MARYLA SZYMICZKOWA „ŚMIERĆ NA WENECJI”

Trzy lata kazała na siebie czekać Maryla Szymiczkowa, nie bez powodu okrzyknięta królową polskiego (żeby nie napisać: krakowskiego) kryminału retro. Trzy lata – dla jednych to tylko chwila, dla stęsknionych nowych przygód detektywistycznych profesorowej Szczupaczyńskiej – cała wieczność. Ale (nie)cierpliwość została ostatecznie nagrodzona w postaci piątego tomu pod jakże wymownym i literackim tytułem Śmierć na Wenecji.

W przypadku serii, także książkowych, zawsze istnieje obawa, czy autorka lub autor utrzyma odpowiedni poziom, dlatego już na wstępie mogę napisać, że ukrywający się pod pseudonimem duet Jacek Dehnel i Piotr Tarczyński nadal jest w wysokiej formie. A to oznacza także, że ich bohaterka nie spuszcza z tonu i lektura historii jej najnowszego śledztwa w zalanym przez powódź Krakowie to czysta czytelnicza przyjemność. Podobnie jak w poprzednich tomach, tak i w tej odsłonie intryga kryminalna nie jest może najmocniejszą stroną serii, ale za to cała reszta – jak najbardziej. Co więcej, profesorowej Szczupaczyńskiej przybywa konkurencji i to, o zgrozo, w jej własnym domu!

Akcja piątego tomu rozgrywa się latem 1903 roku, który w historii Krakowa zapisał się jako czas wielkiej powodzi. Ale także dla małżeństwa Szczupaczyńskich to moment pamiętny, skoro bohaterowie wyprowadzili się właśnie poza Planty! Zamieszkali w dwupiętrowej kamienicy Pod Śpiewającą Żabą przy ulicy Retoryka, wpisując się tym samym w modny w owym czasie nurt poznawania bagatelizowanych dotychczas obszarów rozrastającego się miasta. Pech chce, że niedługo po przeprowadzce miasto nawiedza powódź, a profesorowa znów ma pełne ręce roboty. W okolicy pojawiają się bowiem dwa trupy – jeden wyłowiony w okolicach ulicy Wenecja, drugi – odnaleziony we własnej wannie. Nie trzeba chyba dodawać, że Zofia postanawia przyjrzeć się bliżej obu zgonom.

Nie będę ukrywał, że Marylę Szymiczkową pokochałem od pierwszej książki i nic tego stanu rzeczy nie zmienia. Lubię tę serię zarówno za fantastyczny język, dyskretne odwołania do literatury (skojarzenie z Thomasem Mannem to oczywistość, ale już cytat z Lata w Dolinie Muminków umknął mi podczas lektury), jak i celne spostrzeżenia na temat obyczajowości Krakowa z przełomu wieków. Dehnel i Tarczyński, jak sami o sobie skromnie mówią: plenipotenci Szymiczkowej jak zwykle dołożyli starań, fabuła, bądź co bądź, kryminału, skrzyła się zarówno od humoru, jak i dykteryjek na temat codzienności z roku 1903. Stąd sporo w tle powieści o chorobie papieża, spostrzeżenia na temat rozluźnienia obyczajów, ale i czytelne aluzje do współczesności. Czytelnik wraz z bohaterami wędruje (choć w kontekście powodzi lepiej napisać, że pływa) po Krakowie, odwiedzając miejsca, które nadal funkcjonują w przestrzeni miasta.

Największym i niezaprzeczalnym atutem serii jest oczywiście profesorowa Zofia Szczupaczyńska, której zaradność w połączeniu z inteligencją oraz poczuciem humoru pozwala na rozwiązywanie kolejnych zagadek kryminalnych – nadal (chyba) bez wiedzy jej konserwatywnego męża. Profesorowa – krakowska mieszczka zaskakująco dobrze radzi sobie z godzeniem oczekiwań socjety z jej osobistą potrzebą działania gdzieś na obrzeżach powinności kobiety z jej warstwy społecznej. Z tomu na tom wzbogaca swoją wiedzę, a także warsztat detektywki – amatorki, dzięki czemu żaden drobiazg związany ze zbrodnią nie umknie jej uwadze. Nie będzie chyba nadużyciem jeśli napiszę, że Szczupaczyńska na oczach czytelnika dojrzała, może okrzepła – co prawda nieco bliżej jej do nobliwej matrony niż sama jest gotowa się do tego przyznać, ale ten naturalny proces wychodzi jej tylko na dobre. Mniej bowiem przejmuje się konserwatywnym otoczeniem, baczniej zaś przygląda zachodzącym wokół przemianom i wyciąga daleko idące wnioski.

Oczywiście można sobie ponarzekać, że intryga kryminalna jest w tym tomie co najwyżej poprawna, powieść miejscami zaś przegada, przez co odbiega nieco od oczekiwań związanych z konwencją gatunku, ale … po co, skoro to kawał znakomitej rozrywki? Skrzącej się od humoru, bogatej w dykteryjki, tam gdzie trzeba, złośliwej, a w innym miejscu melancholijnie (a nawet młodopolsko) lirycznej, świadczącej o erudycji Szymiczkowej? Choćby dla poukrywanych w tekście smaczków warto czytać Śmierć na Wenecji z uwagą, aby wyłapać intertekstualne niespodzianki poukrywane przez autorkę. Albo żeby kibicować Franciszce, która pozazdrościła swojej chlebodawczyni smykałki do zagadek detektywistycznych i sama podejmuje się pewnego śledztwa o charakterze obyczajowym… A ja już teraz niecierpliwie czekam na ciąg dalszy. Być może – jak zdradzili plenipotenci Szymiczkowej podczas spotkania autorskiego – z akcją rozgrywającą się w Zakopanem. Profesorowa Szczupaczyńska na nartach? Ależ to trzeba będzie przeczytać. Koniecznie!

Informacje o książce

autorka Maryla Szymiczkowa

tytuł Śmierć na Wenecji

Wydawnictwo Znak Literanova 2023

ocena 5/6

egzemplarz własny