Cieszy mnie renesans twórczości Ann Patchett. Całkiem niedawno amerykańska pisarka przypomniała się czytelnikom powieścią Dom Holendrów (tutaj). Zaraz potem Wydawnictwo Znak Literanova wznowiło jej wcześniejszą książkę Stan zdumienia. A przy okazji zapowiedziało publikację Belcanto w nowym tłumaczeniu. Moja radość bierze się przede wszystkim z przekonania, że dobra, solidnie napisana proza obyczajowa wciąż na się dobrze i mimo zmieniających się literackich mód, zawsze będzie na nią zapotrzebowanie. Patchett bowiem z wyczuciem opisuje rzeczywistość wokół nas, uważnie, choć z dystansem, przygląda się relacjom międzyludzkim, stawia ważne, ale i niewygodne pytania. Czasem na nie odpowiada, częściej jednak oczekuje, że to czytelnik jej powieści będzie tym, który pochyli się nad uwierającym zagadnieniem czy emocjonalnie potraktowanym wątkiem. Autorka Stanu zdumienia nie odkrywa przed czytelnikiem całkiem nowych światów, raczej zabiera go w kolejną podróż nakazując uważność i sugerując skupienie. Dzięki nim nie zgubi się po drodze tego, co najważniejsze.
Kiedy do władz laboratorium produkującego leki dociera informacja o śmierci jej ważnego pracownika w amazońskiej dżungli, tylko jedna osoba zostaje wytypowana, aby pojechać do Brazylii i poznać prawdę o tym dramatycznym wydarzeniu. Jest nią Marina Singh, która przez ostatnie siedem lat pracowała ramię w ramię z nieżyjącym doktorem Andersem Eckmanem. Przy okazji tej niełatwej emocjonalnie wyprawy, Marina ma spotkać się z przebywającą od lat w dżungli doktor Annick Swenson pracującą nad lekiem, który ma zrewolucjonizować świat. Jedyny problem jest taki, że badaczka od dawna nie daje znaku życia, że o przełomowym odkryciu nikt nie nawet nie wspomni. Z wielu powodów, ta wyprawa okaże się traumatycznym doświadczeniem dla Mariny i postawi pod znakiem zapytania jej dotychczasowy system wartości.
Stan zdumienia jest jedną z tych powieści, które wymagają od czytelnika wczytania się w fabułę, zaufania autorce i zgodny na poprowadzenie ścieżkami fabularnym przez nią wymyślonymi. To sugestywna opowieść, zbudowana niekoniecznie z chronologicznie ułożonych wydarzeń, ale przemyślana w szczegółach aż do zaskakującego finału. Wyprawa Mariny do Brazylii – dusznej, gorącej i na swój sposób niebezpiecznej, okaże się czymś więcej niż podróżą służbową w celu poznania prawdy o ostatnich dniach przyjaciela – naukowca. Bohaterka powieści udaje się także w podróż wewnętrzną obfitującą w traumatyczne zdarzenia i nieprzepracowane lęki. Pobyt amerykańskiej farmakolożki w samym sercu dżungli, w otoczeniu plemienia Lakaszi, które odznacza się pewnymi nietypowymi właściwościami zdrowotnymi to znakomity przyczynek do dyskusji o przekraczaniu granic w relacjach, niezgodzie na narzucanie jednej cywilizacji innej, przekraczaniu norm moralnych w imię zysku. W przypadku Mariny, zważywszy na jej pochodzenie, te kwestie okażą się jeszcze trudniejsze do rozwikłania. W czym bowiem tak zwana zachodnia kultura jest niby lepsza o tej, panującej wśród mieszkańców plemienia Lakaszi? Patchett mnoży pytania, wplatając je w kolejne wątki swojej powieści i stawiając swoich bohaterów przed wieloma dylematami natury etycznej i filozoficznej.
Powieść Ann Patchett, mimo że sięga po trudne moralnie tematy, wydaje się być bardzo czytelna w swoich intencjach. Na szczęście dla czytelnika, autorka nie narzuca jednego słusznego rozwiązania, nie dzieli świata i jego mieszkańców na tylko dobrych i tylko złych. W ich zachowaniu, ambicjach i intencjach jest sporo różnych odcieni, odmiennych oczekiwań i całkiem przyziemnych marzeń. Granica między dobrem a złem, czynem moralnie jednoznacznym a dyskusyjnym jest cienka granica, często wręcz niewidzialna. W obliczu wielkiego odkrycia, które przyniesie sławę naukowcom i poprawi znacznie standard życia milionów ludzi dobrostan jednego plemienia wydaje się być mało istotny. Ale przecież człowieczeństwo narzuca, także badaczom, ograniczenia, wymusza powściągliwość i poszanowanie innych ludzi. Dla Mariny to sprawa oczywista, ale czy tak samo ocenia tę kwestię tajemnicza doktor Swenson? Ich wzajemna relacja, oparta na doświadczeniach z przeszłości, pasuje bardziej do thrillera psychologicznego niż do powieści obyczajowej. Ale tak naprawdę Stan zdumienia – gatunkowo – jest gdzieś pomiędzy, dzięki czemu to taka satysfakcjonujaca lektura, również dlatego, że nie wszystko w tej powieści zostaje powiedziane wprost. Autorka pozostawia sporo miejsca dla czytelnika.
Wydawca przywołuje na okładce Stanu zdumienia porównanie z Jądrem ciemności Josepha Conrada. Mnie jednak przychodzi do głowy nawiązanie do zdecydowanie nowszej powieści, mianowicie do Ludzi na drzewach Hanyi Yanagihary (tutaj). Co prawda, fabularnie różni je punkt wyjścia i inna złożoność tekstu, ale obie poruszają kwestię moralnej odpowiedzialności naukowców za swoje czyny i przede wszystkim przypominają o obowiązku poszanowania odmienności kulturowej badanej społeczności. Patchett była pierwsza, ale obu autorkom udało się pokazać ten niełatwy temat z różnych punktów widzenia. Podobają mi się i jeden, i drugi, ale ten ze Stanu zdumienia odrobinę bardziej do mnie przemawia. Być może dlatego, że obecny w prozie Patchett dyskretny optymizm i wiara w ludzkość wciąż dają nadzieję. I dobrze, że są takie powieści, które najpierw uwierają, a zaraz potem przynoszą ukojenie.
Informacje o książce
autorka Ann Patchett
tytuł Stan zapomnienia (State of Wonder)
przekład Anna Gralak
Wydawnictwo Znak Literanova 2021
Nowalijki oceniają 5/6
Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem