ALEXANDRA BENEDICT „ŚWIĄTECZNA MORDERCZA GRA”

Anglosaska tradycja czytania kryminałów w okresie świąt Bożego Narodzenia to jedna z praktyk, której od dawna kibicuję, jak na miłośnika gatunku przystało. Ten zwyczaj sięga lat 20. i 30. XX wieku, kiedy to powieść detektywistyczna przeżywała swój najlepszy czas za sprawą choćby Agathy Christie, Dorothy L. Sayers, czy Georgette Heyer – że ograniczę się jedynie do trzech nazwisk. Rozgrywające się podczas świąt, najczęściej w nobliwej posiadłości i z obowiązkową burzą śnieżną, historie spod znaku cozy mystery stanowią znakomitą rozrywkę oraz swoiste antidotum na cukierkowe romanse z błyszczącą od ozdób choinką w tle. Wydawać by się mogło, że zestawienie Bożego Narodzenia z morderstwem jest co najmniej ryzykowne, ale nierzadko te kryminalne historie okazywały się punktem wyjścia do snucia opowieści o ludzkich słabostkach, oraz tajemnicach z przeszłości zgromadzonej w jedym miejscu i odciętej od świata grupy bohaterów. Czasem połączonych więzami rodzinnymi, czasem sobie obcych, ale zawsze uwikłanych w misterną intrygę, której finał – ze względu na gatunek – bywa śmiertelnie oczywisty.

Mistrzynią świątecznych powieści detektywistyczno – kryminalnych była oczywiście Agatha Christe, która wymyśliła, albo przynajmniej skutecznie spopularyzowała schemat, po który wciąż sięgają kolejne pokolenia pisarek i pisarzy. Jedną z nich jest Alexandra Benedict, której Świąteczna mordercza gra przywołuje wszystkie klasyczne elementy fabuły, tak charaktertyczne dla gatunku, ale we współczesnej odsłonie. Jest więc bohaterka, która po latach wraca w rodzinne strony, dramatyczna historia z przeszłości, majestatyczna posiadłość, burza śnieżna i zagadka ukryta w kolejnych sonetach zapowiadających tytułową grę. Stawka jest wysoka, a dla głównej bohaterki najważniejsza w życiu – wszystko wskazuje na to, że w końcu pozna prawdę o odejściu matki.

Lily Armitage nie spodziewała się, że po śmierci jej ukochanej ciotki ktoś zdecyduje się na kontynuowanie świątecznej rodzinnej tradycji, jaką jest poszukiwanie skarbów w ogromnej posiadłości Endgame. A jednak coroczna zabawa odbędzie się; znów do domu przyjadą kuzynki i kuzyni Lily, aby tym razem zawalczyć o coś więcej niż symboliczny klucz. Akt własności Endgame to łakowy kąsek, ale dla głównej bohaterki liczą się przede wszystkim słowa ciotki, która przed śmiercią obiecała młodej kobiecie, że Lily pozna prawdę o swojej matce. Trzeba tylko przez dwanaście dni rozwiązywać kolejne zagadki, ale sęk w tym, że zabawa przybiera śmiertelnie niebezpieczny obrót.

Świąteczna mordercza gra to powieść zbudowana z lubianych przez miłośników kryminałów elementów i wydaje mi się, że autorka nawet nie próbuje udawać, że proponuje czytelników coś nowego. Jej książka wpisuje się więc w tradycję świątecznych fabuł obudowanych wokół zagadki z przeszłości i morderstwa, choć bez – w moim odczuciu – klimatu cozy mystery, albo bardziej ogólnie – świąt. Owszem, akcja rozpoczyna się w Wigilię i trwa przez kolejne dwanaście dni, ale Benedict niespecjalnie skupia się na opisach celebracji napiękniejszych dni w roku, tylko na kolejnych sekretach ukrytych w sonetach pozostawionych przez ciotkę oraz trupach, bo te pojawiają się w przestrzeni fabuły dość szybko. Zamknięta przestrzeń posiadłości, odciętej przez burzę śnieżną od świata, to idealna sceneria dla kryminalnej intrygi i autorka w pełni ją wykorzystuje. Podobnie jak i inne elementy – klisze, którymi dość sprawnie żongluje, tworząc swoją opowieść. Nad całą historią unosi się (dyskretnie, ale jednak) duch wspomnianej już Agathy Christie, ale to trochę za mało, żeby książkę ocenić wysoko.

Lubię świąteczne powieści kryminalne i po tę pozycję sięgnąłem z zainteresowaniem, które jednak szybko gdzieś uleciało. Intryga przykuła moją uwagę jedynie na początku, potem niespodziewanie przestała mnie interesować – być może dlatego, że kolejne zagadki wyglądy bardzo podobnie, co dawało poczucie, że bohaterowie trochę gonią własny ogon. Kluczem do sukcesu dla tego typu prozy są klimat oraz postaci – w tym przypadku pierwszego mi zabrakło, a jeśli chodzi o bohaterów, żaden z nich nie zaskarbił mojej sympatii. Wszyscy ci kuzyni, kuzynki i ich drugie połówki nakreślone są dość powierzchownie, a motywy ich postępowania nietrudne do rozszyfrowania. Wyjątek stanowi Lily, ale ona nie ma zadatków na taką główną bohaterkę, której miałbym ochotę kibicować. Przeszkadzał mi także przekład, momentami drewniany, a na pewno pozbawiony płynności i polotu – muszę jednak uczciwie napisać, że tłumaczka miała niełatwe zadanie, ponieważ zagadki napisane są w formie klasycznych sonetów włoskich i do tego zawierają ważne dla intrygi informacje. Nie tylko dla bohaterów, ale także dla czytelników, ponieważ autorka ich także zaprasza do zabawy. Ostatecznie Świąteczna mordercza gra okazała się historią mało zajmującą, poprawnie napisaną i z potencjałem, który nie został należycie wykorzystany. Nie chcę sugerować, że lepiej poświecić czas na inne książki, bo to byłoby nie całkiem uczciwe wobec tego tytułu, ale może przygodę z podgatunkiem powieści kryminalnej lepiej zacząć od powieści innej autorki? Wybór, także po polsku, jest z roku na rok coraz większy.

Informacje o książce

autorka Alexandra Benedict

tytuł Świąteczna mordercza gra (The Christmas Murder Game)

przekład Małgorzata Fabianowska

Wydawnictwo Kobiece 2022

ocena 3+/6

recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem