„Kiedy zdarza się przemoc, lubię patrzeć” Kuba Wojtaszczyk PRZEDPREMIEROWO

wwwwydawnictwoakurat.pl
Informacje o książce


autor: Kuba Wojtaszczyk
tytuł: Kiedy zdarza się przemoc, lubię patrzeć

wydawnictwo: Akurat
miejsce i rok wydania: Warszawa 2016

liczba stron: 303

egzemplarz: recenzencki








Kuba Wojtaszczyk, pisarz i kulturoznawca, autor ciekawego debiutu z 2014 roku –  Portretu trumiennego (recenzja tu) powraca z nową powieścią o intrygującym tytule Kiedy zdarza się przemoc, lubię patrzeć. Pisarz ponownie podejmuje tematykę związaną z polską rzeczywistością, ale tym razem akcja jego książki rozgrywa się w przestrzeni wielkiego miasta, czyli Poznania. Bohaterami są dwudziesto – i trzydziestolatkowie, którym przestaje wystarczać stabilizacja, sprowadzająca się do zadowolenia z  ciepłej wody w kranie, a obietnice którymi ich mamiono, za nic nie chcą się ziścić. Zderzenie marzeń i oczekiwań, złudnie podsycanych na studiach, z twardą ścianą codzienności rodzi frustrację, której potrzeba tylko iskry, aby przerodziła się w coś więcej. 

W piwnicy jednej z poznańskich kamienic policja dokonała makabrycznego odkrycia; znaleziono czterdzieści trzy trumienki z martwymi chomikami. Kiedy na komendę zgłosił się sprawca tego haniebnego czynu, okazało się, że to dwudziestoczteroletni student Uniwersytetu Artystycznego – Radomir W. Oskarżony bronił się tłumacząc, że szokujące odkrycie to w rzeczywistości instalacja artystyczna, którą student chciał zwrócić uwagę na problemy młodych ludzi na rynku pracy. Radomir W. nawet nie zdawał sobie sprawy, jakie konsekwencje będą mieć jego słowa. 

W pewnym poznańskim mieszkaniu poznajemy właściciela lokalu i jego współlokatorów. Witold Szpak to zubożały angielski lord, którego w zamierzchłych latach osiemdziesiątych w polskim zbożu porzuciła brytyjska rodzina królewska. Weronika Krzeplińska, doktorantka polonistyki, oraz Adam  – drwaloseksualny właściciel kwiaciarni Angielska Róża i jego chłopak Evan – Brytyjczyk z polskimi korzeniami, rzeźbiarz od kilku dobrych lat ciągle w przedsionku kariery. Początkowo ich drogi krzyżują się tylko w przedpokoju i kuchni wspólnego mieszkania, ale już wkrótce przyjdzie im się skonfrontować w mało przyjaznej przestrzeni miasta. Bohaterów nowej powieści Kuby Wojtaszczyka poznajemy w momencie przełomowym, zapowiadającym rychłą katastrofę. Witold, po raz kolejny przeżywa swoje nieszczęśliwe dzieciństwo, Weronika dowiaduje się, że jej promotorka wyjechała na długie wakacje (a doktorat rozbabrany), związek Adama i Evana przechodzi kryzys. Właściwie w kryzysie jest Evan, który był dobrze zapowiadającym się artystą, ale zaraz po dyplomie utknął w martwym punkcie i w Angielskiej Róży. Tym trojgu wystarczy jedynie iskra, aby doszło do wybuchu. I dochodzi. Tymczasem w mieście zaostrza się protest w obronie Radomira W. Studenci i absolwenci kierunków humanistycznych protestują przeciwko braku pracy i perspektyw, niskim zarobkom, umowom śmieciowym i marnym widokom na przyszłość. Witold, a z pewnością Evan i Weronika, która staje się niekwestionowaną przywódczynią fali protestów, zostają wciągnięci w sam środek wydarzeń. 

