REMIGIUSZ MRÓZ „PROJEKT RIESE”

O tym, że Remigiusz Mróz umie w rozrywkę, nikogo nie trzeba przekonywać. Jego kolejne powieści spotykają się albo z entuzjastycznym przyjęciem fanów, albo … no cóż … odżegnywane są od czci i wiary. Taki już los autora, który pisze dużo, sięga po różne gatunki i (przynajmniej w sferze publicznej) dystansuje się zarówno do głosów nadmiernego zachwytu, jak i nachalnej krytyki. Przyznam, że ostatnio mniej czytam Mroza, ale kiedy już sięgam po którąś z jego powieści wiem, że trudno będzie mi się od niej oderwać, autor po raz kolejny zastosuje na mnie swoje sztuczki, czasem zmęczy i nierzadko zirytuje. Co z tego, skoro zaraz po przeczytaniu ostatniego zdania mam ochotę na więcej. Magia? Być może, ale raczej to moja zgoda na wzięcie udziału w zabawie, w której warunki dyktuje poczytny autor. Po przeczytaniu kilkunastu książek spod jego pióra (raczej) wiem, czego się spodziewać w ogóle, ale z przekonaniem, że dam się zaskoczyć w szczególe. Tak jest w przypadku Projektu Riese, powieści zasadniczo nie z mojej bajki, lektury nieidealnej, ale stanowiącej niezłą rozrywkę szczególnie wtedy, kiedy czytelnik kupi pomysł autora i zamiast zżymać się na to i owo, pozwoli dać się koncertowo wodzić za nos.

W czasie zwiedzania atrakcji turystycznej Gór Sowich dochodzi do dramatycznego w skutkach wydarzenia. Uczestnicy wycieczki labiryntem podziemnych korytarzy niemieckiego kompleksu Riese przeżywają tąpnięcie, w wyniku którego zawala się część tajemniczej budowli i zwiedzający zostają odcięci od świata. W wyniku podjętych działań wydostają się na powierzchnię, ale szybko orientują się, że rzeczywistość wokół nich zmieniła się diametralnie i kto wie, czy nie woleli zostać pogrzebani w podziemiach Riese. Z trudem przychodzi im zrozumieć, że świat, jaki znali ledwie kilka godzin wcześniej, już nie istnieje.

Projekt Riese to ten typ powieści, których recenzowanie nastręcza nie lada problemów, głównie dlatego, że konstrukcja fabuły oparta jest na pomyśle, który jeden niezamierzony spojler potrafi zepsuć. Remigiusz Mróz bowiem sięgnął po gatunek, definiowany szeroko jako powieść fantastyczna albo postapo. Jak to u niego, zaczyna się intrygująco i niewinnie. Oto grupa bohaterów zostaje połączona uczestnictwem w dramatycznych wydarzeniach i później zdana jest na własne siły. Niby nic nowego, ale czytelnik szybko orientuje się, a bohaterowie w ślad za nim, że ich próby wydostania się z rumowiska to nic w porównaniu do tego, co czeka ich na powierzchni. Do tego trzeba dodać … podróżowanie w czasie oraz teorie głoszące współistnienie równoległych światów, aby wyobrazić sobie, w jakim kierunku rozwija się fabuła powieści Remigiusza Mroza. Autor dorzuca do tego pandemię koronawirusa, która wymknęła się spod kontroli i wokół tego elementu obudowuje fabułę. Wykorzystuje przy tym sprawdzone chwyty: liczne cliffhangery, manipuluje tempem akcji, niespodziewanie odsłania prawdziwe oblicza swoich bohaterów. I przede wszystkim, co i raz przypomina swoim czytelnikom, że Projekt Riese to sprytne połączenie prawdy, fikcji oraz niezliczonych teorii spiskowych, których źródła są tak niejasne, jak pomysł nazistowskich Niemiec na wybudowanie kompleksu Riese w Górach Sowich.

Nowa powieść Remigiusza Mroza z pewnością spotka się z całą gamą ocen, ale mam wrażenie, że i autor, i czytelnicy są do tego przyzwyczajeni. Jako że rzadko sięgam po literaturę fantastyczną, czy postapo, trudno mi ocenić, na ile autor wpisuje się w ten gatunek, a na ile przystosowuje go do własnych potrzeb. Jako laikowi w tej kwestii, wystarcza mi ogólnikowo zarysowana teoria równoległych światów, podoba się przywołanie na początku powieści domysłów na temat Riese, ale dostrzegam też mankamenty tej książki. Bohaterowie często zamiast rozmawiać, raczej wygłaszają swoje kwestie albo recytują z pamięci fragmenty Wikipedii. W pewnym momencie tempo powieści siada i trudno nie odnieść wrażenia, że już się nie podnosi. Naszpikowanie fabuły licznymi nawiązaniami do aktualnej sytuacji politycznej, kultury i alternatywnych wersji historii Polski oraz odwołaniami do uniwersum powieści Mroza na początku bawi, potem irytuje. O zakończeniu nie wspomnę, bo ono jest tak skonstruowane, żeby ewentualnie pociągnąć fabułę dalej. Znamy te numery z trylogii, która doczekała się kolejnych części, więc bezpieczniej jest założyć, że i w tym przypadku wszystko jest możliwe. Ale, mimo mankamentów, podczas lektury Projektu Riese dobrze się bawiłem, książkę przeczytałem właściwie na raz i otrzymałem dokładnie taką rozrywkę, jakiej oczekuję od prozy Remigiusza Mroza. Polecam, ale głównie fanom autora oraz czytelnikom z dystansem – głównie do samych siebie oraz wspomnianego wcześniej gatunku.

Informacje o książce

autor Remigiusz Mróz

tytuł Projekt Riese

Wydawnictwo Filia/Mroczna Strona 2022

Nowalijki oceniają 4/6

Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem