„Szwedzkie kalosze” Henning Mankell

www.gwfoksal.pl

Informacje o książce

autor Henning Mankell
tytuł Szwedzkie kalosze
tytuł oryginału Svenska gummistövlar
przekład Ewa Wojciechowska

wydawnictwo W.A.B.
miejsce i rok wydania Warszawa 2016
liczba stron 448

egzemplarz recenzencki
recenzja dla portalu lubimyczytac.pl





Długo nie mogłem się zabrać za lekturę Szwedzkich kaloszy Henninga Mankella. Tym razem powód nie był taki, jak zwykle – brak czasu na czytanie lub obowiązki, które skutecznie odrywały od wieczoru z książką. Szwedzkie kalosze bowiem to nie tylko ostatnia książka Mankella z listy do przeczytania, ale i ostatnia regularna powieść autora. Wydana w Szwecji w 2014 roku, jako kontynuacja Włoskich butów, to swoiste pożegnanie pisarza z czytelnikami. Autobiograficzne Grząskie piaski są już tylko (lub aż) zapisem choroby i odchodzenia autora. Do Mankella mam szczególny sentyment. To od serii z Kurtem Wallanderem rozpoczęła się moja miłość do kryminałów z północy. I choć książki z policjantem z Ystad miały lepsze i gorsze momenty, to na każdą nową powieść czekałem z wielką niecierpliwością. I z żalem pożegnałem się z najpierw z Wallanderem a całkiem niedawno z Mankellem

Szwedzkie kalosze to swobodna kontynuacja historii opisanej we Włoskich butach. Mija osiem lat. Znakomity chirurg Fredrik Welin nadal mieszka na jednej z bałtyckich wysp. Dobiega siedemdziesiątki i mimo że czuje się całkiem dobrze, ma świadomość upływającego czasu. Nadal rozpamiętuje wypadek przy pracy, który raz na zawsze przekreślił jego karierę, wspomina śmierć matki swojej jedynej córki, którą poznał, gdy ta była już dorosłą kobietą. Być może jego życie toczyłoby się utartym szlakiem, gdyby nie pożar, który jednej nocy pozbawił Welina nie tylko domu, ale i wspomnień i poczucia bezpieczeństwa. Na domiar złego pożar wygląda na celowe podpalenie i pierwsze podejrzenia padają na właściciela starej posesji. Sęk w tym, że ktoś podpala inne domy i nie jest to Fredrik. Gdyby tego było mało, na wyspie pojawia się, dawno niewidziana, córka Louise, co nie wróży niczego dobrego.

Szwedzkie kalosze to powieść, która miłośników kryminałów Mankella może zaskoczyć. Sensacji w powieści jest jak na lekarstwo, ponieważ na plan pierwszy wysuwa się wątek obyczajowy, skupiony wokół Fredrika i jego relacji z innymi ludźmi. Były chirurg, zmęczony życiem i roztrzęsiony po starcie dachu nad głową, z jednej strony dobrze sobie radzi, z drugiej zaś popada w melancholię, której blisko do agresji. Fredrik próbuje na nowo poukładać sobie życie, mając bolesną świadomość, że dany mu czas powoli się kończy. Na jego drodze pojawia się młoda dziennikarka Lisa Modin i Welin ma nadzieję na coś więcej, wbrew zdrowemu rozsądkowi oraz dzielącej ich różnicy lat. Relacje z dorosłą córką też wymagają naprawy, ale dwie silne osobowości, nieskore do kompromisów, nie ułatwiają sobie tego zadania. Dopiero wyjazd do Paryża, śladami wydarzeń z przeszłości, pozwoli spojrzeć Welinowi na pewne fakty z życia z zupełnie nowej perspektywy. 

Akcja powieści toczy się niespiesznie, bo choć zaczyna się od pożaru, który pozbawił Fredrika domu, to potem wydarzenia  powoli układają się w biografię starego mężczyzny. Welin sporo wspomina, szczególnie dzieciństwo, które spędził w domu na wyspie. Mieszkali tam jego dziadkowie, których podziwiał, ale częściej nie rozumiał, albo się ich bał. Pierwszoosobowa narracja oddaje głos głównemu bohaterowi, dzięki czemu Welin analizuje swoje życie, ocenia je i krytykuje decyzje, które podjął przed laty. Czytelnik śledzi tę swoistą spowiedź z dużym zainteresowaniem, bo bohater Mankella ma jednak trochę dystansu i zgryźliwe poczucie humoru. Ale i irytuje, głównie bliskie mu osoby – córkę, dziennikarkę i listonosza Janssona, który codziennie go odwiedza, z nadzieją na wyleczenie z wyimaginowanych przypadłości. Welin żyje obok ludzi, ale w samotności, która może nie przynosi tak potrzebnego mu ukojenia, choć pozwala docenić drobne przyjemności życia. 

Tomasz Radochoński www.instagram.com/nowalijki

Siłą Szwedzkich kaloszy jest spokojne tempo akcji, nostalgiczny klimat końca jesieni i wyraziste postaci. To książka o przemijaniu, przygotowywaniu się na odejście i porządkowaniu świata wokół siebie – tak na wszelki wypadek. Napisałem kiedyś, przy okazji innej powieści ze skandynawskim rodowodem, że nikt tak pięknie nie potrafi pisać o codzienności, jak autorzy z północy. Oczywiście to pewne nadużycie z mojej strony, ale niespiesznie opowiadana historia, melancholijny nastrój i głębokie przekonanie o sile człowieka w ich tekstach bardzo do mnie przemawia. Nie trzeba pisać rozbudowanych filozoficznych tyrad o istocie człowieczeństwa, aby dotrzeć do podstawowych i oczywistych prawd. W moim odczuciu Henning Mankell potrafił ten aspekt znakomicie ująć w swoich powieściach. I tylko szkoda, że już nic więcej nie napisze.

Nowalijki oceniają 5+/6



za udostępnienie powieści do recenzji.