej, zachowaniami matki. Dla bohaterki powieści dzieciństwo, a szerzej przeszłość, kładzie się długim cieniem na jej codzienności, również dlatego, że zmuszona jest (a może także czuje obowiązek lub nawet potrzebę), aby towarzyszyć starzejącej się i umierającej matce.
Niewielka powieść Gwendoline Riley niesie ze sobą ogromny ciężar emocjonalny. Z wspomnień Bridget wyłania się bowiem obraz toksycznej rodziny naznaczonej rozwodem, w wyniku którego narratorka i jej siostra zmuszane są odwiedzać ojca, który, zadufany w sobie, nie szczędzi im uszczypliwości zarówno fizycznych, jak i emocjonalnych. Ucieczka Bridget w świat literatury spotyka się z niezrozumieniem ze strony ojca, któremu bez trudu przychodzi wyszydzanie córki tylko dlatego, że czuje się wobec niej bezkarny. Wcale nie łatwiej jest z matką bohaterki – rozchwiana emocjonalnie, mniej lub bardziej skutecznie manipulująca otoczeniem, kobieta staje się dla córek nieznośnym obciążeniem, wywołującym skrajne odczucia, łączy je trudna do zaakceptowania mieszanka poczucia obowiązku, tlącej się gdzieś na obrzeżach miłości oraz naturalnego efektu przywiązania.
Moje zmory z uwagą przyglądają się dynamice relacji rodzinnych głównej bohaterki. Ale Riley nie dzieli swoich postaci na tylko dobre i tylko złe. Jak w prawdziwym życiu, tak i w książce czytelnik dostrzega również szarości, ponieważ każde z członków rodziny Bridget ma swoje przywary i wady, dzięki którym wydają się bliżsi prawdziwemu życiu i tym samym odbiorcy tej fabuły. Autorka Moich zmór jest w swym opisie rzeczywistości precyzyjna i przenikliwa; swobodnie miesza sarkastyczny humor z powagą, kreśląc bogaty w niuanse, wyjątkowo nieidealny obraz relacji rodzinnych, od których niełatwo jest się uwolnić. Jeśli potrzeba, potrafi być subtelna w opisie delikatnych relacji matki z córką, ale spowodowany formą kontrast z treścią jeszcze mocniej uwypukla złożoność tego, naturalnego przecież przywiązania. I choć Moje zmory nie odkrywają niczego, czego literatura nie przepracowałby już wcześniej, książka Gwendoline Riley skłania do refleksji nad naturą rodzinnych więzi i ich wpływem na dorosłe życie dzieci.
Informacje o książce
autorka Gwendoline Riley
tytuł Moje zmory (My Phantoms)
przekład Maciej Stroiński
Wydawnictwo Czarne 2025
ocena 5/6
recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem