ANNIE PROULX „KRONIKI PORTOWE”

 

Kiedy myślę o Annie Proulx, nieomal natychmiast mam dwa skojarzenia: Kroniki portowe oraz Nowa Fundlandia. To wszystko dlatego, że przeczytana przed laty powieść amerykańskiej autorki zrobiła na mnie duże wrażenie, mimo że lekturę tę wspominam jako pewne wyzwanie. A Nowa Funlandia? To oczywiste, mając na uwadze miejsce, w którym toczy się akcja powieści. Pamiętam również, że Kroniki portowe to historia, do której warto powracać. Daje bowiem nadzieję wszystkim tym, dla których życie nie miało do zaoferowania niczego dobrego. Wracając do lektury po latach, nie mogłem sobie odmówić przeczytania powieści Proulx w nowym tłumaczeniu Jędrzeja Polaka. Tchnął on w niełatwą narracyjnie książkę nowego ducha, oddając jednak specyficzny ton opowieści i ironiczny humor, który przedziera się między kolejnymi fragmentami historii.
 
Fabuła Kronik portowych nie wydaje się specjalnie skomplikowana. Główny bohater Quoyle nie ma w życiu szczęścia i od najmłodszych lat doświadcza upokorzenia, albo w najlepszym razie braku zainteresowania ze strony rodziny. Kiedy go poznajemy, jest trochę po trzydziestce i pracuje jako dziennikarz w niewielkiej gazecie w Mockingburg w stanie Nowy Jork. Jego małżeństwo z nadpobudliwą Petal przysparza mu kolejnych kłopotów i upokorzeń. Kiedy żona ginie w wypadku, wydawać się może, że Quoyle’a nie spotka już nic dobrego. A jednak. Na odsiecz przybywa mu ekscentryczna ciotka, która zabiera swojego bratanka w rodzinne strony do Nowej Fundlandii. Tym samym rozpoczyna się niezwykła podróż, której celem będzie odzyskanie poczucia własnej wartości i docenienie urody codzienności. Quoyle musi tylko dać sobie szansę na nowy początek i zdecydowanie odciąć się od bolesnej przeszłości. Szczęście, jakkolwiek by go nie definiować, jest na wyciągnięcie ręki. 
 
 
Czy może być coś interesującego w Nowej Fundlandii, wyspie u wschodnich wybrzeży Ameryki Północnej, należącej do kanadyjskiej prowincji gdzieś pośrodku Atlantyku? Jak się okazuje, dla Annie Proulx i bohaterów jej powieści – jak najbardziej może. Surowy klimat wyspy, sztormy, mróz i codzienna walka z naturą znakomicie sprawdziły się jako nieodzowny element budujący fabułę Kronik portowych. Quoyle musi wziąć się w garść, zdobyć sympatię i uznanie mieszkańców wyspy, którzy wprawdzie pamiętają jego przodków, ale nie dają mu taryfy ulgowej. Ofiarowują mu za to coś innego – ogromny kredyt zaufania. To dzięki niemu oraz przedsiębiorczej ciotce, bohater powieści stopniowo odbudowuje poczucie własnej wartości i godność, którą przez lata tłamsili w nim najbliżsi. Praca w lokalnym dzienniku Ględźbie Codziennej daje Ouoyle’owi możliwość poznania mieszkańców wyspy (a jest to grupa niezwykle barwna i ekscentryczna) i wykazania się dziennikarską determinacją. Niepostrzeżenie bohater, wraz z córkami, wrasta w niewielką społeczność, żyje jej radościami i problemami, a z czasem staje się jednym z nich. Kiedy na horyzoncie pojawia się Wavey Prowse, wiadomo już, że życie Quoyle’a lada moment będzie takie, jakie być powinno. I nie zmieni tego nawet kapryśna i nieprzewidywalna aura wyspy na Atlantyku. 
 
Kroniki portowe to opowieść o poszukiwaniu własnej wartości i trudnym procesie odzyskiwania niszczonej przez lata osobowości. Temat niełatwy, ale Annie Proulx ujęła go na swój sposób, daleki od zadęcia i poważnego tonu. Narracja jej powieści, choć linearna, podzielona jest na epizody i wymaga od czytelnika pewnego skupienia, wczytania się w tekst i tym samym poddania się rytmowi tej opowieści. Przyznam, że za każdym razem, kiedy sięgam po prozę laureatki Nagrody Pulitzera (za Kroniki właśnie!) potrzebuję czasu, aby jej tekst stał się dla mnie przyjazny. I warto dać sobie chwilę, ponieważ Proulx czaruje opowieścią, choć nie czyni tego wprost. Potrafi odejść od głównego nurtu fabuły i opisać proces budowy łodzi, opowiedzieć historię o morskich przygodach (a raczej wypadkach) mieszkańców wyspy, skupić uwagę na   połowie ryb czy oprawianiu zabitych fok. Czyni tak celowo, bo nie można zapominać, że Kroniki portowe to także powieść o ludziach morza a przede wszystkim o surowej, wymagającej naturze, z którą trzeba umieć się ułożyć. Autorka wielokrotnie podkreśla, że przywiązanie do rodzinnej ziemi definiuje człowieka, a próba ucieczki od korzeni zawsze kończy się nieszczęściem. Nieomal automatycznie jej narracja przywodzi na myśl szanty i opowieści wilków morskich. Myślę więc, że nie będzie nadużyciem określenie powieści Proulx przymiotnikiem marynistyczna, choć oczywiście mam świadomość dużego skrótu myślowego, mając w pamięci twórczość choćby Stanisławy Fleszarowej – Muskat.
 
Nowe tłumaczenie Jędrzeja Polaka pozwala docenić styl prozy autorki Kronik portowych. Historia Quoyle’a opowiadana jest z ledwie wyczuwalnym, ale jednak humorem, a nawet sarkazmem i ironią. Pozwala to pisarce nie popadać w sentymentalizm, ale jednocześnie daje szansę na potraktowanie swoich bohaterów z sympatią a nawet czułością. Szorstką, ale jednak. Trudno bowiem nie pokochać ciotki Agnis, czy uśmiechnąć się pod nosem czytając przekomarzania i mądrości córek Quoylea – Bunny i Sunshine. Autorka nadaje swoim postaciom zindywidualizowany charakter, właśnie dzięki językowi. Bawi się również z czytelnikiem, bo jak inaczej zinterpretować tytuł lokalnej gazety Ględźba Codzienna (przyznam, że tym tłumaczeniem Jędrzej Polak kupił mnie na amen)? Albo motto każdego rozdziału – prawie zawsze fragment Księgi węzłów Clifforda W. Ashley’a – amerykańskiego artysty i żeglarza . Wybrany cytat metaforycznie opisuje kolejne etapy w życiu Quoyle’a i jego małej rodziny na Capsize Cove. 
 
Kroniki portowe nie pędzą, choć akcja obfituje w nieoczekiwane zdarzenia. Powolne tempo charakteryzuje nie tylko styl życia na wyspie, ale i samą opowieść. Mimo specyficznego sposobu prowadzenia narracji, powieść Annie Proulx ma w sobie tę magię, którą roztaczają wokół siebie książki wyjątkowe. Podnosi na duchu, przywraca wiarę w człowieka i małe gesty, z których zbudowane jest życie. I choć akcja Kronik portowych toczy się na kanadyjskiej prowincji, to ich uniwersalne przesłanie sięga dalej, niż granice horyzontu wiedziane z Cyplu Quoyle’a, gdzie wszystko się zaczęło. Lektura chwilami może niełatwa, ale z pewnością obowiązkowa. 
 
 
źródło: www.wydawnictwopoznanskie.com
Informacje o książce
 
autorka Annie Proulx
tytuł Kroniki portowe
tytuł oryginału The Shipping News
przekład Jędrzej Polak
 
Wydawnictwo Poznańskie
miejsce i rok wydania Poznań 2018
liczba stron 421
 
egzemplarz recenzencki
Nowalijki oceniają 5+/6
 
 
 
 
 
 
za udostępnienie egzemplarza do recenzji