LIANE MORIARTY „ZALEDWIE MOMENT”

Benjamin Franklin powiedział kiedyś, że na świecie pewne są tylko dwie rzeczy – śmierć i podatki. Ludzkość jednak nie byłaby sobą, gdyby nie próbowała w jakiejś formie obejść tych stałych punktów odniesienia swojej egzystencji – jak wiadomo – wciąż z marnym skutkiem. Szczególnie ze śmiercią, jako nieodzownym elementem życia, zmagają się zarówno naukowcy, jak i artyści, w tym pisarze, którzy na różne sposoby próbują oswoić niełatwą tematykę, proponując odmienne w stylu czy ciężarze gatunkowym utwory dotyczące przemijania.

O śmierci traktuje nowa powieść Liane Moriarty, której sławę przyniosły Wielkie kłamstewka, z powodzeniem przeniesione na telewizyjne ekrany za sprawą serialu HBO. Australijska autorka specjalizuje się w powieści obyczajowej, w której nie tylko opowiada o codzienności i z uwagą przygląda się poczynaniom swoich bohaterów, ale także trafnie diagnozuje bolączki współczesnego świata. Zawsze także jej historie obyczajowe przełamane są nieoczywistym wątkiem, albo twistem, dzięki któremu pisarka świadomie wykracza ze swoją historią poza ramy definicji gatunku. Zaledwie moment, najnowsza powieść Moriarty, jest tego sposobu na prozę obyczajową najlepszym przykładem.

Pasażerowie lotu Hobart – Sidney zaczynają się niecierpliwić, kiedy okazuje się, że z powodu usterki technicznej na pewno nie wystarują o czasie, co oznacza, że wielu z nim posypią się starannie ułożone plany. Nerwową atmosferę wzmaga jedna z pasażerek, starsza pani, która na pokładzie samolotu zaczyna przepowiadać datę i powód śmierci kolejnym podróżnym. Ich reakcje nietrudne są do przewidzenia, ale kiedy w kilka dni po locie okazuje się, że przewidywania staruszki zaczynają się spełniać, na pasażerów pada blady strach, a widmo zapowiedzianej śmierci kładzie się długim cieniem na ich codzienności. Czy istnieje szansa, aby zmienić bieg wydarzeń? Czy można uniknąć tego, co w życiu każdego jest nieuniknione? Wydaje się że nikt, nawet przepowiadająca przyszłość leciwa pasażerka, nie zna odpowiedzi na tak postawione pytania.

W najnowszej powieści Liane Moriarty mierzy się z jednym z największym lęków każdego człowieka, niezależnie od miejsca urodzenia, wiary, wychowania czy poglądów. Śmierć – czy to w wyniku starzenia się organizmu, choroby czy wypadku, budzi obawę i staje się źródłem lęku przed kwestiami ostatecznymi. Autorka za punkt wyjścia swojej książki stawia odwieczne pytanie o to, czy warto znać datę swojej śmierci, a jeśli tak, to w jaki sposób taka wiedza wpłynie na czas, który pozostaje? A może życie w nieświadomości jest lepsze, bo pozbawione (naiwnie, ale jednak) czającej się na horyzoncie śmierci. Przyglądając się bohaterkom i bohaterom powieści nietrudno dojść do wniosku, że zapowiedziana data zgonu oraz jego powody zmieniają wszystko. Niektórzy z pasażerów lotu do Sidney decydują się wprowadzić w swoim życiu niezbędne zmiany, inni starają się za wszelką cenę unikać sytuacji zagrażających ich egzystencji, analizują dotychczasowe życie i próbują na różne sposoby oszukać przeznaczenie.

Zaledwie moment imponuje narracyjną złożonością: Moriarty oddaje głos, a raczej miejsce w fabule, kilkorgu bohaterom, których poczynania czytelnik śledzi z rosnącym zaniepokojeniem, przede wszystkim dlatego, że szybko łapie z nimi dobry kontakt i życzy im jak najlepiej, a autorka udanie żongluje w stosunku do nich motywami typowymi raczej dla thrillera psychologicznego niż klasycznej powieści obyczajowej, fundując bliskie prawdziwemu życiu zwroty akcji godne prozy z dreszczykiem. Wydaje się, że przepowiednia niepozornej starszej pani musi ich dopaść, skoro śmierć zabrała już przynajmniej troje pasażerów pamiętnego dla nich lotu. Zanim jednak okaże się, czy dane im będzie oszukać przeznaczenie, czytelnik poznaje ich losy, śledzi rodzinne perypetie, przeżywa wraz z nimi wzloty i upadki, jednak zawsze w cieniu złowrogiej wróżby. Allegra, Ethan, Paula, młoda Eve, czy małżeństwo z długim stażem celebrują życie, ale i zamartwiają się o to, czy lada moment nie dosięgnie ich przeznaczenie – a wraz nimi emocjonuje się czytelnik powoli poznający prawdę o wydarzeniach na pokładzie lotu z Hobart do Sidney.

Bardzo lubię powieści Liane Moriarty za ich autentyczność i gotowość do zmierzenia się z bolączkami codzienności. Autorka przypomina, że za fasadą ułożonego życia kryją się także ludzie dramaty i te duże, i całkiem małe, ale zawsze o niebagatelnym wpływie na życie. Charakterystyczną cechą twórczości australijskiej pisarki jest także humor i dobroduszne, ale nieoceniające, a jednak wnikliwe spojrzenie na jej bohaterki i bohaterów – autorka pochyla się nad ich słabościami, docenia pozytywne nastawienie oraz zdolność do zdrowego konsensusu.

Zdecydowanie doceniam także łatwość, z jaką Moriarty wychodzi poza ramy powieści gatunkowej dzięki nieoczywiście prowadzonym wątkom, które niekoniecznie wpisują się w klimat powieści obyczajowej. Taki chwyt stosuje w Zaledwie momencie, budując fabułę w oparciu o niekoniecznie realistyczny wątek, który jednak znakomicie współgra zarówno z opowiadaną historią, jak i z ciepłą, mądrą i w gruncie rzeczy bardzo optymistyczną wymową powieści. Jednej z tych, które sprawiają, że w czasie lektury jest miejsce na wzruszenie i radość, za bohaterów których mocno trzyma się kciuki, by ostatecznie … pogodzić się z tym, co dla nas wszystkich nieuniknione. Bardzo pozytywna w wydźwięku książka o tym, że nawet w sytuacjach granicznych warto mieć nadzieję. Moja ulubiona spod pióra Liane Moriarty.

Informacje o książce

autorka Liane Moriarty

tytuł Zaledwie moment (Here one moment)

przekład Dominika Kardaś

Wydawnictwo Znak Literanova 2025

ocena 5+/6

recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem