Lubię ten moment, kiedy sięgam po powieść zupełnie nieznanej mi autorki lub nowego dla mnie autora. Zastanawiam się wtedy, czy lektura okaże się początkiem wspaniałej literackiej znajomości i udaną czytelniczą przygodą, czy jednak niekoniecznie spełni moje oczekiwania. Oczywiście z doświadczenia wiem, że bywa różnie, choć po latach nauczyłem się dawać autorom drugą szansę, mając świadomość, że z czasem zmieniają się i mój gust, i nierzadko styl pisarza, z którym za pierwszym razem było mi nie po drodze. W przypadku Kate Morton zaskoczyło od samego początku. Autorka znajdowała się od dawna na długiej liście do sprawdzenia, ale do tej pory jakoś się mijaliśmy w myśl zasady Tak dużo książek, tak mało czasu. Ale przyszła pora i na Morton, za sprawą Milczącego zamku, wznowionego w Serii butikowej Wydawnictwa Albatros. Wychowałem się na XIX – wiecznych powieściach, dlatego lubię napisane z rozmachem, gęste od wydarzeń historie, w których czytelnik ma szansę dogłębnie poznać losy bohaterów, doświadczyć ich emocji i poczuć klimat epoki. Milczący zamek, choć napisany przez współczesną autorkę, daje mi to wszystko, za co tak cenię klasycznie skonstruowaną, wielowątkową prozę.
Kto wie, czy Edith Burchill miałaby szansę poznać zawiłe losy swojej rodziny, gdyby nie list z czasów II wojny światowej, który przez przypadek trafił w ręce jej matki ponad pół wieku po napisaniu. Edie, młoda redaktorka w niszowym wydawnictwie, postanawia pójść śladem otrzymanej korespondencji, z której wynika, że jej matka przez kilka wojennych miesięcy mieszkała w zamku Milderhurst, którego właścicielem był Raymond Blythe, autor Prawdziwej historii Człowieka z Błota. Ulubiona baśń Edie z dzieciństwa zaprowadzi ją do Kentu, gdzie w starym zamku wciąż mieszkają trzy sędzie córki pisarza. Młoda redaktorka szybko zdobywa sympatię i zaufanie właścicielek Milderhurst i zaczyna poznawać historię ich życia. Fascynującą, bolesną i destrukcyjną jednocześnie. Edie nie wie jeszcze, że odwiedzając posępny zamek, otwiera puszkę Pandory, ale w inaczej niż w mitologii, ten gest przyniesie spokój i ukojenie.
Napisać, że lubię takie powieści, to jakby nic nie napisać. Kate Morton zabiera czytelnika od pierwszych stron w pełną emocji podróż w czasie. Akcja Milczącego zamku toczy się współcześnie, ale część opowieści osadzona jest w okresie II wojny światowej i wcześniej, kiedy czytelnik poznaje pogmatwane losy właściciela Milderhurst i jego trzech córek. Losy matki Edie przeplatają się z wątkami trzech sióstr, tworząc początkowo niełatwą do zrozumienia konstrukcję, która z czasem, powoli i metodycznie nabiera wyraźnych kształtów. Pisząc tę książkę, Morton sięgnęła do tradycji przywołującej na myśl powieść szkatułkową, tworząc misternie tkaną opowieść, na którą składa się kilka odrębnych historii. Każda z nich jest na swój sposób fascynująca i stanowi niezbędny element potrzebny do zrozumienia całości. Pisarka sprytnie wyprowadza czytelnika na manowce, z umiejętnością godną autorki kryminałów podrzuca błędne tropy, a wprowadzając nieco tajemniczy klimat pozwala sobie na dużą swobodę w interpretowaniu rzeczywistości przedstawionej w powieści.
Opowieść obyczajowa, romans, powieść grozy a może baśń? Odpowiedź jest trudna, bo tak naprawdę w Milczącym zamku słychać echa każdego z wymienionych gatunków. Morton sprawnie balansuje między nimi – bawi się konwencją budując napięcie i przede wszystkim świat przedstawiony – stawiając jednak wyraźną granicę między realizmem współczesnego wątku Edith i jej matki, a przywołującym na myśl klimat powieści grozy lub baśni dla dorosłych motywem starego zamku i jego leciwych właścicielek. Historia każdej z sióstr Blythe to świadectwo konwenansów przypisanych ich grupie społecznej oraz świadectwo – z jednej strony buntu wobec niego, z drugiej nieustającej walki i własną niezależność. Los boleśnie doświadczył każdą z nich, wystawił na próbę ich siostrzane relacje i przywiązanie do rodzinnych tradycji. Owszem, dużo w tym wszystkim chwytów rodem z romansów, popularnych kryminałów i modnego dziś thrillera psychologicznego, ale w żadnym razie nie umniejsza to czytelniczej przyjemności z odkrywania kolejnej tajemnicy kryjącej się za murami zamku w Kencie.
Czytając Milczący zamek warto także zwrócić uwagę na postać Raymonda Blythe’a i jego budzącej niepokój, mrocznej baśni o Człowieku z Błota. Kate Morton, dzięki temu elementowi powieści, wprowadza wątek autotematyczny, traktujący o kulisach pracy pisarza, powodach dla których decyduje się wydać swój tekst i konsekwencjach, jakie niesie ze sobą taka decyzja. Nie bez powodu Edie Burchill jest redaktorką w wydawnictwie i zamiłowaną czytelniczką – to jeszcze jedna bohaterka, dla której słowo pisane stanowi, jeśli nie sens życia, to z pewnością klucz do zrozumienia przeszłości i definiowania teraźniejszości. Powieść Morton to nie tylko hołd złożony literaturze w ogóle, ale i inteligentna zabawa konwencją gatunkową w szczególe. W Milczącym zamku spotykają się bowiem gotycka powieść grozy i XIX – wieczny romans z jego współczesną odmianą, elementy fikcji historycznej oraz mroczna, gęsta od znaczeń baśń. W efekcie czego powieść Morton przypomina klimatem zarówno Trzynastą opowieść Diane Setterfield, jak i Rebekę Daphne du Maurier, że o dokonaniach sióstr Brontë i Shirley Jackson nie wspomnę. Milczący zamek wymaga wprawdzie skupienia i wczytania się w gęstą tkankę tekstu, ale jakaż to przyjemna lektura i jakie satysfakcjonujące czytelnicze doświadczenie.
Informacje o książce
autorka Kate Morton
tytuł Milczący zamek (The Distant Hours)
przekład Izabela Matuszewska
Wydawnictwo Albatros 2021
Nowalijki oceniają 5/6
Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem