YAEL VAN DER WOUDEN „W DOBRYCH RĘKACH”

Ta powieść wpadła mi w oko przy okazji prezentacji krótkiej listy nagrody literackiej The Booker Prize za rok 2024. Debiut Yael van der Wouden zebrał wtedy dużo pozytywnych recenzji, które przekonały mnie do potencjalnej lektury, a nagroda Women’s Prize for Fiction w 2025 roku utwierdziła w tym przekonaniu. Pisałem już kiedyś, że lubię przyglądać się kandydatkom i kandydatom do kilku europejskich i światowych nagród literackich, licząc na prozę z wysokiej półki – odważną, angażującą, albo wykraczającą poza utarte schematy, zarówno kompozycyjne, jak i fabularne.

Debiutancka powieść Yael van der Wouden, holenderskiej pisarki urodzonej w Izraelu, to niezwykle udane połączenie emocjonalnego napięcia, zmysłowej narracji oraz zaskakującej, zarówno na poziomie samej fabuły, jak i jej wydźwięku, pogłębionej refleksji nad realiami historycznymi, osadzonymi w kontekście powojennej Holandii. W dobrych rękach rozwija się powoli, najpierw wciągając w dwuznaczną grę na emocjach, by (jak w dobrym thrillerze psychologicznym – zbyt duże może uproszczenie, ale na swój sposób adekwatne) za moment zmusić do weryfikacji własnych odczuć w świetle nowych faktów dotyczących relacji uczuciowej głównej bohaterki. W efekcie czego czytelnik otrzymuje powieść psychologiczną i literaturę piękną o intymnej relacji w cieniu wielkiej, ale przemilczanej historii.

Fabuła w Dobrych rękach opowiada historię Isabel, która wiedzie uporządkowane, ale samotne życie na holenderskiej prowincji na początku lat 60. XX wieku. Jej świat jest hermetycznie zamknięty w czterech ścianach domu, a obsesja kontroli wszystkiego wokół, włącznie z samą sobą, przejawia się w przesadnym dbaniu o domowe sprzęty i rodzinne pamiątki, w tym cenny porcelanowy serwis. Bohaterka zagłusza w ten sposób podszepty podświadomości odwołujące do wojennej przeszłości rodziny. Idealny porządek codzienności Isabel burzy pojawienie się w jej domu Evy, nowej dziewczyny brata, który na jakiś czas musi wyjechać z Holandii. Eva, zupełne przeciwieństwo gospodyni, zaburzy starannie pielęgnowane życie Isabel i odsłoni to, co dotychczas było ukryte.

Ogromną zaletą i niezaprzeczalną wartością powieści takich, jak W dobrych rękach, jest ich niejednoznaczność. Wydawać by się mogło, że wiodącym wątkiem tej fabuły jest intensywna i złożona relacja relacja między Isabel oraz Evą, po mistrzowski zbudowane napięcie oraz budząca się zmysłowość, definiująca ich związek. Kobiety, zmuszone do wspólnego spędzenia lata, najpierw ścierają się w nierównej i skazanej na porażkę grze, w równym stopniu z obsesją kontroli Isabel oraz chaosem i swobodą Eve. Napięcie między nimi, stopniowo ewoluuje w głęboką erotyczną i emocjonalną wieź. Ten związek, z oczywistych względów skrywany, staje się swoistym aktem odwagi, tak samo wobec obowiązujących norm społecznych, co w stosunku do samej Isabel, która w pełni uświadamia sobie te wszystkie emocje, które skrywała przed światem i samą sobą. Bohaterki przełamują zatem zastane konwenanse, a ujawnienie własnej, ukrywanej tożsamości staje się dla jednej z nich aktem odwagi.

Wątek relacji między Isabel i Evą przeplata się z innymi, których obecność zostaje zaznaczona w toku rozwijającej się fabuły; autorka coraz wyraźniej eksploruje motywy związane z pamięcią o II wojnie światowej oraz roli, jaką podczas działań wojennych przyjęło, przynajmniej po części, holenderskie społeczeństwo. Dom, ostoja dla Isabel i jej braci, okazuje się mieć wstydliwą przeszłość, a obsesyjnie dbanie o jego porządek oraz wypełniające go przedmioty codziennego użytku nabiera nowego znaczenia. Wiele sugeruje tytuł powieści, zarówno polski, jak i oryginalny, subtelnie odwołując się do wstydliwych kart historii Holandii, a w szerszym spojrzeniu całej Europy – Isabel i Eva, każda w nieco inny sposób, stają się ofiarami zbiorowego milczenia i wyparcia win za współudział w wydarzeniach zapisanych na wstydliwych kartach powojennej codzienności. Wraz z tą świadomością czytelnik zyskuje nową perspektywę, a spojrzenie na relację między głównymi bohaterkami zyskuje głębię wyrazu.

W dobrych rękach zaskakuje czytelnika, ale niekoniecznie od razu od pierwszych stron. Początkowo niełatwo było mi zaakceptować chłodny, zdystansowany styl powieści, jak również kreację głównej bohaterki. Ale warto dać szansę debiutowi Yael va der Wouden, która z pełną świadomością wprowadza czytelnika w pełen zmysłowości i napięcia świat swojej fabuły. Z pozoru chłodny, w rzeczywistości jednak styl powieści uwodzi swoją przenikliwością oraz złożonością niełatwych relacji międzyludzkich. Autorka zręcznie łączy emocjonalne napięcie z wydźwiękiem realiów historycznych, tworząc nastrojową prozę uwodzącą klimatem opowieści o obsesjach i ukrywanych sekretach. Duża w tym także zasługa symboliki miejsc i przedmiotów, którą czytelnik rozszyfrowuje dopiero wtedy, kiedy pozna ich tajemnicę oraz zostawi sobie czas na ułożenie się fabuły w głowie na chwilę po lekturze. U mnie czas na refleksję zadziałał, a mocny wydźwięk W dobrych rękach dotarł ze zdwojoną siłą. Nagrody i zachwyty, w przypadku tej prozy, są jak najbardziej uzasadnione.

Informacje o książce

autorka Yael van der Wouden

tytuł W dobrych rękach (The Safekeep)

przekład Justyn Hunia

Wydawnictwo Znak 2025

ocena 4+/6

recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem