BONNIE GARMUS „LEKCJE CHEMII”

Od zawsze wyznaję zasadę Najpierw książka, potem film, a ostatnio częściej serial. Staram się wytrwać w moim postanowieniu, co nie zawsze jest łatwe i sprawia, że lista Do obejrzenia niebezpiecznie się wydłuża, a tym samym zaległości rosną już nie tylko w odniesieniu do książek. Niedawno wpadła mi w oko zapowiedź serialu na postawie powieści Bonnie Garmus Lekcje chemii (swoją drogą zapowiada się stylowa produkcja), a że książka od dawna czeka w kolejce do przeczytania, wybór kolejnej lektury okazał się oczywisty. I bardzo satysfakcjonujący, ponieważ debiut amerykańskiej pisarki to kawał udanej literatury obyczajowej, która sprawnie balansuje między ironicznym humorem i mocnym, feministycznym przekazem, a do tego jest po prostu dobrze napisaną historią, w której nie brakuje miejsca na autentyczne emocje i uniwersalne wartości.

Jak ognia unikam kategorycznych sformułowań typu Najlepsza książka roku (jeśli już, to mojego, bo polska premiera Lekcji chemii miała miejsce w 2022 roku), ale z pewnością to jedna z tych opowieści, do których warto powracać. Określam je mianem przynoszących ukojenie, choć akurat w przypadku prozy Garmus to określenie może wydawać się nieco chybione, bo jej myśl przewodnia jest zdecydowanie głębsza a wymowa poważniejsza niż sugerowałaby moja kategoryzacja tytułu. Bardzo pozytywny przekaz powieści przypomina, że zawsze należy walczyć o swoje przekonania i wartości – także na przekór wielu przeciwnościom losu, nawet kosztem niezrozumienia przez wszystkich dookoła.

Akcja powieści rozgrywa się w 1961 roku w Stanach Zjednoczonych na dobrą chwilę przed zmianami obyczajowymi, które przedefiniują amerykańską rzeczywistość. Główną bohaterką Lekcji chemii jest Elizabeth Zott – niezwykle utalentowana chemiczka, której karierę zawodową od dekady torpedują kolejni przełożeni i koledzy uważający, że miejsce kobiety jest w perfekcyjnie wysprzątanej kuchni, a nie w poważnym laboratorium badawczym. Jednak panna Zott nie ma zamiaru wpisać się w wymyślony przez patriarchat wzorzec osobowy i mimo ciągłych trudności walczy zarówno o siebie, jak i inne kobiety, z trudem, ale dość skutecznie reformując rzeczywistość wokół. Los nie zawsze będzie jej sprzyjał, a niełatwy charakter utrudniał budowanie relacji społecznych, ale na szczęście znajdą się ludzie (i jeden bardzo mądry pies), dla których Elizabeth okaże się kim więcej niż tylko idącą pod prąd oczekiwań społecznych buntowniczką w spódnicy. W wyniku splotu wielu okoliczności chemiczka zostanie gwiazdą programu o gotowaniu, który rozpocznie ciąg zdarzeń, od których nie ma już odwrotu. Czy umiejętność gotowania w połączeniu z wiedzą może stanowić mieszankę wybuchową? Tak, ale inaczej niż wszyscy się spodziewali.

Lekcje chemii od dnia premiery zbierają bardzo pozytywne opinie i tym razem, bez żadnego narzekania, mogę dołączyć do tych wszystkich czytelniczek i czytelników, którzy pokochali powieść Bonnie Garmus. Wprawdzie spodziewałem się tylko miłej w lekturze powieści obyczajowej osadzonej pod koniec lat 50. i 60. XX wieku, ale okazało się, że historia Elizabeth Zott ma do zaoferowania zdecydowanie więcej niż zazwyczaj proponuje literatura środka. Fabuła skupia się na losach ambitnej dziewczyny, która marzy o pracy chemiczki na prestiżowej kalifornijskiej uczelni, ale należy pamiętać, że lata powojenne w Ameryce to czas pozornej idylli, którą polski czytelnik i widz może kojarzyć ze starymi filmami z Doris Day: zawsze uśmiechnięte i wystrojone w pastelowe suknie panie domu rządzą w kuchni i ozdabiają salon, ich mężowie zaś, zawsze w garniturze i kapeluszu, zadowoleni jadą do pracy, kiedy ich grzeczne dzieci ochoczo wędrują do szkoły. Nawet nie trzeba wspominać, kto wykonuje prawdziwą pracę, kto cały dzień może wypoczywać w lśniącym czystością domu.

Z wyidealizowanym wizerunkiem Ameryki z połowy XX wieku konfrontowała się twarda rzeczywistość redukująca kobiety do roli wystrojonych lalek, ozdobników w świecie wymyślonym i zarządzanym przez mężczyzn. Demitologizację tego świata pokazuje – znów – w bardzo atrakcyjnej formie – serial Mad Men czy słynne Żony ze Stepford Iry Levina. Teraz czyni to również Bonnie Garmus, pokazując drogę Elizabeth Zoll od młodej dziewczyny z marzeniami do kobiety, która zapoczątkowała rewolucję obyczajową wykorzystując do tego celu … popołudniowy program kulinarny, wciśnięty między teleturnieje a opery mydlane. Bohaterka powieści udowadnia, że nauka nie jest domeną zarezerwowaną jedynie dla mężczyzn, że można iść pod prąd w konserwatywnej amerykańskiej rzeczywistości II połowy XX wieku, upadać i podnosić się, przeżywać upokorzenia, ale i czerpać z nich siłę do działania. I uspokajam, Garmus nie idzie na skróty i nie wykorzystuje motywu amerykańskiego snu Od pucybuta do milionera, ale udowadnia, że jeśli ma się silne przekonanie o słuszności podejmowanych decyzji, całą resztę da się wywalczyć stanowczością połączoną z zrozumieniem drugiego człowieka.

Siłą debiutu Bonnie Garmus jest nie tylko fabuła, ale przede wszystkim zaludniające książkę bohaterki. To kobiety dominują w Lekcjach chemii, mężczyżni, w większości źródło większości problemów, zarówno na gruncie osobistym, jak i zawodowym Elizabeth, funkcjonują raczej na drugim planie. I może tak jest lepiej, ponieważ głównie irytują swoją niefrasobliwością, albo wręcz budzą odrazę wykorzystując do cna możliwości, jakie dawało im funkcjonowanie w patriarchacie. Chlubny wyjątek stanowi Calvin Evans, ekscentryczny naukowiec – odludek, w którym zakochuje się Elizabeth, sama zresztą w dużej mierze odstająca od oczekiwań społecznych, dlatego nie mogę wybaczyć autorce, jak potraktowała jego wątek w książce. Oczywiście rozumiem jej decyzję wobec tego bohatera i wiem, że bez pewnego wydarzenia trudno byłoby poprowadzić historię w konkretnym kierunku, ale jednak – szkoda.

Autorka z ogromnym wyczuciem i swobodą balansuje między humorem a ironią, sarkazm zestawiając z mocniejszymi, żeby nie napisać dramatycznymi, a już na pewno wzruszającymi elementami swojej opowieści. I lubi zaskakiwać! Niezwykle udanym pomysłem okazało się na przykład wprowadzenie do fabuły psa Szósta Trzydzieści, którego obecność idealnie współgra z osobowością Elizabeth Zott. Galerię postaci uzupełnia także choćby sąsiadka panny Zott – Harriet Sloane – zachowująca się na pozór jak typowa bohaterka ze starego sitcomu, ale w rzeczywistości niezwykle pragmatyczna kobieta, od dawna dusząca się w bezbarwnym małżeństwie. Takich postaci w książce jest więcej i warto zwrócić na nie uwagę, ponieważ Garmus wykreowała je starannie, być może tu i ówdzie nieco stereotypowo, ale nie uczyniła tego bez konkretnych powodów. Umiejętność łączenia tonów lekkich i poważniejszych, dobre oko do postaci oraz konkretny, ale pozbawiony męczącego dydaktyzmu przekaz sprawiają, że Lekcje chemii to powieść podnosząca na duchu, przypominająca o najważniejszych wartościach definiujących człowieka i w pełni zasługująca na pochwały. A moja prywatna lista Ulubione właśnie zyskała nowy tytuł. Czytajcie, bo warto! Oby serial dorównał powieści.

Informacje o książce

autorka Bonnie Garmus

tytuł Lekcje chemii (Lessons in Chemistry)

przekład Marek Cieślik

Wydawnictwo Marginesy 2022

ocena 5/6

egzemplarz własny