Metryczka książki
autor: David Lagercrantz
tytuł: „Co nas nie zabije”
liczba stron: 499
wydawnictwo: Czarna Owca
miejsce i rok wydania: Warszawa 2015
Fabuła książki koncentruje się na nowej postaci profesora Fransa Baldera, który jest światowej sławy naukowcem zajmującym się badaniem i rozwojem sztucznej inteligencji. Kiedy przez przypadek wpada na trop ogromnej afery, jego życie jest poważnie zagrożone. Odkrycie naukowca związane jest z zakrojonym na szeroką skalę szpiegostwem przemysłowym ery internetu. Wydarzenia rozgrywają się w Szwecji oraz w Stanach Zjednoczonych, a siatka powiązań rozciąga się na obszar Federacji Rosyjskiej. Wzajemnie zwalczające się grupy hakerów czynią wszystko, co w ich mocy, aby wrażliwe dane, zakodowane w elektronicznych plikach, trafiły do najlepiej płacących zleceniodawców. Przy niewyobrażalnych sumach pieniędzy nie ma czasu na ustępstwa i sentymenty, przeszkody usuwa się z bezwględna precyzją.
Frans Balder ma chorego na autyzm syna – Augusta – który obdarzony jest fotograficzną pamięcią, stanem nazywanym sawantyzmem. Jego fenomenalne rysunki odegrają kluczową rolę w rozwoju akcji.
Gdzie w tym wszystkim duet Blomkvist i Salander? Oczywiście są, bo w końcu „Co nas nie zabije” nazywane jest kontynuacją „Millenium”.
Mikael Blomkvist nadal jest dziennikarzem „Millenium”, ale jego gwiazda mocno przygasła. Gazeta stała się częścią koncernu medialnego, któremu zależy na dotarciu do młodego czytelnika. Blomkvist nie radzi sobie ze zdygitalizowanym światem i coraz częściej myśli o zakończeniu kariery. Kiedy zgłasza się do niego Balder, dziennikarz czuje, że ma materiał na sensacyjny temat i szansę na powrót do życia, które kocha.
Lisbeth Salander, jak tylko ona to potrafi, wmanewrowuje się w sam środek walki hakerów, ściągając na siebie śmiertelne zagrożenie. Wraz z rozwojem fabuły, niebezpieczeństwa jej grożące, będą się już tylko mnożyć.
Powieść ewidentnie nawiązuje do stylistyki i narracji powieści Larssona. Obok wspomnianej wyżej pary, przez karty powieści przemykają postaci dobrze znane z poprzednich części: Plague, Holger Palmgrem, czy Erika Berger. Akcja toczy się w listopadzie i grudniu, wraz z Mikaelem przemierzamy znane ulice Sztokholmu, przypominamy sobie znajome miejsca. Pojawia się również, wyeksploatowany moim zdaniem, wątek Zalachenki oraz siostry – bliźniaczki Lisbeth. Styl powieści – krótkie rozdziały, często zaczynające się o imienia i nazwiska postaci, oszczędny opis i liczne dialogi – też nawiązują do cyklu Larssona. Trzeba jednak wspomnieć, że Mikael i Lisbeth, mimo że są ważnymi (hakerka nawet bardziej) bohaterami opowieści, zdają się być postaciami jeśli nie drugoplanowym, to drugorzędnym. Lagercranzt wprowadził nowych i bardziej wyeksponowanych bohaterów, trochę kosztem już znanych. Postać Lisbeth jest mocniej obecna w książce, Mikael stanowi uzupełnienie głównych wątków. Oboje stracili jednak swój ostry pazur, są bardziej płascy, nie ma między nimi chemii, którą pamięta się z książek Larssona. Oboje także zostali równo przycięci do nowej fabuły. A ta jest, przyznam, bardzo dobrze skonstruowana, wciągająca i ciekawa. Ale też do bólu wypolerowana, ugładzona i przez to bardzo przewidywalna i wręcz ugrzeczniona. U Larssona zdarzały się, szczególnie w III części, większe słabizny, mentorski ton, nieścisłości w fabule. W „Co nas nie zabije” takich wpadek nie ma. Z ducha trylogii „Millenium” mamy ważny wątek przemocy domowej wobec kobiet, gdzieś w tle przewija się bardzo niedobra dla Szwecji diagnoza społeczna, czy problem z emigrantami. Brakuje obsesji Larssona związanej z antyspołeczną działalnością rządów – ten motyw został przeniesiony do przestrzeni internetu, gdzie wywiady i kontrwywiady różnych państw walczą o cenne informacje, kosztem życia i śmierci.
Powieść jest tak skonstruowana, że czytelnik nie musi znać poprzednich części, aby szybko zorientować się w powiązaniach między bohaterami. Bardziej lub mniej dyskretnie przypomina się mu co ważniejsze wydarzenia z trylogii. Nie ukrywam, że w ten sposób sam przywołałem sobie w pamięci istotne fakty z „Millenium”, o których zapomniałem.
Gdyby książka Lagercrantza została wydana jako osobny tekst, bez nawiązania do głośnego poprzednika, czytelnik otrzymałby idealnie skrojoną, z ciekawą fabułą i interesującymi bohaterami, ale tylko jeszcze jedną powieść sensacyjną. Jednak odwołanie się do trylogii Larssona tę nową książkę krzywdzi. W moim odczuciu nazywanie jej kontynuacją jest pewnym nadużyciem, próbą wylansowania tytułu i autora. Trudno bowiem pisać o kontynuacji historii, która według mnie została zamknięta w trzech tomach. Decydując się na ciąg dalszy, oczekiwałbym od autora trochę innego rozłożenia akcentów, wyeksponowania pary głównych bohaterów, uwikłanie ich nawet w cyberaferę, ale z większym uwzględnieniem czynnika ludzkiego. Ma „Co nas nie zabije” ciekawe wątki i pomysły (jak choćby wspomniany wcześniej sawantyzm), ale to trochę za mało, zważywszy na ogromne oczekiwania ze strony fanów oryginalnej trylogii.
Podsumowując mogę napisać, że tę powieść, jak każdą kontynuację napisaną przez innego autora, można ocenić dwojako, w zależności od oczekiwań. Fan Larssona i wielbiciel jego stylu może poczuć się rozczarowany sposobem prowadzenia narracji i bezpardonowym potraktowaniem głównych bohaterów. Czytelnik, który słabo kojarzy trylogię „Millenium”, otrzyma solidnie skonstruowaną, dobrze napisaną powieść sensacyjną, z ciekawymi wątkami i całą plejadą różnych postaci – ale powieść dość wtórną. Powtórzę więc na koniec to, od czego zacząłem tę recenzję: powieść nie jest tak zła, jak spodziewaliby się jedni, ani tak dobra, jak oczekiwaliby drudzy. Ocena, jak zawsze, zostaje czytelnikowi.
Nowalijki oceniają: 5/6 (bez skojarzeń z Larssonem)
3/6 (ze skojarzeniami z Larssonem)