„Dlaczego nikt nie wspomina psów z Titanica” Kuba Wojtaszczyk

www.muza.com.pl

Informacje o książce

autor Kuba Wojtaszczyk
tytuł Dlaczego nikt nie wspomina psów z Titanica?

wydawnictwo Muza SA/Akurat
miejsce i rok wydania Warszawa 2017
liczba stron 288

egzemplarz recenzencki









Kuba Wojtaszczyk, autor Portretu trumiennego (tutaj) i Kiedy zdarza się przemoc, lubię patrzeć (tutaj), powraca z nową powieścią. Po raz kolejny przygląda się Polsce, ale tym razem akcja (choć to stwierdzenie na wyrost) rozgrywa się w 1945 roku. Trupa cyrkowa wędruje przez kraj, który ledwo wyzwolił się spod okupacji hitlerowskiej, żeby na kolejne dziesięciolecia wpaść w radziecką niewolę. Dlaczego nikt nie wspomina psów z Titanica? to próba spojrzenia na ludzi, których wojna pozbawiła nie tylko dachu nad głową, ale także odarła złudzeń co do przeszłości.


Rok 1945 – wyczekiwane wyzwolenie. Nadchodzi po latach wojennej katastrofy. Ci, którzy przeżyli, czekają na cud. Oto bowiem narodzi się nowa Polska. Nic jednak nie wskazuje, że będzie to państwo ładu i spokoju. Autor uchwycił w książce krótki moment, kiedy miejsce w nowej rzeczywistości próbują znaleźć zarówno sieroty po Hitlerze, jak i synowie Związku Radzieckiego. Panuje chaos przywołujący na myśl  postapokaliptyczne wizje. Trudno bowiem nie ocenić sytuacji kraju i ludzi inaczej, niż właśnie poprzez pryzmat katastrofy. Przez zniszczone wojną obszary Polski, niczym zombie, przemykają folksdojcze i niedobitki grup partyzanckich, wymierzających sprawiedliwość na własnych zasadach. Procesje snują się przez zniszczone wojną wsie, aby Bogu podziękować za ocalenie. Wszechobecny chaos i samowolka charakteryzują codzienność wiosny 1945 roku.

Przez Polskę przyjeżdża trupa, przez tajemniczego Właściciela okrzyknięta pierwszym powojennym cyrkiem (jakby mało było cyrku wokół). Autor zapełnia tabor grupą odmieńców, którzy wpisują się w stereotypowe wyobrażenie wędrownego freak show. Tym samym Kuba Wojtaszczyk nawiązuje do popularnego motywu cyrku, jako miejsca dla wszelkiej maści nieprzystosowanych i innych. Grupa pod wodzą Właściciela to zbieranina dziwna, straszna i wywołująca współczucie. Wśród nich wieśniaczka Fela udająca wróżkę, kobieta – guma po wojennej traumie, ukrywający prawdziwą tożsamość folksdojcz, czy wreszcie Moryc, okrzyknięty Ostatnim Żydem w Polsce. Reprezentują różne pochodzenie, poziom wykształcenia i mają inne doświadczenia wojenne, ale właśnie to one są spoiwem grupy. Ich przejazd przez kolejne miejscowości daje autorowi możliwość pokazania Polski, która nie potrafi poradzić sobie z otrzymaną wolnością, niczym dziecko we mgle błądząc po manowcach, na siłę szukając nowego wroga, wymierzając sprawiedliwość jak popadnie i ze strachem patrząc w niedaleką przyszłość. Rok 1945 to stan permanentnego mętliku i chaosu, otwarta rana i niezaleczona trauma. Wizja tak smutna, jak i prawdziwa, zwiastująca nadejście nieciekawych czasów. 

Dlaczego nikt nie wspomina psów z Titanica? to kolejna próba spojrzenia na umownie nazwaną polską rzeczywistość. Do tej pory Kuba Wojtaszczyk koncentrował się na współczesności, tym razem sięgnął do historii. Jednocześnie odległej, ale i bliskiej, mającej realny wpływ na drugą połowę XX wieku. Autor ponownie sięgnął po cały wachlarz środków literackich, aby po swojemu przedstawić przeszłość. Trudno nie dostrzec hiperbolizacji i efektu krzywego zwierciadła, wynaturzenia i przerysowania, wreszcie dosłowności. Bardziej dociekliwy czytelnik zacznie doszukiwać się pewnie odniesień do innych tekstów kultury, wszak Cormack McCarthy i cytat z kultowej Drogi pojawia się jako motto powieści. 

Wspomniałem wcześniej, że akcja w powieści to sformułowanie na wyrost. Właściwie powinienem napisać, że jej w książce właściwie nie ma. Dlaczego nikt nie wspomina psów z Titanica? to raczej zbiór wydarzeń, które łączą w jedną całość członkowie grupy cyrkowej. Podczas lektury powieści towarzyszyło mi poczucie braku ciągłości między poszczególnymi epizodami. Rozdziały tworzą oczywiście fabularną całość, ale dość luźna konstrukcja tekstu sprawia, że niełatwo jest zagłębić się w treść. Wybrany przez autora sposób prowadzenia narracji niekoniecznie dobrze przysłużył się całości opowiadanej historii. Chaos panujący w powojennej Polsce przenosi się na tekst powodując, że istnieje ryzyko bezrefleksyjnego prześlizgnięcia się przez powieść. Brak wyraźnego punktu zaczepienia fabuły można zapewne tłumaczyć potrzebą oddania atmosfery panującej w 1945 roku. Trudno mi jednak ocenić, czy to celowy zabieg stylistyczny autora, czy uchybienie w konstrukcji książki. Tak na marginesie  – skoro wspominałem o odwołaniach, to nie mogę nie wspomnieć, że czytając nową powieść Kuby Wojtaszczyka miałem przed oczami znakomity, niezwykle plastyczny serial Carnivale (produkcji HBO). Analogia być może trochę na wyrost, ale oddająca w pewnym stopniu klimat obu tytułów.

Po ciekawym debiucie (Portret trumienny) i bardzo udanej powieści (Kiedy zdarza się przemoc, lubię patrzeć) z niecierpliwością czekałem na trzecią książkę Kuby Wojtaszczyka. Kapitalny tytuł zapowiadał zresztą intrygującą treść. I choć ostatecznie nowa książka nie spełniła wszystkich moich oczekiwań, to i tak uważam, że warto po nią sięgnąć. Choćby po to, by przekonać się, w jaki sposób autor rozprawił się z mitem założycielskim nowej (w domyśle powojennej) Polski. I żeby uświadomić sobie, że choć od opisywanych w książce wydarzeń minęły całe dekady, to ich wydźwięk jest wciąż niebezpiecznie aktualny. Niestety. 

Nowalijki oceniają 4/6




za udostępnienie książki do recenzji.