„Tulipanowy wirus” Danielle Hermans

Metryczka książki

autorka: Danielle Hermans
tytuł: „Tulipanowy wirus”
przekład: Małgorzata Woźniak – Diederen

liczba stron: 336
wydawnictwo: Wydawnictwo Marginesy
miejsce i rok wydania: Warszawa 2015

ebook: Legimi bez limitu





Dwa zabójstwa dokonane na przestrzeni kilku wieków. W 1636 roku zostaje zamordowany karczmarz Wouter Winckel. Przy jego ciele znaleziono antyreligijny pamflet. We współczesnym Londynie ktoś zabija Franka Schoellera. Przy jego zwłokach siostrzeniec Alek dostrzega rzadki egzemplarz książki – katalog tulipanów. Te dwie z pozoru niemające ze sobą nic wspólnego zbrodnie to początek intrygi sensacyjno – kryminalnej z mocnym akcentem historycznym. Akcja „Tulipanowego wirusa” dzieje się zarówno w XVII – wiecznych Niderlandach, jak i we współczesnym Londynie oraz Amsterdamie. Głównym bohaterem tej historii jest, wspomniany wcześniej, Alek Schoeller, który z pomocą przyjaciela, Damiana Vanlinta oraz licznej grupy znajomych zabitego stryja, odkrywa coraz to nowe fakty dotyczące skrywanej działaności Franka Schoellera. Bohaterowie wpadają na trop ogromnej afery związanej z handlem tulipanami, dowiadują się, jakie ma ona związki z historią Holandii. Alek, który nie ma kryształowej przeszłości, staje się głównym podejrzanym w sprawie o zamordowanie stryja. A z czasem bohaterom zaczyna zagrażać śmiertelne niebezpieczeństwo.

Autorka, dla której „Tulipanowy wirus” jest literackim debiutem, wprowadza czytelnika w świat, o którym wcześniej pewnie nie miał pojęcia. Przywołanie XVII – wiecznej gorączki tulipanowej pokazuje mechanizmy, które do dziś napędzają różne spekulacyjne działania na światowych rynkach. Sztucznie zawyżone ceny cebulek tulipanów doprowadziły do ogromnego krachu, który spowodował kryzys w Europie. Okazuje się jednak, że i współcześnie na handlu kwiatami i spekulacją ich ceną można nieźle zarobić. Konkretne sumy miały wpłynąć na konto tajemniczej fundacji, której celem jest ekspansja chrześcijańskiego fundamentalizmu, walczącego z nauką. Brzmi może niedorzecznie, ale przyjmując konwencję gatunkową powieści, da się to przełknąć. Teorie spiskowe są ważną częścią fabuły tego typu literatury, dlatego nie bez powodu na okładce przywołuje się nazwisko Dana Browna. Tyle tylko, że amerykański autor dawno już przekroczył granicę absurdu, a holenderskiej pisarce udaje się zachować pozory realizmu i  w wymyślaniu niedorzeczności jest dość powściągliwa.


„Tulipanowy wirus” Danielle Hermans to kawał poprawnie napisanej powieści sensacyjno – kryminalnej z wątkiem historycznym. Fabuła jest prowadzona konsekwentnie, w dobrym tempie. Autorka nie odkrywa może nic nowego w temacie literatury popularnej, ale serwuje pomyślaną historię, która zahacza także o problematykę ludzkiej chciwości, powtarzalności dziejów i wciąż aktualnych pytań o rolę religii i wolność nauki. Pamiętać jednak trzeba, że na te choroby współczesności nie daje recepty, bo  też nie takiej roli oczekujemy od zgrabnie napisanej historii sensacyjnej. 

Nowalijki oceniają: 4/6