DAVID VANN „KOMODO”

Co prawda poprzednie powieści Davida Vanna wciąż cierpliwie czekają na swoją kolej, ale jeśli są choć w połowie tak dobre, jak przeczytane przeze mnie ostatnio Komodo – szybko powinny przesunąć się na liście priorytetów. Amerykański autor pisze w moich ulubionych klimatach, czyniąc wiodącym motywem kameralnej dość prozy analizę, albo lepiej: wiwisekcję relacji międzyludzkich. Z wywiadów z pisarzem wiem, że pomysły na kolejne książki opiera na osobistych wspomnieniach, ale nie jest to dla mnie podstawowy atut jego prozy. Lektura Komodo uświadomiła mi przede wszystkim, jak bardzo cenię sobie, z pozoru proste, opowieści obyczajowe, między wierszami których kryje się niepokojąca głębia, cała masa najróżniejszych emocji, czytelnika frapujących, a bohaterki i bohaterów spychających w piekło nieprzepracowanych traum i niewypowiedzianych głośno pretensji. Kameralna proza Vanna zaskakuje siłą wyrazu i wciąga czytelnika w bolesną grę z własnymi doświadczeniami dotyczącymi rzeczywistości, pozwalając mu, niczym w lustrze, przejrzeć własne lęki oraz dostrzec skrywane mankamenty – nie, nie tylko ciała, ale przede wszystkim duszy.

Dla Tracy, zaproszenie przez brata na wakacje do Indonezji, to okazja do wyrwania się po raz pierwszy od lat na prawdziwy urlop. Z dala od wciąż nieobecnego męża i absorbujących bliźniaków, dla których bohaterka poświęciła karierę zawodową oraz zawiesiła ma kołku własne ambicje. Niestety, rajskie okoliczności przyrody Komodo okazały się niewystarczające, aby stonować napięcie między Tracy, jej bratem Royem i ich matką, która dołączyła wraz z córką do wyprawy. Wzajemne animozje, niezrozumienie oraz początkowo niezdefiniowana złość sprawiają, że miedzy tymi trojgiem narasta napięcie, o mało co doprowadzające do dramatycznego w skutkach finału. Wspólny wyjazd, który miał na nowo zbliżyć do siebie rodzeństwo, okazał się katastrofą, a na Tracy wymusił przejście kolejnego progu w relacjach rodzinnych.

Komodo jest tak skonstruowane, że choć czytelnik daje się początkowo nabrać na spokój sielskich krajobrazów, nieomal natychmiast podświadomie zaczyna wyczuwać napięcie. Najpierw niewielkie, wynikające z tu i ówdzie rzuconej kąśliwej uwagi, niby w formie żartu, potem już coraz bardziej czytelne. Vann skupia się na wiwisekcji relacji starszego brata z siostrą, ale w tę coraz bardziej traumatyczną grę wciąga także matkę obojga. Zmęczona życiem, przeciążona obowiązkami macierzyńskim i rozczarowana sobą jest przede wszystkim Tracy, ale niedawno rozwiedziony Roy, który nie radzi sobie z codziennością, także matka – nie są postaciami idealnymi. Nikt chyba nawet przez moment tak ich nie ocenia. W Komodo, krok po kroku, metodycznie, czytelnik poznaje źródło fatalnego samopoczucia głównej bohaterki; jeśli jej nie lubi (a ta robi wiele, żeby tak było), nie może napisać, że nie zna powodów głębokiej frustracji. Autor zagląda w emocje całej rodziny, ale trudno nie zauważyć, że najciekawiej wychodzi mu grzebanie w duszy Tracy, która nosi w sobie zmęczenie, frustrację i poczucie zredukowania jej osobowości do roli matki. Zadawnione pretensje i całkiem świeże kompleksy podsycane przez matkę dopełniają rozedrganego i pulsującego obrazu kobiety, o której cały świat wokół powie, że jej nierozumie, zaś rodzinę określi mianem toksycznej zamykając ją tym samym w kokonie stereotypów.

U Davida Vanna spodobała mi się przede wszystkim postać Tracy, której kibicowałem od pierwszych stron nie mając wiedzy, do czego jest zdolna. Ta bohaterka zdecydowanie lepiej wyszła autorowi niż postaci męskie, które są i nijakie, i przede wszystkim nie potrafią udźwignąć ciężaru odpowiedzialności. Nieobecny ojciec, niepotrafiący ułożyć sobie życia starszy brat, poznany w czasie wyjazdu młody Francuz, w końcu argentyński mąż Tracy przywołujący na myśl macho rodem z telenowel – oni wszyscy, choć w różnym stopniu i w inny sposób są odpowiedzialni za to, jaką kobietą stała się główna bohaterka książki. Ostatecznie sama musi wziąć sprawy w swoje ręce po powrocie do domu w Kalifornii. Mimo że rozbudowane opisy nurkowania oraz uroda podwodnego świata nie wywarły na mnie żadnego wrażenia, a wręcz nużyły, psychologia powieści z nawiązką wynagrodziła mi pewne słabości prozy Vanna. Autor porusza uniwersalną tematykę, zwraca uwagę na pułapkę oczekiwań społecznych i przestrzega przed ignorowaniem sygnałów wysyłanych przez drugiego człowieka, szczególnie tego nam najbliższego. Kameralna opowieść ma w sobie mocne, choć niejednoznaczne przesłanie. David Vann nie podaje czytelnikowi jednej odpowiedzi na tacy, tylko zachęca go poszukania własnej, a taką prozę cenie sobie najbardziej.

Informacje o książce

autor David Vann

tytuł Komodo (Komodo)

przekład Dobromiła Jankowska

Wydawnictwo Pauza 2022

Nowalijki oceniają 4+/6

Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem