REBECCA F. KUANG „BABEL, CZYLI O KONIECZNOŚCI PRZEMOCY”

Nie pamiętam nawet, ile razy obiecywałem sobie, że do wychwalanych zewsząd książek będę podchodził z dystansem, mając świadomość tego, że każdemu podoba się coś innego. Wielokrotnie okazywało się bowiem, że hit wydawniczy nie przypadł mi do gustu, a wysokie oczekiwania, napompowane marketingiem (również tym szeptanym) nie zostały zaspokojone w trakcie lektury, żeby nie napisać mocniej o rozczarowaniu i poczuciu straconego czasu. Oczywiście (i na szczęście) mam na półkach liczne wyjątki od tej reguły, ale Babel, czyli o konieczności przemocy R.F. Kuang potwierdza moją tezę, że to, co podoba się wszystkim, niekoniecznie musi przypaść mi do gustu. I w tym przypadku po prostu nie zagrało, bo choć umiem w powieści dostrzec kilka plusów, to jednak – w mojej ocenie – minusów jest więcej i to one wpływają na ostateczną ocenę książki. Wprawdzie fantasy nie jest moim ulubionym gatunkiem, ale na lekturę skusiłem się ze względu na klimat dark academia, który jednak gubi się w nadmiarze innych elementów budujących niezbyt dynamiczną, żeby nie napisać zbyt statyczną fabułę, z ważnym – co prawda – przesłaniem, ale przedstawionym bardzo łopatologicznie.

Babel, czyli o konieczności przemocy opowiada historię urodzonego w XIX wieku Chińczyka, do którego niespodziewanie uśmiecha się los. Zamiast czekać na śmierć w wyniku kolejnej fali epidemii, zostaje zabrany do Anglii, gdzie dzięki protekcji jednego z oksfordzkich profesorów przygotowuje się do rozpoczęcia studiów w Królewskim Instytucie Translatoryki. Jako Robin Swift ma zajmować się tajemniczą gałęzią nauki łączącą w sobie moc przekładu z siłą srebra – dzięki takiej niezwykłej kombinacji odpowiednio dobranych par wyrazów z różnych języków oraz siły kruszcu powstaje materia dająca ogromną moc. Nie tylko wydatnie poprawia jakość życia we wszystkich jego aspektach, ale może posłużyć do budowy śmiercionośnej broni, a to wszystko ku chwale Imperium Brytyjskiego, które wzbogaca się na sprzedaży innym państwom tej nowoczesnej technologii. Niewielka grupka starannie wyselekcjonowanych studentów i studentek pilnie uczy się w oksfordzkiej wieży Babel, powoli odkrywając, jaką rolę odgrywają w tej układance sterowanej przez kilka bardzo wpływowych osób.

Muszę przyznać, że początek powieści R.F. Kuang bardzo przypadł mi do gustu i dawał nadzieję na wciągającą historię, bardzo obszerną, ale z gatunku nieodkładalnych. I faktycznie pierwszych kilkadziesiąt stron daje radę, ale im dalej w tę opowieść, tym słabiej. Czytelnik szybko orientuje się, że fabuła właściwie nie ma żadnego tempa (nabiera go pod koniec, ale to zdecydowanie za późno), bohaterowie są płascy i ich losy nie są w stanie mocniej zaangażować do lektury, zaś niekończące się wykłady, dotyczące etymologii czy później także kwestii kolonializmu na chwilę budzą ciekawość, by za moment irytować nadmiarem oraz koturnowością.

W swoich opiniach jak ognia unikam słowa nuda, ponieważ ono nierzadko spłyca ocenę i jest pójściem na łatwiznę, ale faktycznie jest tak, że Babel to lektura nużąca, którą czyta się z poczuciem zmarnowanego i czasu, i potencjału. Do tego męczący jest jej nadrzędny przekaz – ważny, z czym nie dyskutuję, ale podany w taki akademicko mentorski, zero – jedynkowy sposób. Zdaję sobie sprawę, że jako przedstawiciel (rzekomo)uprzywilejowanej części świata nie jestem w stanie do końca zrozumieć pewnych argumentów, również dlatego, że polskie próby kolonializmu to na szczęście historyczne kuriozum, a nie podstawa budowania tożsamości narodowej i bogactwa na pokolenia.

Babel, czyli o konieczności przemocy nie jest w mojej ocenie powieścią udaną głównie dlatego, że autorka chciała w jednej fabule zmieścić zarówno ważną tematykę (kwestia kolonializmu, wzniosłe idee w konfrontacji z merkantylnym podejściem do życia, narzucanie nowej tożsamości kosztem wyrzeczenia się własnych korzeni) z rozbudowanym światem w klimacie dark academia. Chyba dlatego czytelnik poznaje w najdrobniejszych szczegółach plan studiów głównego bohatera, śledzi niekończące się wykłady na temat etymologii i wartości przekładu, przysłuchuje się pompatycznym przemowom profesorów, czy wędruje uliczkami Oksfordu. Głównie po to, żeby fabuła wpisała się w modną konwencję, co poniekąd autorce się udało. Podobnie jak pomysł na połączenie siły przekładu z mocą srebrnych sztabek. Jeśli jednak tak ma wyglądać fabuła fantastyczna, to jak nie kupuję tego konceptu, ponieważ moim zdaniem Babel zwyczajnie wypada blado jako powieść ze słabo napisanym postaciami, zanikającym tempem oraz źle wyważonym punktem ciężkości między skrupulatnie opisanym światem przedstawionym i wydarzeniami na dłużej przykuwającymi do lektury.

Podejście R.F. Kuang do kwestii kolonializmu jest tak łopatologiczne, że nawet średnio wrażliwy na temat odbiorca, ale znający choćby trochę historię świata z ostatnich wieków, będzie co najwyżej przewracał oczami, kiedy autorka po raz kolejny tłumaczy mu oczywistości tak, jakby to była prawda objawiona. Podkreślę jeszcze raz, że rozumiem jej intencję, zdaję sobie sprawę, że książka skierowana jest do określonego odbiorcy, ale dobra literatura ma to do siebie, że funkcjonuje ponad najróżniejszymi podziałami. Babel niestety ciężaru oczekiwań nie udźwignął. Szkoda, bo powieść miała potencjał oraz kilka dobrych momentów, ale patrząc całościowo – to jednak bardzo przeciętna fabuła, w której pisarka mocno się pogubiła, łapiąc zbyt wiele srok za ogon. Albo pisząc prościej – R.F. Kuang napisała obszerną książką, która jest trochę o wszystkim i (momentami) nie wiadomo o czym.

Może z thrillerem psychologicznym autorka poradzi sobie lepiej? Polska premiera Yellowface już całkiem niedługo.

Informacje o książce

autorka R.F. Kuang

tytuł Babel, czyli o konieczności przemocy (Babel)

przekład Grzegorz Komerski

Wydawnictwo Fabryka Słów 2023

ocena 3/6

egzemplarz własny