Nie wyobrażam sobie życia bez książek. Mimo że współczesność proponuje niezliczone formy rozrywki czy też innych odskoczni od codzienności, to właśnie literatura jest tym elementem kultury po który sięgam najczęściej. Powodów jest wiele: żeby pogłębić wiedzę, poznać to, co dla mnie nieznane, znaleźć odpowiedzi na nurtujące pytania, wreszcie dla czystej przyjemności kontaktu z nową historią oraz jej bohaterkami i bohaterami. Lubię to uczucie, kiedy po kilku pierwszych stronach wiem, że trafiłem na opowieść, która współgra z moim gustem, odpowiada nastrojowi czy koresponduje z emocjami.
Doceniam w literaturze element zaskoczenia wynikający ze sposobu zbudowania świata przedstawionego, kreacji postaci czy stylu – dlatego jestem raczej wyrozumiały dla autorek i autorów, staram się dostrzegać plusy nawet tam, gdzie minusów jest zdecydowanie więcej. Myślę, że praca nad powieścią (czy innym tekstem literackim) to długi i żmudny proces – bez gwarancji sukcesu. Na szczęście w przypadku debiutanckiej powieści Shelby Van Pelt wszystko zagrało mi od pierwszego rozdziału.
Jej powieść obyczajowa, z gatunku przynoszących ukojenie, to (z pozoru) niezbyt skomplikowana historia o zwykłych ludziach, którym życie nie szczędziło razów, ale którzy potrafią podnieść się po upadku i z wiarą w lepszą przyszłość zaczynają nowy dzień. Ktoś powie, że przecież to wszystko już było, ale amerykańska debiutantka przełamała znaną konwencję powieści obyczajowej wątkiem … ośmiornicy, której oddała część narracji. Brzmi karkołomnie, ale zapewniam, że jej postać idealnie wpisuje się w tę ciepłą opowieść, która wzrusza i przypomina, co tak naprawdę decyduje o szczęśliwym życiu.
Tova Sullivan, energiczna emerytka, po śmierci męża zatrudnia się jako sprzątaczka w oceanarium. W czasie nocnych dyżurów nie tylko dba o porządek, ale może w spokoju przemyśleć mijający dzień czy powspominać przeszłość – naznaczoną rodzinną tragedią sprzed trzydziestu lat, kiedy to w niewyjaśnionych okolicznościach zaginął jej jedyny syn Erik. Niespodziewanie, zarówno dla bohaterki jak i dla czytelnika, Tova zaprzyjaźnia się z wielką ośmiornicą mieszkającą w oceanarium. Niezwykle inteligentne zwierzę podejrzewa, że zna tajemnicę zniknięcia Erika i ponieważ dostrzega więcej niż wydaje się jej opiekunkom, postanawia – na tyle, na ile potrafi – pomóc Tove uporać się z dojmującym poczuciem straty.
Zdecydowałem się na lekturę Niezwykle szlachetnych stworzeń głównie ze względu na postać Marcellusa ośmiornicy olbrzymiej, którą autorka uosobiła, oddając jej od czasu do czasu głos. Ośmiornica dzieli się z czytelnikiem spostrzeżeniami na temat ludzi i ich zwyczajów, wykazuje się dużym poziomem empatii wobec oglądających ją codziennie turystów, odznacza się także wrażliwością, choć nie brakuje w jej wypowiedziach ironicznie celnych ocen. Bez względu na to, jak karkołomny wydaje się ten pomysł, Marcellus idealnie wpisuje się w tę opowieść, chyba dlatego, że jest jeszcze jednym niezwykle szlachetnym stworzeniem; ma uczucia i przede wszystkim świadomość swoich ułomności. Trochę jak bohaterki i bohaterowie powieści, barwna galeria postaci zamieszkujących małe nadmorskie Sowell Bay.
Van Pelt umieszcza akcję swojej książki w uroczym, nieco staroświeckim miasteczku, co nie jest w literaturze obyczajowej niczym odkrywczym, ale nadal świetnie sprawdza się jako tło dla dającej otuchę opowieści o zwykłych ludziach i ich (czasem bardzo niezwykłym) życiu. To nic, że czytelnik podskórnie od pierwszych stron wyczuwa (w jakiś sposób) szczęśliwe zakończenie, nie szkodzi, że wątki przeplatają się tu i ówdzie wbrew temu, co dzieje się w realnym świecie, najważniejsze jest ciepło płynące z historii Tove i jej przyjaciółek – energicznych emerytek.
Niezwykle szlachetne stworzenia to przykład powieści przynoszącej ukojenie, serdeczna i optymistyczna, ale momentami naprawdę wzruszająca opowieść o codzienności. Wzmocniona nieoczekiwanym wątkiem inteligentnej ośmiornicy przypomina czytelnikowi o prostych prawdach, z których składa się życie. Przywołuje całą gamę emocji, odwołuje się do życiowego doświadczenia, czasem jako skarbnicy wiedzy, często także jako balastu utrudniającego nowy początek. Nie pozwala zapomnieć, że każdy z nas jest tu i teraz tylko na chwilę, wchodzi w relacje z innymi, nie tylko ludźmi, słowem i czynem budując swoją obecność w życiu innych. O tego typu powieściach lubię pisać, że są jak plasterek na zbolałe serce; wzruszają i bawią, poprawiają nastrój – być może nie zrewolucjonizują literatury, bo nie taka ich rola, ale byłoby szkoda, gdyby takich opowieści brakowało na półkach księgarskich. Mam tylko nadzieję, że w zalewie nowości powieść Shelby Van Pelt nie przepadnie, warto mieć ją w czytelniczych planach, nawet tych nieco odległych.
Informacje o książce
autorka Shelby Van Pelt
tytuł Niezwykle szlachetne stworzenia (Remarkably Bright Creatures)
przekład Janusz Ochab
Wydawnictwo Zysk i S-ka 2023
ocena: 5/6
recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem