Marek Krajewski „Mock”

Marek Krajewski jest jednym z moich ulubionych autorów powieści kryminalnych. To od serii z nadwachmistrzem Mockiem zaczęła się moja miłość do kryminałów retro. Za uczucie do kryminałów w ogóle odpowiada Agatha Christie, ale o tym może innym razem. Mimo wielkiej sympatii dla Krajewskiego, rozczarowany bardzo słabą Areną szczurów (tutaj) zrobiłem sobie prawie dwuletnią przerwę i dopiero na moment przed premierą najnowszej książki, sięgnąłem po wydanego w 2016 roku Mocka. I choć powieść nie okazała się wolna od wad, to spotkanie z młodym Eberhardem okazało się lepsze niż tego oczekiwałem.

Wrocław roku 1913 żyje budową Hali Stulecia i plotką, jakoby w ceremonii otwarcia gmachu miał uczestniczyć sam cesarz Wilhelm II. Niespodziewanie jednak, nieukończona jeszcze budowla staje się miejscem makabrycznej zbrodni. W tajemniczych okolicznościach giną czterej gimnazjaliści i tajemniczy Ikar, którego ciało zwisało nad nimi. Liczne ślady nie wykluczają ani zbiorowego samobójstwa, ani mordu rytualnego. Wrocławska policja ma ręce pełne roboty, a uroczystość otwarcia Hali Stulecia zbliża się wielkimi krokami. Od wyników dochodzenia zależy przyszłość wachmistrza Eberharda Mocka, który dał się wplątać w aferę obyczajową. Nie trudno się domyślić, że młody policjant zrobi wiele, aby nie musieć wracać do rodzinnego Wałbrzycha.

W Mocku Marek Krajewski zastosował chwyt bardzo dobrze znany ze świata filmu. Napisał bowiem prequel, w którym przedstawił losy młodego, niespełna trzydziestoletniego Eberharda i tym samym wzbogacił biografię swojego bohatera o wydarzenia wokół pierwszej dużej sprawy kryminalnej. Mock jest młody, pełen zapału i zapowiada się na świetnego policjanta. Jest oczywiście przeciwieństwem samego siebie z późniejszych (choć raczej należałoby napisać – wcześniejszych) odsłon cyklu. Nie jest jednak niewiniątkiem – to właśnie słabość do kobiet i ciągła potrzeba zaspokojenia popędów doprowadziła go do dużych problemów, które mogły mu zepsuć karierę, zanim na dobre się rozpoczęła.

Kryminały Marka Krajewskiego już dawno przestały być odkrywcze, a autor nie unika powtórzeń i schematów. Mock także nie jest ich pozbawiony. Trudno bowiem uznać za oryginalny u Krajewskiego wątek spisków, tajemnych obrzędów, czy walki o wpływy masonerii i pangermanistów. Intryga kryminalna nie jest specjalnie skomplikowana a zakończenie, no cóż – może rozczarować. Nie zmienia to jednak faktu, że ewidentne braki w fabule autor skutecznie rekompensuje klimatem retro. Z charakterystyczną dla siebie swadą opisuje Wrocław z 1913 roku, zarówno ten elegancki, jak i szemrany. Sporo uwagi poświęca Hali Stulecia, która stała się jeszcze jednym bohaterem powieści. Zgrabnie wplata w fabułę zarówno łacińskie sentencje, jak i spostrzeżenia natury obyczajowej. Historia zbrodni we Wrocławiu po pierwsze napisana jest odrobinę łagodniej niż wcześniejsze powieści Krajewskiego, po drugie postać młodego Mocka pozwala autorowi wprowadzić element niepewności i niepokoju. Wachmistrz nie ma jeszcze doświadczenia, które podpowie mu, komu może zaufać, a kto czyha na jego dobre imię. 

Długo wahałem się, czy sięgnąć po kolejną książkę Marka Krajewskiego. Jednak sympatia dla autora i zwykła ciekawość sprawiły, że zdecydowałem się przeczytać Mocka. I nie żałuję, choć dostrzegam w powieści pewne mankamenty, które drażniły mnie już w poprzednich fabułach. 

Powrót do Wrocławia i śledzenie początków zawodowej kariery Eberharda Mocka, koniec końców, nie okazało się aż takim złym pomysłem.


Informacje o książce

autor Marek Krajewski
tytuł Mock

wydawnictwo Znak
miejsce i rok wydania Kraków 2016
liczba stron 400

egzemplarz zakup własny
Nowalijki oceniają 4/6