Kiedy zdarza się przemoc, lubię patrzeć to powieść na wskroś współczesna, poruszająca drażliwe, ale i niezwykle ważne problemy społeczne. Autor skupia uwagę na młodych ludziach; studentach, doktorantach lub absolwentach wyższych uczelni humanistycznych i artystycznych. To oni startują w dorosłe (również zawodowe) życie z pozycji, z góry wyglądającej na przegraną. Wraz z końcem studiów, często opłacanych przez rodziców lub dzięki stypendiom, okazuje się, że kapitalistyczna gospodarka nie ma im niczego do zaoferowania. Tak jak Evanowi, który w pewnym momencie zarzuca swojej promotorce, że uczelnie okłamują swoich studentów, wmawiając im, że są wybrańcami losu. Szara rzeczywistość bardzo szybki weryfikuje takie poglądy i mocnym gestem sprowadza na ziemię. Ich mała stabilizacja, wraz z końcem nauki, niebezpiecznie zbliża się do małej Apokalipsy. Nie dziwi więc, że kiedy Radomir W. ogłasza prawdziwy powód swojego czynu, fala zniecierpliwienia, goryczy, czy … (i tu można użyć mocniejszego słowa) przelewa się, a Poznań pogrąża się w chaosie. Studenci, hipsterzy, aktywiści miejscy, feministki i co najważniejsze – sponiewierani humaniści, idą ramię w ramię ku zwycięstwu. Niestety, mało chwalebna tradycja przegrywania powstań i zrywów narodowych wciąż tkwi w polskich genach i szybko ten pech daje o sobie znać. Kolejny romantyczny zryw, który kiedyś zagnał Cezarego Barykę na Belweder, a dziś oderwał wielkomiejską młodzież od iPhone’ów i latte na chudym mleku. Co z tego, skoro efekt pozostawia wiele do życzenia? 

Mimo aktualnej tematyki, powieść Kiedy zdarza się przemoc, lubię patrzeć nie ma w sobie nudnej publicystyki. Owszem, autor sam przyznaje, że jego opowieść bazuje na wątkach z życia jego i jego pokolenia, ale są to problemy dość uniwersalne. Jako humanista z urodzenia, zamiłowania i wykształcenia, trochę starszy od autora i jego bohaterów, mogę pod wieloma tezami podpisać się obiema rękami. Trudno bowiem nie zauważyć tego wszystkiego, co zmusiło bohaterów powieści do jeszcze jednego zrywu i buntu przeciwko władzy, czy szerzej XIX – wiecznej wizji kapitalizmu.

To, co wyróżnia drugą powieść Kuby Wojtaszczyka, to specyficzny i rozpoznawalny już po kilku pierwszych stronach styl prowadzenia narracji i język opowieści. Autor, mimo poruszania ważkich treści, nie unika humoru, choć nierzadko jest on gorzki. Mniej lub bardziej zgrabnie miesza groteskę i absurd z realizmem. Jego bohaterowie miotają się, walcząc ze sobą i innymi,  często jednak  sami nie wiedzą, czego chcą. Purenonsens i czarny humor, połączony z metaforyzacją języka, tworzy koktail dość wybuchowy i skierowany raczej do odbiorcy, który lubi bawić się konwencjami literackimi. Czytając powieść, nie sposób nie przywołać tekstów Gombrowicza, czy opisów absurdów współczesności w stylu Mrożka. Autor snuje narrację trochę w starym stylu, dość gęsto, z zawijasami, bawiąc się słowem. Jest bowiem w powieści wiele smaczków,  niuansów, które można przegapić, skupiając się jedynie na śledzeniu fabuły. Pomysł z pomieszaniem realnej i absurdalnej wizji niedalekiej przyszłości może wydawać się ryzykowny, ale myślę, że autorowi ten zabieg stylistyczny się udał. 

www.wydawnictwoakurat.pl

Wraz z wydaniem Kiedy rodzi się przemoc, lubię patrzeć, jej autora czeka zmierzenie się z syndromem drugiej książki. W mojej opinii Kuba Wojtaszczyk wychodzi z tej konfrontacji obronną ręką. Widać, jak ewoluuje sposób pisania, przy zachowaniu wypracowanego przy debiucie stylu; podoba mi się podjęcie aktualnego tematu, ale przedstawienie go w niestandardowej formie. Oczywiście, ktoś może przyczepić się, że bohaterowie powieści są narysowani (a nawet przerysowani) grubą kreską, czy tego, że autor uśmiecha się do nich, wytykając im pewne cechy i zachowania, czy może jednak się z nich wyśmiewa – to pewnie zależy w dużej mierze od nastawienia do powieści. Myślę też, że w tym literackim szaleństwie jest metoda.
Jestem zdecydowanie na tak. Polecam, bo dobrej polskiej literatury współczesnej nigdy za dużo. 
I pamiętajcie przy okazji słowa Gogola Z czego się śmiejecie? Z samych siebie się śmiejecie.

Nowalijki oceniają: 5/6




za udostępnienie książki do recenzji przedpremierowej.