ROBERT THOROGOOD „KLUB MIŁOŚNICZEK ZBRODNI”

Lekkie kryminały spod znaku cosy crime/cosy mystery kojarzą mi się od zawsze z cyklem powieści o pannie Marple Agathy Christie. Ale królowa prozy detektywistycznej nie jest jedyną autorką, która przyczyniła się do popularyzacji opowieści o zbrodni w lżejszej, nierzadko żartobliwo – pastiszowej odsłonie. W tym gatunku prym wiodą przede wszystkim angielskie pisarki i pisarze, ale kryminały w konwencji cozy powstają także poza Wyspami Brytyjskimi. Sporymi osiągnięciami w tym gatunku mogą pochwalić się także autorki i autorzy znad Wisły.

Powieści ze wspomnianą panną Marple należą do moich ulubionych, ale z zainteresowaniem sięgam po współczesną odmianę kryminałów cosy, licząc na ciekawą intrygę, nietuzinkowe postaci oraz sporą dawkę humoru, często tego z kategorii nieco absurdalnego. Trafiam różnie, czego przykładem jest twórczość Richarda Osmana, ale w przypadku powieści jego rodaka i przy okazji imiennika nie mam większych zastrzeżeń. Klub miłośniczek zbrodni, otwierający cykl Richarda Thorgood’a, spełnia moje oczekiwania wobec literatury lekkiej, sprawnie napisanej, której nadrzędnym, żeby nie napisać jedynym zadaniem jest dostarczenie czystej rozrywki.

Akcja powieści rozgrywa się w niewielkim Marlow – uroczym angielskim miasteczku, w którym życie toczy się spokojnym trybem, z dala od zgiełku wielkich metropolii. A jednak i tutaj zdarzają się zbrodnie. Tym razem zaczyna się od śmierci jednego z mieszkańców, a policja bezradnie rozkłada ręce twierdząc, że do jego zgonu nie przyczyniły się osoby trzecie. Innego zdania jest pani Judith Potts, sąsiadka zmarłego, która widziała coś, co może przyczynić się do rozwiązania sprawy. Kiedy miasteczkiem wstrząsają kolejne tragiczne wieści, temperamentna starsza pani skrzykuje przyjaciółki, aby wesprzeć policję własnym śledztwem. Siejące zamęt trio nie zdaje sobie sprawy, że wbrew swojej woli pakuje się w jeszcze większe kłopoty niżby to wyglądało na początku.

Z racji doświadczenia w rozrywce i wykonywanego zawodu scenarzysty, Richard Thorogood jako mało kto zna się na gatunkach prozy rozrywkowej. Dlatego jego Klub miłośniczek zbrodni ma wiele cech charakterystycznych dla kryminału spod znaku cosy, ale odczytanych przez pryzmat współczesności. Autor umieścił akcję w obowiązkowo sennym, angielsko uroczym miasteczku, bohaterkami czyniąc starsze panie, które więcej dzieli niż łączy, choć to pewnie sformułowanie na wyrost, ale … takie wnioski można wyciągnąć dopiero po lekturze.

Nieformalny klub detektywek tworzą panie w sile wieku, z różnym doświadczeniem życiowym oraz odmiennym temperamentem, którym niespożyta siła życiowa każde aktywnie uczestniczyć w codzienności Marlow. W tej grupie prym wiedzie dobiegająca osiemdziesiątki Judith Potts, zawodowo układająca krzyżówki do gazet i to wokół niej autor buduje fabułę książki, choć uśmierca kogoś innego. Żona pastora i wyprowadzaczka psów dzielnie pomagają pani Potts w rozwikłani zagadki, wspólnie zaś wpierają się w radzeniu sobie z trudami codzienności, upływem czasu, nudą i powtarzalnością codziennych obowiązków domowych.

Klub miłośniczek zbrodni to powieść lekka, skupiająca się, co prawda, na zbrodni, ale zgodnie z definicją gatunku nie koncentrująca się na szczegółowości opisów, raczej pokazująca barwną rzeczywistość małej społeczności z jej grzeszkami oraz tajemnicami skrywanymi za starannie wypielęgnowanymi żywopłotami. Thorogood pisze w niezobowiązującym, nieco gawędziarskim stylu, kiedy trzeba jest zabawny, choć nie do przesady, potrafi także z wyczuciem opisać mniej przyjemne aspekty, kiedy bohaterki przywołują niekoniecznie tylko radosne fakty ze swojego życia. Członkiniom nieformalnego klubu nie brakuje humoru i absurdalnych pomysłów, a także talentu do ładowania się w niebezpieczne sytuacje, z których, zgodnie z regułą gatunku – wychodzą (oczywiście) obronną ręką.

Całość sprawia sympatyczne wrażenie, ale warto także napisać, że powieść Thorogood’a obfituje w wydarzenia mocno naciągane i mało prawdopodobne, które mają prawo się nie podobać. Autor nie przesadza w kwestii komizmu postaci, ale jeśli chodzi o nieoczekiwane sploty wydarzeń oraz pojawiające się znienacka rozwiązania – szarżuje, o czym warto pamietać, sięgając po jego powieść. Taką konwencję albo się kupuje bez zastrzeżenia, albo w konsekwencji ma się problem z odbiorem fabuły. Sam, przyznaję, tu i ówdzie z niedowierzaniem kręciłem głową, ale w sumie spodziewałem się takich rozwiązań, dlatego nie mają one większego wpływu na ocenę całości. Wręcz przeciwnie – Klub miłośniczek zbrodni przypadł mi do gustu na tyle, że z pewnością sięgnę po kontynuację, mając w pamięci plusy i minusy prozy reprezentującej ten gatunek literatury rozrywkowej.

Informacje o książce

autor Robert Thorogood

tytuł Klub miłośniczek zbrodni

przekład Ewa Horodyska

Wydawnictwo Znak Koncept 2024

ocena 4+/6

recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem