ROBERT MAŁECKI „ZMORA”

Bardzo nie lubię, kiedy cenionemu przeze mnie autorowi muszę wystawić niepochlebną opinię. Zdaję sobie sprawę, że proces powstawania fabuły nie należy do najłatwiejszych, a ocena czytelnika nierzadko na pstrym koniu jeździ, że pozwolę sobie na drobną parafrazę. Taka sytuacja spotkała mnie po lekturze Żałobnicy (tutaj) Roberta Małeckiego, pisarza, któremu kibicuję od momentu jego debiutu. Cenię go za styl i umiejętność kreowania misternych zagadek kryminalnych osadzonych w szerszym kontekście relacji międzyludzkich. Wspomniana Żałobnica była, co prawda, lekturą co najwyżej dobrą, ale jej odbiór nie wpłynął radykalnie na mój stosunek do prozy Małeckiego. Dlatego, bez namysłu sięgnąłem po nową powieść licząc, że Zmora okaże się fabułą, co do oceny której, nie będę miał wątpliwości. I rzeczywiście, najnowsza książka autora serii o komisarzu Bernardzie Grossie to historia (jak zawsze) świetnie napisana, (tym razem) trzymająca się ram gatunku i z zakończeniem takim, jakie lubię najbardziej.

Główna bohaterka i pierwszoosobowa narratorka powieści, Kama Kosowska, po niedanej próbie zrobienia kariery dziennikarskiej w Warszawie, wraca do rodzinnego Torunia. Zamiast szukać pracy w lokalnych mediach, dziewczyna skupia się na analizie wydarzeń z własnej przeszłości, kiedy to w niewyjaśnionych okolicznościach zaginął jej kolega i syn sąsiadów. Na potrzeby serialu dokumentalnego Kama rozpoczyna własne śledztwo i szybko orientuje się, że w sprawę z 1986 roku mocno zaangażowany był jej ojciec, dziś emerytowany policjant. Dziennikarka ma do przepracowania nie tylko kwestię relacji z komisarzem Lesławem Korczem, który z ramienia policji prowadzi wznowione śledztwo, ale także coraz więcej niejasności wokół tragicznej śmierci jej matki. Komuś bardzo zależy, aby Kosowska powróciła do bolesnych wydarzeń z dzieciństwa.

Wygląda na to, że Robert Małecki, póki co, odpoczywa od serii kryminalnych, ponieważ Zmora to kolejna, po Żałobnicy, zamknięta całość fabularna. Mam także wrażenie, że autor postanowił raz jeszcze zmierzyć się z niełatwym, bo mocno już wyeksploatowanym gatunkiem, jakim jest thriller psychologiczny, choć w przypadku tej powieści lepiej napisać, że czytelnik ma do czynienia z hybrydą gatunkową. Znów kobieta jest główną bohaterką i wiodącą narratorką, historia rozgrywa się na dwóch płaszczyznach czasowych, a opowiadana jest także z punktu widzenia innego bohatera. Ten zabieg narracyjny zawsze dobrze sprawdza się w prozie gatunkowej i Zmora nie jest wyjątkiem od tej reguły. Czytelnik powoli, ale konsekwentnie poznaje wydarzenia z przeszłości, na bieżąco śledzi poczynania Kamy, a całość dopełniają rozdziały pokazujące w działaniu komisarza Korcza. Dominujące wątki przeplatają się, tworząc harmonijną i (co oczywiste po przeczytaniu książki) przemyślaną w najdrobniejszych szczegółach całość.

Zmora łączy w sobie cechy thrillera psychologicznego z klasycznym kryminałem, ale w przeciwieństwie do przywoływanej już Żałobnicy, oba gatunki są w nowej książce zbalansowane, co sprawia, że czytelnik ma poczucie spójności. Równowaga między wątkami z przeszłości i tym, co dzieje się współcześnie, dbałość o wyważenie emocji i zachowanie jednolitego klimatu świadczą o tym, że autor wyciągnął (takie mam wrażenie) daleko idące wnioski po pracy nad poprzednią fabułą i uniknął widocznych w Żałobnicy usterek. Być może także stworzył przy okazji kolejną wersję poczytnego gatunku, przez wydawnictwo nazywaną thrillerem kryminalnym. Zwał, jak zwał, ale przyznam – pasuje mi takie określenie, ponieważ idealnie oddaje klimat Zmory – szczególnie, jeśli skupić się na wątku śmierci matki głównej bohaterki. Lubię tak skonstruowaną fabułę i również dlatego jestem zadowolony z lektury.

Paradoksalnie, choć Zmorę czytało mi się bardzo dobrze, uważam, że powieści mogłaby być trochę krótsza, przede wszystkim wątek z lat 80. od pewnego momentu dłużył mi się, głównie dlatego, że jego rozwiązanie wydawało się oczywiste. Dynamicznie rozwijająca się sprawa śmierci Kosowskiej chyba jednak mocniej przykuła moją uwagę. Podobają mi się nawiązania w fabule Zmory do innych powieści Roberta Małeckiego, który konsekwentnie tworzy w ten sposób własne uniwersum, co docenią uważni czytelnicy jego prozy. Z drugiej strony warto być w tej kwestii ostrożnym, ponieważ umiejscowienie kolejnej powieści w tym samym świecie przedstawionym sprawia, że książki, tracą trochę na różnorodności. Sam złapałem się na tym, że podczas lektury Zmory miałem wrażenie, jakbym czytał historię z dobrze znanego mi cyklu. Nie wiem jednak, czy potraktować to jako atut fabuły – tutaj miałbym jednak wątpliwości. Podoba mi się za to, że autor, w powieści o charakterze rozrywkowym, przemyca kwestie psychologiczne, pokazuje, jak wybory jego bohaterów wpływają na życie ludzi wokół nich. Doceniam także, że postaci w książkach Roberta Małeckiego nie są płaskie; zmagają się z przeszłością, nie radzą sobie z bliskimi, zmuszone są przewartościowywać swoje życie, wreszcie zdobywają się na niełatwe gesty, z których budują przyszłość.

Jako czytelnik, który kibicuje autorowi – przyznam – odetchnąłem z ulgą. Zmora to taka powieść, na którą czekałem.

Informacje o książce

autor Robert Małecki

tytuł Zmora

Wydawnictwo Czwarta Strona Kryminału 2021

Nowalijki oceniają 5/6

Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Czwarta Strona Kryminału