DAVID SZALAY „LONDYN”

Zaraz po lekturze wydawało mi się, że Turbulencje (tutaj) Davida Szalaya szybko umkną mi z pamięci. Takie były krótkie. A jednak stało się inaczej, o czym przekonałem się mimochodem, gdy zacząłem czytać Londyn, jego debiutancką, dość obszerną powieść. Nie żeby oba teksty łączył jakiś konkretny motyw, ale narzekałem, że wspomniane Turbulencje pozostawiają poczucie niedosytu ze względu na niewielką objętość. Londyn to pełnowymiarowa fabuła, ale po jej lekturze nadal trudno mi napisać, czy proza Szalaya przypadła mi do gustu. Wspomniany debiut to współczesna historia obyczajowa z bohaterem, któremu z jednej strony ma się ochotę kibicować, z drugiej zaś porządnie potrząsnąć i nakazać zabrać się do jakiejś sensownej roboty. Albo po prostu pracy, ponieważ fabuła Londynu oscyluje wokół codziennych obowiązków, nudy żmudnej codzienności oraz dyskusyjnych efektów niekoniecznie najmądrzejszych decyzji. Akcja powieści toczy się przede wszystkim w londyńskich pubach i biurach (w tej kolejności), bohater książki budzi irytację i współczucie, szczególnie wtedy, kiedy czytelnik uświadamia sobie, że wspomniany Paul Rainey to współczesny everyman, którego życie zawodowe i prywatne dalekie jest od ideału. Zasadniczo powieść Szalaya powinna spodobać mi się, ponieważ lubię współczesną prozę obyczajową z tezą, ale tym razem mam pewne wątpliwości.

Główny bohater powieści, prawie czterdziestolatek, od kilku lat pracuje w biurze zajmującym się sprzedażą powierzchni reklamowych w branżowych czasopismach. To zajęcie mało kreatywne, nużące i frustrujące, kiedy ewentualny klient, urabiany przez sprzedawcę, po kilku dniach niepewności rezygnuje z podpisania umowy. Terminy gonią, szefostwo oczekuje wzrostu sprzedaży, a każdy słabszy miesiąc wiąże się z wizją utraty dochodów oraz zatrudnienia. Paul i pozostali pracownicy mają świadomość, że wykonują nikomu niepotrzebną pracę, biurowe życie męczy powtarzalnością, a być może gdzieś za rogiem czai się szansa na awans. Paul postanawia zmienić coś w swoim monotonnym życiu, ale pech sprawia, że zmuszony jest zatrudnić się poniżej swoich oczekiwań i umiejętności, a stabilna, choć powtarzalna biurowa rzeczywistość, staje się odległym wspomnieniem. Nieszczęścia lubią chodzić w parami, dlatego w życiu bohatera komplikuje się także cała reszta.

Londyn pokazuje czytelnikowi codzienność tysięcy, a raczej milionów pracowników, którzy męczą się w pracy, która nie przynosi im satysfakcji, prowadzi do frustracji wpływającej na życie prywatne, grozi wypaleniem zawodowym i innymi chorobami cywilizacyjnymi. Paul jest nie tylko sfrustrowanym pracownikiem reklamy, ale także alkoholikiem leczącym się psychiatrycznie. Przede wszystkim jednak jest tak po prostu nieszczęśliwy, zmęczony codziennymi dojazdami, przytłoczony Londynem i zaniepokojony problemami małżeńskimi. Codzienność bohatera to zmagania z klientami, niekończące się rajdy po pubach, w których znieczula się od wczesnego popołudnia, nieudane próby dogadania się z pasierbami. Trudno więc winić go za podjęte decyzje, ale nie do końca przemyślane działania sprawiają, że wpada z deszczu pod rynnę. Degradacja, bo trudno inaczej nazwać pracę na nocną zmianę w supermarkecie po tym, jak stracił stanowisko w biurze reklamy, stanowi punkt zwrotny w jego życiu. Ale nie jest tak, że nagle wszystko w jego życiu zaczyna się układać. Sarkastyczny w wymowie finał powieści zdecydowanie temu zaprzecza. Paul, jak miliony mu podobnych, wpadł w błędne koło, z którego nie ma ucieczki. I kto wie, czy to nie najsmutniejszy wiosek, jaki czytelnik może wysnuć po lekturze powieści Szalaya.

W debiutanckiej fabule autor Londynu porusza szereg tematów, ale wszystkie oscylują wokół pracy, która rodzi frustrację, daje poczucie braku spełnienia, nierzadko kończy się wypaleniem, czego przykładem jest właśnie Paul. Do tego trzeba dodać presję ze strony szefostwa, niezdrową konkurencję koleżanek i kolegów, wreszcie biurową codzienność, to swoiste pole minowe, a na pewno arenę zmagań z układami, koneksjami, czy innego typu zależnościami. Współczesność opisana przez Szalaya pozbawiona jest wielkomiejskiego blichtru, Londyn zasadniczo zredukowany został do pubów, drugiego biura Paula i kumpli, co jest ciekawym zabiegiem kompozycyjnym, ale całość, choć niepozbawiona kilku udanych momentów, niespecjalnie przypadła mi do gustu. Oczywiście tematykę skojarzyłem (a sami bohaterowie podpowiedzieli) z filmem Glengarry Glen Ross, dostrzegam ostrze satyry oraz próbę sportretowania bolączek codzienności, ale lubię, kiedy główny bohater powieści budzi u mnie jakieś emocje. I początkowo tak jest, ale im dalej, więcej irytacji niż pozytywnych odczuć. Być może dlatego, że jego kreacja jest tak bliska prawdziwemu życiu? Sam nie wiem. O dziwo, bardziej spodobała mi się druga część książki, kiedy zawodowe życie Paula wywróciło się do góry nogami, ale to trochę za mało, aby ocenić lekturę Londynu jako udane doświadczenie czytelnicze. Rozczarowanie jednak jest, ponieważ Szalay pisze w klimatach, które lubię i przy tym cenię sobie współczesną prozę poruszającą problematykę bliską zwyczajnemu odbiorcy, ale tym razem coś nie zagrało, zabrakło mi zaangażowania w lekturę. Autora nie skreślam, mam do przeczytania jeszcze jedną książkę spod jego pióra. Może następnym razem będzie lepiej, przecież Do trzech razy sztuka

Informacje o książce

autor David Szalay

tytuł Londyn (London and the South – East)

przekład Dobromiła Jankowska

Wydawnictwo Pauza 2022

Nowalijki oceniają 4-/6

Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem