Każdy powód jest dobry, aby sięgnąć po książkę. Nie ma znaczenia, czy lektura związana jest z pracą czy przyjemnością, służy zabiciu nudy, albo stanowi impuls do nowych działa. Możliwość zanurzenia się w opowieści, niezależnie od jej kalibru, daje wytchnienie, zmusza do uwierających refleksji, przynosi radość, a czasem wprowadza w melancholijny nastrój. Świat wokół nie zawsze jawi się w jasnych barwach, dlatego czytelnik coraz częściej szuka w literaturze nie tylko odpowiedzi na nartujące go trudne pytania, ale także ukojenia, które niczym ciepły kocyk otula w chłodne wieczory.
Mariana Leky idealnie wpisała się w nurt prozy wyciszającej emocje, kojącej i przypominającej o szczęściu ukrytym w drobiazgach codzienności. Jej Sen o okapi (tutaj) – historia w nurcie realizmu magicznego – zdobyła serca czytelników opowieścią o empatii, przyjaźni i radzeniu sobie ze stratą. O magii codzienności ukrytej w drobnych gestach, dobrym słowie i pielęgnowaniu relacji międzyludzkich traktuje również druga książka niemieckiej autorki. Smutki wszelkiej maści to zbiór kilkudziesięciu mikroopowiadań – felietonów, które Leky publikowała w jednym z magazynów poświęconych psychologii. Fanów Snu o okapi zaskoczy z pewnością nieco inny, bo pozbawiony klimatu realizmu magicznego, klimat krótkich historii, ale i oni odnajdą w nich empatię i czułość, z którą autorka opisuje otaczającą ją rzeczywistość.
Na Smutki wszelkiej maści składa się trzydzieści dziewięć krótkich tekstów, które łączy pierwszoosobowa narracja, wspólna przestrzeń kamienicy oraz pojawiające się w historiach postaci – zarówno bliższej i dalszej rodziny autorki – narratorki (lub raczej jej alter ego), jak i sąsiadów. Felietony cechuje skrótowość charakteryzująca gatunek, umowność świata przedstawionego oraz prostota – raczej formy niż samego przekazu, który mocno powiązany jest z codziennością każdego z nas. Radości i lęki, chwile błogiego szczęścia, ale i dojmującego rozczarowania, radzenie sobie z przeciwnościami losu oraz mniejsze i większe triumfy – między innymi o tym traktują teksty Mariany Leky.
Autorka/narratorka zajmuje się psychologią, dlatego na otaczający ją świat i przede wszystkim ludzi patrzy przez pryzmat zawodowego doświadczenia, ale bynajmniej nie ogranicza się do tylko takiej perspektywy. Jest przecież człowiekiem ze swoimi emocjami, codziennie wchodzi w relacje z innymi, uczestniczy w sytuacjach budzących jej niepokój, albo podnoszących na duchu. Jak wszyscy dookoła reaguje na zmieniającą się rzeczywistość – cieszy się, smuci i próbuje odnaleźć spokój tam, gdzie o niego trudno.
Nowa książka Mariany Leky nieco mnie zaskoczyła, kiedy zorientowałem się, że Smutki wszelkiej maści to zbiór opowiadań – felietonów, a nie powieść. Przyznam, że krótkie formy nie należą do mojego ulubionego gatunku i znam ich ograniczenia, chyba dlatego przeczytałem tę książkę bez większych zachwytów. Literacko jest co najwyżej poprawnie: jeden historie są lepsze, inne takie sobie, podobnie jak ich puenty. Na szczęście autorka nie sili się na dydaktyzm i zdecydowanie unika pouczeń, skupiając się raczej na potrzebie dbania o dobrostan własny, ale nie kosztem innych. Jest także uważną obserwatorką codzienności, wyczuloną na zmienność emocji – tak samo własnych, jak i członków rodziny czy sąsiadów. Prawdą jest także, że czytelnik ma szansę dostrzec w tych opowieściach własne doświadczenia, co z pewnością czyni z nich źródło inspiracji do kolejnych działań. Mnie tym razem propozycja od Mariany Leky specjalnie nie urzekła, ale jestem w stanie zrozumieć, dlaczego Smutki wszelkiej maści mogą się podobać.
Informacje o książce
autorka Mariana Leky
tytuł Smutki wszelkiej maści (Kummer Aller Art)
przekład Agnieszka Walczy
Wydawnictwo Otwarte 2023
ocena 4/6
recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem