J.M.COETZEE „POLAK”

Minąłbym się z prawdą, gdybym napisał, że z uwagą śledzę kolejne premiery spod pióra J.M. Coetzee. Co prawda przeczytałem kilka jego książek, doceniam styl i precyzję, z jaką używa języka, ale ta proza nigdy specjalnie nie korespondowała z moimi oczekiwaniami wobec literatury. Myślę jednak, że od czasu do czasu warto sięgać po nową twórczość autora, z którym nie specjalnie jest czytelnikowi pod drodze, choć z ciekawości, czy cokolwiek zmieniło się w odbiorze jego prozy.

Po najnowszą powieść noblisty sięgnąłem właśnie z czystej ciekawości, zaintrygowany opowieścią, w której odnaleźć można, mniej lub bardziej oczywiste, odwołania do historii z życia Fryderyka Chopina, czy literackiego motywu z twórczości Dantego. Polak to niewielkich rozmiarów fabuła, właściwie mikropowieść, w której autor, znów precyzyjnie operując słowem, co znakomicie oddała w przekładzie Aga Zano, powraca do motywu, zdawać by się mogło, opowiedzianego na wszystkie możliwe sposoby. Tematem prozy Coetzee jest istota miłości i zauroczenia, fascynacja może niewywracająca codzienności bohaterów do góry nogami, ale z pewnością odbijająca głębokie piętno na ich życiu. Autor, w typowej dla swojej twórczości, nieco powściągliwej formie, stawia tezę, że miłość ma prawo pojawić się znienacka, a nawet jeśli wypala się, na zawsze pozostawia ślad w przeszłości kochanków, rzutując na ich przyszłość.

Beatriz, mecenaska sztuki, towarzyszy polskiemu pianiście Witoldowi Walczykiewiczowi podczas jego pobytu w Barcelonie. Mimo że ani sam muzyk, ani jego pozbawiona emocji interpretacja utworów Chopina nie przypadły kobiecie do gustu, wywiązuje się ze swojego zadania i spędza z nim czas w Barcelonie. Nieomal natychmiast orientuje się, że polski pianista darzy Beatriz uwagą, która szybko przeradza się w coś więcej niż zwykła atencja. Tych dwoje, wbrew obawom kobiety, łączy coraz poważniejsza relacja, oparta tak samo na emocjach, co zdefiniowania przez wątpliwości i niekończące się pytania o sens tak niespodziewanego uczucia.

W nowej powieści J.M. Coetzee powraca do starego jak świat i literatura motywu miłości, jako uczucia obezwładniającego, swoistej rewolucji, która przewartościowuje życie kochanków, nierzadko demolując to wszystko, co udało im się wcześniej zbudować. Mimo że inicjatywa wychodzi od Witolda, którego zauroczenie Beatriz nieomal natychmiast przeradza się w miłość i pożądanie, autor oddaje głos Beatriz, z jej perspektywy czytelnik poznaje wszystkie rozterki kobiety, która od dawna nie zaznała takiego uczucia w nudnym małżeństwie. Bohaterka wydaje się być niepewna swoich emocji, bardziej boi się reakcji własnego ciała niż opinii towarzystwa, w którym na co dzień się obraca, jednocześnie nie godzi się na uczucia Witolda, ale wciąż o nim myśli. Nie potrafi zrozumieć, co sprawia, że choć zdrowy rozsądek podpowiada jej, że ta relacja z wielu powodów nie ma sensu, jednocześnie jest na swój sposób odświeżająca i kusząca nie tylko w wymiarze emocjonalnym, ale także fizycznym.

Powściągliwość autora Polaka sprawia, że interpretacja tej mikropowieści nie jest jednoznaczna. Z pewnością J.M. Coetzee nie uderza w romantyczne tony, choć przywołuje echa wspólnego pobytu na Majorce Chopina i George Sand, ale jednocześnie nie ucieka od budzącej się między Beatriz i Witoldem fascynacji i namiętności. Dla ponad siedemdziesięcioletniego muzyka intymna relacja z młodszą kobietą nie jest przygodą na jedną noc, próbą udowodnienia sobie męskości, to relacja uświęcona porównaniem do literackiej figury Dantego i Beatrycze, która w Boskiej komedii zostaje przewodniczką poety po Niebie. Nawet jeśli ten chwyt stylistyczny wydaje się nieco zbyt oczywisty, albo mało finezyjny, pozwala spojrzeć na fascynację Witolda głębiej, a Beatriz potraktować jako muzę, dla której polski pianista napisał przecież cykl wierszy jako ostateczny wyraz uwielbienia.

Muszę przyznać, że zaraz po lekturze towarzyszyły mi sprzeczne emocje dotyczące Polaka. Oszczędność przekazu, której trudno nie dostrzec w nowej książce J.M. Coetzee, spowodowała, że historia niespecjalnie ze mną korespondowała. Całość wydała mi się mocno powierzchowna, ze słabo zarysowanym tłem i niewiele znaczącymi postaciami drugoplanowymi. Ale być może właśnie o to chodziło, żeby skupić się jedynie na Beatriz i Witoldzie, a w ich relacji dostrzec drogie dno, głębię, która uwidacznia się nie w rozbudowanych opisach, a w niedopowiedzeniach, przemyśleniach Beatriz, tłumaczonych na hiszpański wierszach Witolda, gestach oraz potrzebie wzajemnego zrozumienia.

Ten ostatni element fabuły wybrzmiewa najmocniej w końcówce powieści, kiedy czytelnik wyraźnie uświadamia sobie, że przecież tych dwoje komunikowało się w języku dla obojga obcym, co być może było najważniejszym źródłem wzajemnego niezrozumienia, na równi z różnicami kulturowymi między południem a wschodem Europy. Jest zatem Polak J.M. Coetzee powieścią o miłości i fascynacji, wreszcie subtelną opowieścią o tęsknocie, pięknie emocjonalnym i fizycznym, historią uniwersalną, znaną od początków ludzkości i wciąż przeżywaną na nowo. Warto dać sobie czas, aby powieść ułożyła się w głowie, a czytelnik nabrał dystansu, zarówno do jej formy, jak i z pozoru prostej, ale w rzeczywistości bogatej w niedopowiedzenia treści.

Informacje o książce

autor J.M. Coetzee

tytuł Polak (The Pole)

przekład Aga Zano

Wydawnictwo Znak 2024

ocena 4+/6

recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem