Właściwie powinienem zacząć od narzekania. Znów bowiem dałem się nabrać na sztuczkę polegającą na przypisaniu książki do gatunku, z którym ta niewiele ma wspólnego. Ale odpuszczę sobie krytykę, bo choć Złamane dusze Simone St. James prawie nic nie łączy z powieścią grozy, to lektura okazała się w miarę satysfakcjonująca. Kanadyjska autorka połączyła w jednej fabule prozę obyczajową i kryminał, dodała wątki psychologiczny oraz … paranormalny. I jeśli już teraz brzmi to niezbyt zachęcająco, to dopiszę od razu, że w zbliżonym klimacie pisze Charlotte Link. Obie autorki poruszają się w podobnych ramach międzygatunkowych – dla jednych czytelników takie historie są mało strawne, dla innych mogą okazać się źródłem przyjemności. Książka St. James nie jest może idealna i wymaga wczytania się w fabułę, ale przyciąga do lektury przeplatającymi się historiami oraz tajemnicą z przeszłości. A ponieważ długo nie wiadomo, jak to wszystko się skończy, no cóż … już to wystarczy, aby spędzić z fabułą dwa popołudnia.
Pierwsza opowieść toczy się w latach 50. XX wieku, w szkole z internatem dla trudnych dziewcząt w Vermont. Posępny budynek skrywa nieprzyjazne uczennicom grono pedagogiczne, surowe zasady, brak empatii oraz historię o nawiedzeniu. Niezdrową atmosferę podkręca tajemnicze zniknięcie jednej z dziewcząt. Nigdy nie poznano prawdy o tym wydarzeniu. Druga historia dzieje się współcześnie, choć nawiązuje do morderstwa sprzed dwudziestu lat. To wtedy zginęła siostra lokalnej dziennikarki Fiony Sheridan, która decyduje się zrekonstruować to dramatyczne dla rodziny wydarzenie. Tymczasem zrujnowaną szkołę Idlewild Hall postanawia przywrócić do dawnej świetności anonimowa milionerka. Prace posuwają się do momentu natrafienia przez robotników na makabryczne odkrycie. Fiona nie podejrzewa nawet, na jakie dramatyczne wydarzenie natrafi podczas dziennikarskiego śledztwa związanego z historią dawnej szkoły z internatem.
Lubię takie mocno skomplikowane historie, opowiadane z różnych punktów widzenia i rozgrywających się na różnych płaszczyznach czasowych. I chyba dlatego Złamane dusze oceniam jako niezłą powieść, choć zdaję sobie, że ma ona pewne mankamenty. Simone St. James snuje gęstą od wydarzeń i bogatą w liczbę bohaterów opowieść, zmuszając czytelnika do uważności w lekturze. Być może sama opowieść mogłaby być odrobinę krótsza, ponieważ trudno nie odnieść wrażenia, że trochę to wszystko niepotrzebnie jest rozwleczone. Z drugiej strony pisarka daje sobie czas i przestrzeń do zarysowania całej historii, przedstawienia psychologii postaci, zarówno tych z przeszłości, jak i współczesnych. Oba wątki są na tyle rozbudowane, że mogłyby stanowić trzon kompozycyjny dwóch różnych książek, ale – co oczywiste – gdzieś powinny się przeciąć. I tu uwaga – trzeba cierpliwie poczekać na ten moment. Jest jeszcze wątek paranormalny, owo nawiedzenie Idlewild Hall, ale czy koniecznie musiało się pojawić w toku fabularnym? Wszystko zależy od subiektywnej oceny czytelnika.
Złamane dusze to opowieść o przyjaźni, braku zrozumienia, dramatycznej przeszłości i jej wpływie na dorosłe życie. To także historia zadośćuczynieniu i potrzebie zapłaty za niegodziwości, wreszcie książka o potrzebie relacji międzyludzkich oraz sile pamięci. Simone St. James udanie łączy elementy thrillera psychologicznego z powieścią obyczajową, a znane zestawienie przełamuje wątkiem paranormalnym. Jeśli jednak straszy, że wrócę do początku tego tekstu, to nie wprost, skupiając się na opisaniu ciemnej strony osobowości niektórych ze swoich bohaterek. W zasadzie ta książka nic specjalnie odkrywczego, ale to nie zmienia faktu, że Złamane dusze mają coś w sobie, co przyciąga do lektury. Może właśnie wrażenie, że podobną fabułę już gdzieś kiedyś czytaliśmy?
Informacje o książce
autorka Simone St. James
tytuł Złamane dusze (The Broken Girls)
przekład Mateusz Grzywa
Wydawnictwo NieZwykłe 2018
Nowalijki oceniają 4+/6
Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem