MICHAEL CUNNINGHAM „DZIEŃ”

Dziesięć lat. Tyle na nową powieść Michaela Cunninghama musieli czekać miłośnicy jego twórczości. Amerykański pisarz, nagrodzony Pulitzerem za Godziny, powrócił z książką przywołującą zarówno jego ulubione wątki i motywy, jak i przypominającą o niedawnej pandemii, która przewartościowała życie wielu ludzi. W tym także bohaterkom i bohaterom Dnia, zaskakującej w swej konstrukcji prozie o codzienności, drobnych gestach i nieprzepracowanych relacjach rodzinnych na naprawę których często bywa za późno.

Autor Godzin słynie z literatury eleganckiej, emocjonalnej, ale nie krzykliwej, zbudowanej z niuansów, odcieni oraz ulotnych momentów, których najważniejszym celem jest opisanie codzienności. Zwyczajnej, choć niepozbawionej mocniejszych akcentów, z pozoru schematycznej i nudnej, w rzeczywistości jednak zaskakującej swoją nieprzewidywalnością i tym samym dostarczającej całej gamy wrażeń. Nie inaczej jest w Dniu, skupiającym uwagę czytelnika na losach rodziny w sytuacji dla niej granicznej.

Isabel i Dan wiodą uporządkowane życie na nowojorskim Brooklynie, zmagając się z codziennością oraz narastającym poczuciem oddalenia prowadzącym do wzajemnej frustracji. Ich dzieci zaczynają dostrzegać, że na tym idealnym wizerunku szczęśliwej rodziny pojawiają się pierwsze rysy. W tym samym domu na piętrze mieszka Robbie, brat Isabel, zbliżający się do czterdziestki gej, który właśnie przeżył kolejne rozstanie. Mężczyzna czuje, że w jego życiu także zbliża się przełom, pytanie tylko czy jest na niego gotowy. Jest jeszcze brat Dana Garth, artysta, któremu trudno pogodzić się z ojcostwem na odległość. Im wszystkim życie przemodeluje zbliżająca się pandemia.

Długo wyczekiwana powieść Michaela Cunninghma z jednej strony zaskakuje pomysłem kompozycyjnym, z drugiej zaś daje czytelnikowi wrażenie, że sięga po fabułę, którą z łatwością może przypisać temu konkretnemu autorowi. Nowa książka opisuje ten sam dzień, ale z perspektywy trzech lat. Poranek, Popołudnie i Wieczór tworzą spójną całość, ale ponieważ między nimi mija kolejny rok, czytelnik widzi bohaterki i bohaterów – tych samych, ale jednak innych, choćby dlatego, że w nowych dla nich sytuacjach. Pandemia, której wybuch przewartościowuje życie mieszkańców domu na Brooklynie w środkowej części książki, definiuje na nowo relacje uczuciowe i rodzinne, wymusza inne spojrzenie na świat wokół i przede wszystkim na ludzi, z którymi tworzy się relacje. Przyspiesza decyzje, wymusza kolejne ruchy oraz mocną kreską odcina przeszłość od teraźniejszości.

Dzień to opowieść o relacjach, zarówno tych zdefiniowanych przez więzi krwi, jak i budowanych bardziej świadomie poprzez własne wybory. Małżeństwo Dana i Isabel rozpada się nie tylko z powodu rutyny oraz odmiennych wyobrażeń o wspólnym życiu, ale także w efekcie pewnego wydarzenia z przeszłości. Robbie nie ma szczęścia w miłości, ale może dlatego, że źle lokuje uczucia, myląc miłość z pożądaniem, a może z zupełnie innego powodu, mijanego codziennie w domu siostry i szwagra. Garth odkrywa w sobie ojcowską miłość, mimo że wcześniej decydował się na nieobecność w życiu swojego syna. Bohaterki i bohaterowie prozy Cunninhgama dokonują wyborów, podejmują szereg decyzji, w tym wiele (jak się wkrótce okazuje) błędnych, zmagają się z oczekiwaniami, które nie zawsze idą w parze z rzeczywistością. Cierpią, przeżywają rozterki oraz rozpoczynają wszystko od nowa – w tym aspekcie wychodzą poza karty powieści.

Cenię sobie prozę autora Dnia; lubię zarówno styl jak i podejmowaną przez Cunninghama tematykę, nawet jeśli mam wrażenie, że wciąż powraca do ulubionych motywów i wątków. Jego proza zasadniczo pulsuje od emocji, ale pozbawiona jest irytującego rozedrgania, które potrafi zdekoncentrować podczas lektury. A jednak nowej książki nie zaliczę do ulubionej w bibliografii amerykańskiego pisarza. Nie wiem, czy to problem stylu Dnia, czy może tłumaczenia, ale lekturze powieści towarzyszyło wrażenie emocjonalnego chłodu; nie złapałem głębszego kontaktu z bohaterami i ich problemami – choć dla nich oczywiście ważnymi, dla mnie mało jednak angażującymi. Irytujące odczucie ślizgania się po tekście i kolejnych wątkach ulotniło się dopiero w trzeciej części – najbardziej emocjonalnej również językowo, ale to trochę za mało, aby ocenić Dzień wysoko. Oczywiście dostrzegam dyskretną elegancję tekstu Cunninghama, jego skupienie na emocjach i przemyśleniach a nie na akcji, której tutaj po prostu nie ma – jednak tym razem po prostu coś nie zagrało. Szkoda, ale bywa i tak.

Informacje o książce

autor Michael Cunningham

tytuł Dzień (Day)

przekład Mirosław P. Jabłoński

Dom Wydawniczy Rebis 2024

ocena 4/6

egzemplarz recenzencki