
Jesień trwa w najlepsze, ale na horyzoncie już listopada, a za chwilę grudzień, Boże Narodzenie i koniec roku. Czas pędzi nieubłaganie, ale długie jesienne wieczory, z obowiązkowym deszczem za oknem, ciepłem świec i przytulnym kącikiem do czytania – czynią tę porę roku magiczną częścią roku. Mnie ten okres bardzo służy, a październik okazał się bogatym miesiącem zarówno w lektury, jak i obejrzane filmy i seriale, czy zaplanowane od dawna wyjścia do muzeum. Zobaczmy zatem, jak wygląda podsumowanie października.

W październiku przeczytałem dziesięć książek i od początku roku mam już na koncie osiemdziesiąt tytułów. Oto lista zrecenzowanych książek – reszta, tradycyjnie, w listopadzie.
- W dobrych rękach Yael vn der Wouden – zaskakująco udany (i pewnie dlatego nagradzany) debiut, w którym autorka splata opowieść o budzącej się namiętności z echem II wojny światowej;
 - Głos wody Maggie Stiefvater – pierwsze spotkanie z twórczością tej autorki i niestety niespecjalnie udane; połączenie elementów historycznych z wątkami fantastycznymi to ciekawy zabieg literacki, ale nie w przypadku tej powieści;
 - Kiedy żurawie odlatują na południe Lisa Ridzén – po raz kolejny okazuje się, że literatura skandynawska doskonale radzi sobie nawet z trudnymi tematami, tutaj autorka pochyla się nad kwestią starości i godnego odchodzenia;
 - Wypadek Freida McFadden – jeden ze słabszych thrillerów amerykańskiej autorki, ale i tak czyta się dobrze, choć poziom naiwności głównej bohaterki potrafi rozłożyć na łopatki;
 - Kairos Jenny Erpenbeck – podobno niemiecka pisarka jest mocną kandydatką do literackiej Nagrody Nobla, ale i bez tego warto przeczytać jej powieść o rozpadzie związku bez przyszłości na tle zjednoczenia Niemiec;
 - Zabiłaś mnie pierwsza John Marrs – zostałem fanem angielskiego pisarza kilka lat temu i nowa książka utwierdziła mnie w słuszności takiej decyzji, bo po raz kolejny świetnie się bawiłem podczas lektury tego thrillera psychologicznego;
 - Brooklyn Colm Toibin – pełna empatii podnosząca na duchu powieść obyczajowa o młodej irlandzkiej emigrantce, która próbuje ułożyć sobie życie w Ameryce lat 50. XX wieku
 

W październiku dwukrotnie odwiedziłem Muzeum Narodowe w Krakowie, aby obejrzeć dwie wystawy, cieszące się niezmiennie ogromnym powodzeniem, o czym świadczą tłumy zwiedzających. Mam oczywiście na myśli Chełmońskiego oraz Boznańską kameralnie. Wprawdzie obrazy obojga można na co dzień podziwiać w Krakowie, jednak na wspomnianych ekspozycjach zgromadzono także te, które znajdują się w zbiorach muzealnych innych miast.




Przyznam, nie jestem miłośnikiem malarstwa Józefa Chełmońskiego, ale nie mogłem przegapić możliwości zobaczenia (prawie) wszystkich jego obrazów w jednym miejscu. Zdecydowanie bardziej spodobała mi się wystawa płócien Olgi Boznańskiej, wzbogacona o osobiste pamiątki i artefakty z różnych okresów jej życia oraz działalności artystycznej.




Filmowo i serialowo też całkiem ciekawie; nadal oglądam Seks w wielkim mieście (Netflix i HBO Max) i Kochane kłopoty (Netflix), a z nowości To: Witajcie w Derry (HBO Max) i muszę przyznać, że po dwóch odcinkach, chwilami naprawdę strasznych, wciągnąłem się na tyle, że będę wypatrywał kolejnych w poniedziałkowe wieczory.

Niestety, obejrzałem także Dziewczynę z kabiny dziesiątej (Netflix), adaptację książki Ruth Ware. Bardzo słabą i nużącą adaptację, na którą szkoda czasu, no chyba że lubicie Keirę Knightley. Zasadniczo – naprawdę można sobie odpuścić tę produkcję: jest nudno i chaotycznie, ale na usprawiedliwienie mogę napisać, że sfilmowano niespecjalnie udaną książkę Ware. Autorka ma na koncie lepsze.

Jak jesień to wiadomo – powrót do klasyki. Dlatego znów obejrzałem Masz wiadomość i nadal wspaniale ogląda się tę historię. Natrafiłem także na stare adaptacje powieści grozy. Na SkyShowtime można było zobaczyć Drakulę i Frankensteina – najbardziej klasyczne i przy okazji kultowe filmy, do których popkultura odwołuje się raz po raz. Przy okazji obejrzałem także campowe, ale – znów dla wielu widzów kultowe – filmy brytyjskiej wytwórni Hammer Film Productions, czyli Paranoję oraz Narzeczoną Drakuli (SkyShowtime) i szybko zorientowałem się, że jeszcze kilka tytułów można legalnie obejrzeć po polsku – szkoda tylko, że to oferta limitowana, pewnie z okazji Halloween. Ale dobre i to. A choć wymienione tytuły to produkcje klasy B, znakomicie się je ogląda, z przymrużeniem oka oczywiście, w sezonie jesienno – zimowym.

Skoro październik, to Międzynarodowe Targi Książki w Krakowie, już 28. Po latach blogerskiej obecności na tym wydarzeniu, Targi sobie – zasadniczo – odpuszczam. Ale! W tym roku, z powodów zawodowych, mogłem uczestniczyć w jednym dniu i skoro miałem taką możliwość – wybrałem czwartek. Po raz pierwszy w życiu mogłem przejść się między stoiskami w targowy poranek na chwilę przed otwarciem dla zwiedzających. Możliwość poruszania się po terenie Targów bez wszechobecnego tłumu to wręcz surrealistyczne doświadczenie, dlatego nie mogłem nie skorzystać z takiej okazji. Samo wydarzenie śledziłem w kolejnych dniach z domu, ale efektem mojej przechadzki po halach przy Galicyjskiej w Krakowie jest kilka zdjęć, którymi zakończę to Podsumowanie miesiąca. A patrząc na nieprzebrane tłumy podczas tegorocznej edycji Targów, przekonałem się, że rezygnacja z większej obecności na nich, choć trochę czytelniczo wciąż bolesna, okazała się jednak właściwa. Własny komfort jest najważniejszy – od pewnego czasu już to wiem.



I to by było na tyle. Dziękuję za odwiedziny. Widzimy się na podsumowaniu listopada!

