ANDREW RIDKER „ALTRUIŚCI”

Z pewnością nie jest tylko tak, że z rodziną najlepiej wychodzi się jedynie na zdjęciach. Jest jednak coś takiego w relacjach z bliskimi, co sprawa, że rodzina i jej przyległości to nieustająco wdzięczy temat dla kolejnych pokoleń autorek i autorów. Albo niewdzięczny – wszystko zależy od punktu widzenia. W rodzinie – szeroko definiowanej – jak w soczewce skupiają się różne punkty widzenia, odmienne poglądy, małe radości oraz codzienność, niekoniecznie widziana przez różowe okulary. O tym wszystkim można pisać na poważnie, podkreślając na przykład ciężar odpowiedzialności za tych, którzy tworzą rodzinę, można na wesoło, w mocno ironicznej formie. Tę drugą sposobność wybrał Andrew Ridker debiutujący Altruistami – momentami może nieco przegadaną i niepotrzebnie groteskową opowieścią o Arthurze Alterze i jego rodzinie. Przyznam, że spodziewałem się chyba bardziej wciągającej historii, ale ponieważ dostrzegam w sposobie opowiadania Ridkera klimat starych komedii Woody’ego Allena, tych z przełomu lat 70. i 80., dlatego przemykam oko na dłużyzny. I skupiam się na portrecie rodziny, pełnym rys, ale z emocjami, których nie da się nie zauważyć, czy nie zrozumieć.

W przypadku Altruistów trudno pisać o fabule. To historia składająca się z reminiscencji i wspomnień trojga bohaterów. Głowa rodziny – Arthur Alter to nieodnoszący specjalnych sukcesów naukowych wykładowca średniej klasy koledżu, borykający się z problemami finansowymi. Syn Ethan wciąż szuka swojego miejsca na świecie, ale mimo pieniędzy po matce i niezłych możliwości intelektualnych, trudno określić go mianem człowieka szczęśliwego. Podobnie jak jego siostrę Maggie, altruistkę do potęgi entej, dla której radość innych jest ważniejsza od własnego komfortu. We wspomnieniach pojawia się także matka obojga – Francine, zmarła niedawno terapeutka i jak się okazuje – najmocniejsze spoiwo rodziny Alterów, która musi stawić czoła kryzysowi i zbudować się na nowo. A to, z wielu powodów, nie będzie łatwe zadanie.

Na wstępie wspomniałem, że Altruiści momentami przypominają mi stare komedie Woody’ego Allena, szczególnie te, które rozgrywały się w środowisku uniwerstyteckiej inteligencji, rozkładały na czynniki pierwsze relacje międzyludzkie, w ten charakterystyczny dla humoru reżysera sposób opisywały rzeczywistość z perspektywy nieco neurotycznego, a na pewno znerwicowanego inteligenta – koniecznie z Manhattanu. Ridke podąża tym szlakiem, a punktem wyjścia do snucia swojej opowieści czyni zjazd rodzinny, tak często wykorzystywany jako motyw w licznych filmach obyczajowych. Arthur, któremu życie zawodowe i uczuciowe sypie się niczym domek z kart, zaprasza do siebie dzieci, zasadniczo po to, aby się z nimi pogodzić, ale ma też ukryty motyw, związany z zapisem w testamencie zmarłej żony. Zanim jednak dojdzie do konfrontacji, czytelnik poznaje przeszłość rodziny Alterów, zbudowaną z fragmentów wspomnień i przemyśleń bohaterów historię o tym, że życie potrafi zaskakiwać na każdym kroku, a nawet najstaranniej opracowany plan może spalić na panewce w zasadzie bez powodu. Ambicja (a nawet arogancja) nie jest najlepszym doradcą, o czym przekonał się Arthur, nie pomaga odnaleźć się w rzeczywistości, czego przykładem są, coraz bardzie ich frustrujące, poczyniania Ethana i Maggie. Autor pozwala czytelnikowi złapać kontakt z bohaterami także dlatego, że choć mieszkają oni w Ameryce, to ich problemy bliskie są ludziom pod każdą szerokością geograficzną, a piętno rodziny i wyniesione z domu poglądy oraz bagaż emocjonalny ciąży wszędzie identycznie.

Być może liczyłem na trochę inną powieść, bo Altruiści momentami mocno mnie wymęczyli. Autor wrzuca czytelnika w sam środek opowieści bez wyraźnego początku i finału – rozumiem taki zamysł narracyjny, ale w moim odczuciu tej opowieści towarzyszy chaos i niepotrzebne silenie się na sarkazm. Wypowiedzi bohaterów przywołują na myśl stan-up, a jego pozytywny odbiór zależy chociażby od poczucia humoru obu stron. I tu bywa różnie. Balansowanie między wysokim tonem a ironią, żeby nie napisać tragikomedią, po jakimś czasie staje się męczące, choć i w tym aspekcie debiut Ridkera da się wybronić – rozumiem, że autor chciał w ten sposób podreślić, że rzadko kiedy da się jednoznacznie ocenić postępowanie ludzi, również tych, sobie najbliższych. Trudno także nie dostrzec, że problemy Alterów wzmogły się po śmierci Francine, która okazała się być w wielu aspektach po prostu niezastąpiona. Nie są Altruiści debiutem idealnym, ale z drugiej strony autor sięga po nośny temat, nawet jeśli chwilami szarżuje, to jednak zostawia czytelnika z wieloma przemyśleniami o tym, jak ważna jest rodzina, nawet wtedy, kiedy wydaje się, że niewiele wniosła do życia, a jednak wychowanie i światopogląd okazują się być wartościami niezbywalnymi. Ostatecznie przecież nic innego się nie liczy.

Informacje o książce

autor Andrew Ridker

tytuł Altruiści (The Altruists)

przekład Ewa Penksyk – Kluczkowska

Wydawnictwo Marginesy 2023

ocena 4/6

recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem