„Fatum i furia” Lauren Groff

www.znak.com.pl

Informacje o książce:

autorka: Lauren Groff
tytuł: Fatum i furia
tytuł oryginału: Fates and Furies
przekład: Mateusz Borowski

wydawnictwo: Znak
miejsce i rok wydania: Kraków 2016
liczba stron: 428

egzemplarz: zakup własny







Za każdym razem, kiedy sięgam po książkę okrzykniętą bestsellerem, albo najlepszą powieścią … mam mieszane uczucia. Z jednej strony moje oczekiwania winduje medialny szum, z drugiej przekora każe mi spojrzeć na książkę bardzo krytycznym okiem. Najczęściej jest jednak tak, że moje i świata spostrzeżenia na temat danej powieści gdzieś tam się pokrywają. W przypadku Fatum i furii Lauren Groff sprawa jest bardziej skomplikowana, gdyż ta proza zarówno podoba mi się, jak i nie podoba. Taki czytelniczy paradoks, który przez kilka dni zwyczajnie nie dawał mi spokoju.

Fatum i furia to, najkrócej pisząc, historia małżeństwa zawartego przez dwudziestoletnich (z niewielkim okładem) Lancelota  Lotto Satterwhite’a i Mathilde. Losy bohaterów śledzimy na przestrzeni prawie dwudziestu czterech lat, poznając przy okazji ich przyjaciół i znajomych, obserwując zmieniającą się w tle rzeczywistość. Lancelot, syn bogatych przedsiębiorców, uwielbiany przez matkę, w dniu niespodziewanego ślubu ma już wyrobioną markę nałogowego podrywacza i imprezowicza. Kiedy na swojej drodze spotyka elegancką i (co istotne później) tajemniczą Mathilde, zmienia swoje życie o 180 stopni. Odcięty od rodzinnej fortuny (wyjaśnione w powieści), zamieszkuje z żoną w mało prestiżowej kawalerce, a wykorzystując swoją urodę, postanawia spróbować swoich sił w aktorstwie, a potem także w dramatopisarstwie. Jak cień podąża za nim Mathlide, sumiennie płacąca rachunki, kierująca życiem Lotto, ale robiąca to tak, że mąż niczego się nie domyśla. Choć być może jest świadomy, że coś jest na rzeczy, ale wygodniej mu myśleć, że tak powinno być. Lancelot jest zresztą na tyle zapatrzonym w siebie egocentrykiem, że uczucia wobec żony zawsze związane są z nim samym. 

Groff podzieliła swoją powieść na dwie części. Fatum – poświecona jest pokazaniu małżeństwa z perspektywy Lotto, Furia – z punktu widzenia Mathilde. Obu tym częściom patronują mitologiczne personifikacje, podpowiadające w pewnym sensie, co wydarzy się w życiu bohaterów i jak potoczą się ich losy.

W Fatum mamy do czynienia z linearną narracją, w której poznajemy Lancelota, jego rodzinę, miłosne podboje, małżeństwo i próby zaistnienia najpierw na scenie, następnie w roli dramatopisarza. Bohater odnosi sukcesy, ale wciąż odczuwa ich głód. Małżeństwo, oparte na namiętności i podporządkowane Lotto, jest w pewnym sensie wspólną wizją stworzoną przez oboje małżonków. Prostolinijny i zmanipulowany bohater czuje się w tym układzie komfortowo, gdyż taka relacja z żoną karmi jego egocentryzm i potrzebę ciągłej adoracji. Przyznam, że ta część powieści mało mi się podobała; autorka skupia się na pokazaniu kolejnych etapów kariery Lancelota, przeplata je z fragmentami tekstów dramatycznych swojego bohatera i opisami kolejnych spotkań Satterwhite’ów z przyjaciółmi. Denerwuje również fakt, że zapatrzony w czubek własnego (podobno bardzo przystojnego) nosa, Lancelot nie dostrzega, że stał się zabawką w rękach trzech kobiet: matki, żony i siostry. Stąd bliskie już skojarzenia z antyczną tragedią, gdzie uwikłani w nieuchronny los postaci nie mogą zrobić nic, aby zmienić swój los. Niektórzy starożytni bohaterowie przynajmniej próbowali, czego nie da się powiedzieć o Lotto.

Furia – druga część powieści, skupia się na osobie Mathilde. Tutaj narracja jest bardziej chaotyczna, fragmentaryczna, z licznym przeskokami w czasie. Retrospekcje są ważną częścią opowieści o pani Satterwhite, gdyż nie tylko eksponują jej postać, ale na światło dzienne wyciągają najskrytsze tajemnice, z tragedią z dzieciństwa na czele. Potrzeba zemsty tkwi w Mathilde bardzo głęboko, determinując wszystkie jej działania. Szokujące jest, gdy to samo wydarzenie opisywane jest z perspektywy obojga małżonków. Jak ślepym musiał być Lancelot, skoro nie dostrzegł choć symptomów zagrożenia, jakie niosły ze sobą działania żony. Gładko łykał jej kłamstwa i przemilczenia, a ona z dużą łatwością zawsze otrzymywała to, na co miała ochotę. 

Nie jest tak, że obie narracje zazębiają się i tworzą idealną całość. Owszem, niektóre fragmenty z życia małżeństwa można złożyć w jeden epizod, ale nigdy nie są to lustrzane odbicia wydarzeń. Autorka podjęła się dość karkołomnego zadania, jakim jest prowadzenie w miarę równoległych opowieści. Niestety, w moim odczuciu nie do końca dobrze jej to wyszło. Powieść rozłamuje się na dwie części, co oczywiste, ale żonglerka narracją momentami wymyka się spod kontroli. Chwilami nudne Fatum musi wypaść blado w konfrontacji z Furią, tak jak słabo w tym zestawieniu wypada Lancelot na tle pełnokrwistej Mathilde. 

www.nowalijki.blogspot.com

Podczas lektury Fatum i furii miałem natrętne skojarzenia z powieściami Tartt i Catton. Groff, podobnie jak Tartt, w narrację wplata cytaty z mitologii, dramatów antycznych, Szekspira. Niby są one fabularnie uzasadnione, ale w moim odczuciu nie wnoszą niczego istotnego do tekst. Są takim manierycznym ozdobnikiem, dodającym z założenia powieści głębszą wartość artystyczną. Z Catton natomiast łączy Groff zamiłowanie do komplikowania narracji, zabawy w chowanego z czytelnikiem, wywodzenia go w pole i wątki teatralne. Na pierwszy rzut oka całość wygląda na wysmakowaną literacką ucztę z wyższej półki, elegancko podaną opowieść z erudycyjnym zacięciem. Po jakimś czasie okazuje się jednak, że gdy spuścić powietrze z tego balonika, czar pryska. Owszem, nie można odmówić Groff sprawnego warsztatu, intrygującego pomysłu na fabułę, pokazania małżeństwa jako swoistej układanki uczuć, niedomówień, przemilczeń i zwykłych kłamstw. Odnoszę jednak wrażenie, że zbyt napuszony styl autorki, okraszony banałami i silenie się na prozę zaangażowaną intelektualnie, skutecznie plasuje Fatum i furię w kategorii literackich stanów średnich. Oczywiście w moim subiektywnym odczuciu.

Niestety, tym razem kolejny światowy bestseller nie zachwycił mnie tak, jak mógłbym się spodziewać. Owszem, Furia wynagrodziła mi braki Fatum, ale z drugiej strony nie kupiłem sposobu narracji zaproponowanego przez Groff. W moim odczuciu za dużo w powieści fałszywych nut, aby uznać ją za coś więcej, niż sprawnie napisaną historię z nierównymi bohaterami  i zbyt przeintelektualizowaną formą. Nie żałuję jednak czasu spędzonego  z tą powieścią, bo ma ona i dobre momenty, ale w ogólnym rozrachunku fanem Lauren Groff nie zostałem.

Nowalijki oceniają: 4/6