Viktor Arnar Ingólfsson „Tajemnica wyspy Flatey”

Mimo popularności książek Arnaldura Indriðasona i Yrsy Sigurdardóttir oraz zamieszania wokół Ove Løgmansbø,  kryminały rodem z chłodniejszych regionów Europy wciąż stanowią ciekawostkę na polskim rynku wydawniczym. Dlatego z tym większym zainteresowaniem przyglądam się nowym autorom i tytułom. Nie inaczej jest w przypadku Viktora Arnara Ingólfssona, którego pierwsza po polsku powieść Tajemnica wyspy Flatey została opublikowana w nowej serii wydawnictwa Editio. Książka okazała się pozytywnym zaskoczeniem, choć nie wszystko w jej konstrukcji przypadło mi do gustu.

Akcja powieści toczy się podczas kilku czerwcowych dni w roku 1960 w archipelagu skupionym wokół tytułowej wyspy Flatey. Położona nad malowniczą zatoką Beriðaffjörður stanowi dom dla nielicznej grupy mieszkańców. I to jeden z nich dokonuje makabrycznego odkrycia. Na niewielkiej wysepce odnajduje ciało. Jak się wkrótce okaże, ofiarą jest znany duński naukowiec, profesor Gaston Lund. Zajmował się badaniem średniowiecznego manuskryptu Flateyjarbok. Zabytek literatury islandzkiej, zbiór sag o wikingach, legend i podań kryje w sobie pewną zagadkę. Według wierzeń, jej rozwikłanie miało przynieść odkrywcy szczęście. Tak mówi tradycja, współczesna interpretacja sugeruje raczej prestiż naukowy i wzmocnienie pozycji w środowisku akademickim. Czy profesor Lund odkrył coś, co sprowadziło na nie go nieszczęście? Kiedy ginie kolejna osoba, śledztwo, początkowo prowadzone przez miejscowego wójta, nauczyciela i przedstawiciela prefektury, przejmuje policja z Reykjawiku. Sęk w tym, że nic nie układa się śledczym w sensowną całość. 

Powieść Ingólfssona zabiera czytelnika na niewielką wyspę, której mieszkańcy żyją w zawieszeniu między przeszłością i teraźniejszością. Silne przywiązanie do wielowiekowych tradycji i dawnych wierzeń oraz związana z położeniem geograficznym izolacja sprawia, że na Flatey życie płynie powoli, dostosowując się do rytmu doby czy zmieniających się pór roku. Dlatego każda wizyta gościa spoza wyspy wywołuje zaciekawienie. Podobnie było w przypadku profesora Lunda, który wśród mieszkańców wyspy pojawił się, wiedziony ciekawością i chęcią rozwiązania tajemnicy manuskryptu. Tym bardziej zastanawia fakt, że nagle wyspiarze nabierają wody w usta – nikt niczego nie widział, nikt niczego nie słyszał. A jednak … Hermetyczna społeczność Flatey, głęboko ukrywane tajemnice z przeszłości, wreszcie wyeksponowany wątek historyczny – to wszystko sprawia, że książka Ingólfssona intryguje od samego początku. Z pozoru sielanka w pięknych okolicznościach przyrody, w rzeczywistości proza życia naznaczona ludzkimi namiętnościami i brudnymi sekretami. A to, że wszystkie wątki prowadzą do odnalezionego ciała, tylko wzmaga poczucie napięcia i oczekiwania na najgorsze.


Tajemnicy wyspy Flatey gatunkowo najbliżej jest do powieści detektywistycznej. Dlatego ważniejsze od samego trupa jest pokazanie w książce sposobu dojścia do rozwiązania zagadki. I choć bardzo szybko czytelnik poznaje personalia ofiary znalezionej na wyspie, to zabawa w zgadywanie dopiero się rozpoczyna. Prowadzone przez przedstawiciela prefektury dochodzenie rozwija się powoli, pojawiają się nowe niewiadome, a mieszkańcy decydują się od czasu do czasu na zdradzenie jakiegoś sekretu. Do tego wątek historyczny, oddany przez autora z dbałością o szczegóły – trzeba przyznać – wątek dość nietypowy jak na powieść gatunkową. Z jednej strony niezwykle ciekawy, z drugiej obciążający nadmiernie i tak wolno rozwijającą się fabułę. Owszem, wokół manuskryptu obudowane są wydarzenia w powieści, ale zabrakło tutaj odrobiny lekkości. Trzeba jednak oddać autorowi sprawiedliwość, gdyż decydując się na taką formę fabuły, mógł z dbałością o detale, opisać zarówno tło wydarzeń, jak i warstwę socjologiczną i kulturową małej społeczności Flatey. Wierne odtworzenie życia codziennego wyspiarzy w połączeniu z tajemniczą śmiercią profesora sprawia, że Tajemnica wyspy Flatey czaruje atmosferą napięcia i tajemniczością, proponując czytelnikowi nietypowe wrażenia z lektury.
Powieść Viktora Arnara Ingólfssona z pewnością spodoba się czytelnikowi, który nad pędzącą na oślep akcję przedkłada wolniejsze tempo a dedukcję nad kolejną strzelaninę. Tajemnica wyspy Flatey to kryminał staroświecki w formie, ale wcale taka ocena nie musi oznaczać, że po książkę nie warto sięgać. Przeciwnie – dla miłośników inteligentnych zagadek kryminalnych i tajemnic z przeszłości oraz wielbicieli specyficznej atmosfery małych  społeczności – to pozycja godna polecania. Owszem, rozwiązanie zagadki nie jest spektakularne a postaci dość płaskie, ale te mankamenty okazują się mało istotne, kiedy na fabułę patrzy się bardziej całościowo. I kiedy ma się świadomość, że autorowi udało się połączyć fikcję z prawdą, zarówno historyczną, jak i osobistą. 


źródło: www.editio.pl
Informacje o książce

autor Viktor Arnar Ingólfsson
tytuł Tajemnica wyspy Flatey
tytuł oryginału Flateyjargata
przekład Jacek Godek

wydawnictwo Editio Black
miejsce i rok wydania Gliwice 2017
liczba stron 252

egzemplarz recenzencki
Nowalijki oceniają 4+/6




Dziękuję Wydawnictwu Editio Black
za udostępnienie egzemplarza do recenzji.