„Istota zła” Luca D’ Andrea

www.gwfoksal.pl

Informacje o książce

autor Luca D’ Andrea
tytuł Istota zła
tytuł oryginału La sostanza del male
przekład Stanisław Kasprzysiak

wydawnictwo W.A.B.
miejsce i rok wydania Warszawa 2016
liczba stron 480

egzemplarz recenzencki







Podobno lubimy piosenki, które już znamy. Dlatego w licznych rozgłośniach radiowych słyszymy ciągle te same utwory, a nowe przeboje często bazują na sprawdzonych hitach. Od pewnego czasu mam wrażenie, że ta zasada zaczyna dotyczyć również rynku wydawniczego. Jest więc w miarę zdolny pisarz – debiutant,  z pomysłem na fabułę, która gdzieniegdzie wykorzystuje zgrane do cna wątki (wszak lubimy to, co znamy). Do tego trzeba dodać przyciągającą oko okładkę, porównanie do znanego autora, jeszcze trochę medialnego szumu i mamy (prawie) gwarantowany hit wydawniczy. Przepis prosty i zazwyczaj skuteczny. Tylko że czasem, zamiast oczekiwanego literackiego zachwytu otrzymujemy, owszem literackie, ale rozczarowanie. To ostatnie uczucie towarzyszyło mi podczas lektury powieści Istota zła. Luca D’Andrea napisał historię, której duży potencjał został zmarnowany, a już z pewnością autor nie wykorzystał go w pełni. Tym bardziej szkoda, ponieważ początek książki nie zapowiadał takiego obrotu sprawy. 


Jeremiasz Salinger – ceniony reżyser i dokumentalista wraz z żoną i córką przeprowadza się do uroczej miejscowości Siebenhoch, malowniczo położonej we włoskich Dolomitach. Amerykanin poślubił dziewczynę, która pochodzi właśnie z tego miasteczka. Monumentalny krajobraz gór natchnął go do nakręcenia filmu dokumentalnego o pracy lokalnych ratowników górskich. Podczas jednej z akcji dochodzi do tragicznego wypadku – giną wszyscy jej uczestnicy z wyjątkiem Salingera. Filmowiec fizycznie szybko dochodzi do siebie, ale pojawiają się problemy natury emocjonalnej – zespół stresu pourazowego. Jedną z metod walki z tą przypadłością jest zajęcie się innym, absorbującym wydarzeniem. I Salinger je znajduje. Zupełnie przez przypadek dowiaduje się, że w niedalekim wąwozie Bletterbach doszło do bestialskiego morderstwa trójki młodych mieszkańców Siebenhoch. Filmowiec postanawia rozwikłać zagadkę, budząc tym samym uśpione demony. Z miłego amerykańskiego męża Anneliese, staje się wrogiem publicznym numer jeden. A zagadka nadal zostaje niewyjaśniona. 
Początek powieści zaczyna się wybornie i wydawać by się mogło, że zapowiada mroczną, pełną tajemnic z przeszłości opowieść. Klaustrofobiczna atmosfera miasteczka na krańcu świata, tajemnica, która skutecznie knebluje usta jego mieszkańców, niewzruszone góry i przepowiednia o pradawnej Bestii to składniki, z których można było upichcić niezłą powieść rozrywkową. Co z tego, skoro autor w moim odczuciu nie podołał temu zadaniu. Pierwszoosobowa narracja z jednej strony pozwala oddać stany emocjonalne głównego bohatera, ale z drugiej sprawa, że tekst jest przegadany, pełny zbytecznych informacji i przemyśleń, które rozgrywają się w wymęczonym umyśle Salingera. Od pewnego momentu mocno mnie to drażniło, bo wprawdzie nie oczekiwałem akcji pędzącej jak błyskawica, ale jednak chciałem, aby przynajmniej posuwała się w jakimś konkretnym kierunku. Żeby oddać honor autorowi, zwroty akcji pojawiają się, a jakże, ale sprawiają wrażenie wprowadzonych trochę na siłę.

Nie potrafiłem przyzwyczaić się do głównego bohatera, który prywatne śledztwo prowadził bez większego przekonania i niekonsekwentnie. Wiem, wiem – cierpiał na ataki paniki i jego zachowanie często było związane z aktualnym stanem psychiki, ale jednak z punktu widzenia całości fabuły nie wpłynęło to pozytywnie na przebieg wydarzeń. Wypatrywałem także oczekiwanej atmosfery grozy i tajemniczości, ale znów to raczej małe fragmenty tu i ówdzie, które nie zrekompensowały mi ogólnego zawodu Istotą zła. Nie ma sensu wymieniać innych mankamentów powieści, bo trzeba by odwoływać się do konkretnych wydarzeń z książki, a to z pewnością byłoby za wiele dla potencjalnego jej czytelnika. Z tego choćby powodu nie rozwijam wątku rodziny Salingera, bo zwyczajnie raził mnie  on sztucznością.

Nie jest tak, że w Istocie zła dostrzegam same mankamenty. Luca D’Andrea, który jest także autorem trylogii fantasy dla młodego czytelnika, napisał powieść, w której bardzo istotny jest, przynajmniej przez pewien moment, obraz gór i ludzi w nich żyjących. Wątek z ratownikami górskimi z początku historii bardzo mi się spodobał, ale później ustąpił on miejsca innym elementom opowieści. Warto wspomnieć, że góry – niedostępne i bezwzględne dla człowieka to jeszcze jeden, bardzo istotny bohater Istoty zła. Wątek pradawnej Bestii przywołuje mi na myśl powieści Dolores Redondo, ale mam wrażenie, że Hiszpanka dawne wierzenia lepiej wykorzystuje w swoich powieściach, a z pewnością ciekawiej konstruuje fabułę.

foto Tomasz Radochoński www.nowalijki.blogspot.com
Po autorze, porównywanym do Kinga, Nesbo i Lovecrafta, oczekiwałbym czegoś więcej, niż przeciętnej powieści, która może i  nie wywołałaby u mnie tak nieprzychylnych emocji, gdyby nie  słabe zakończenie. Wprawdzie dramatyczne, ale niewykraczające poza schemat, którego można było się spodziewać, znając twórczość choćby wspomnianego już Kinga. 

Może powieść nie trafiła u mnie na dobry moment, może nie potrafię docenić talentu autora Istoty zła, ale książka zwyczajnie mnie rozczarowała. Być może znów dałem się nabrać szumowi wokół tytułu, albo moje oczekiwania wobec powieści były zbyt wygórowane. Jedno jest pewne, w mojej subiektywnej ocenie książka jest mocno średnia i choć może dostarczyć przyzwoitej rozrywki, to naprawdę niełatwo ją zaliczyć do arcydzieł w swoim, skądinąd niejednorodnym, gatunku. Rozumiem jednak opinie pełne zachwytów nad tym tytułem – oczywiste jest dla mnie, że o gustach się nie dyskutuje.

Trudno mi jednoznacznie polecić lekturę Istoty zła, ale wiadomo – ile czytelników, tyle ocen. Może warto wyrobić sobie własne zdanie na jej temat? 
Zostawiam Was zatem z tą decyzją ciekawy, czy i jak Wam się podoba?

Nowalijki oceniają 3/6



za udostępnienie powieści do recenzji.