
Raz na jakiś czas lubię sięgnąć po książkę spoza mojej bańki czytelniczej i do tego napisaną przez autorkę, którą kojarzę, ale nie mam pojęcia o jej stylu czy preferowanym gatunku. Raz na jakiś czas także czytam powieść, o które nie za bardzo wiem, co napisać i to z wielu różnych powodów. Taką książką, spełniającą oba, przedstawione wcześniej warunki, okazał się Głos wody Maggie Stiefvater. Nazwisko popularnej autorki, specjalizującej się w młodzieżowej fantastyce, nie jest mi zupełnie obce, ale po jej koronny gatunek sięgam rzadziej niż sporadycznie. I chyba dlatego głośna seria Król Kruków jest dla mnie jedną wielką zagadką.
Na Głos wody za to zdecydowałem się przede wszystkim dlatego, że to powtórny debiut Stiefvater, skierowany do dorosłego odbiorcy, któremu nieobcy jest mariaż realizmu historycznego z magicznym. Brzmi interesująco, ale im dalej w lekturę wspomnianej powieści, tym szybciej unika gdzieś oczekiwanie na obiecaną magię, a wzrasta wrażenie braku jakiegoś celu tej literackiej podróży w czasy II wojny światowej. Najbardziej jednak frustrujące okazuje się wrażenie, że fabuła z niezłym potencjałem nie podołała pokładanym w niej oczekiwaniom i ostatecznie okazała się opowieścią rozczarowującą, żeby nie napisać męczącą.
Akcja powieści rozgrywa się w 1942 roku, w malowniczo położonym w Appalachach luksusowym hotelu Avallon w stanie Wirginia Zachodnia. Zlokalizowana na uboczu enklawa spokoju i luksusu, prowadzona przez charyzmatyczną June Hudson, wydaje się być uodporniona na wojenną zawieruchę, ale tylko do czasu, gdy pewnego styczniowego poranka pokoje Avallon zaludniają dyplomaci nazistowskich Niemiec i bliskich im krajów. Do tego w hotelu pojawia się także grupa agentów FBI, z których jeden – Tucker Minnick – nie tylko tropi sekrety, ale i nie spuszcza oka z June posiadającej wiedzę o magii niezwykłej wody płynącej pod okazałym budynkiem Avallon.

Już pobieżna lektura opisu fabuły sugeruje, że Głos wody to powieść z pogranicza gatunków, z fabuła inspirowaną prawdziwymi wydarzeniami, ale mocno przefiltrowana przez narzędzia fikcji literackiej – osadzona na tle historycznym, ale z zaznaczonym wyraźnie wątkiem magicznym. Połączenie ryzykowne dla czytelnika rzadko sięgającego po taką literaturę, ale także, na swój sposób, interesujące. W czasie II wojny światowej, która po Pearl Harbor mocniej zaistniała również w świadomości Ameryki, kilka hoteli naprawdę kwaterowało niepożądanych gości – niemieckich dyplomatów, wysokich rangą urzędników państwowych, dziennikach i wojskowych. Obsługiwał ich personel, którego bliscy walczyli na froncie, a strzegli agenci FBI próbujący poznać tajemnice hotelowych gości, nierzadko o strategicznej wartości. O tym wątku wojny, z amerykańskiego punktu widzenia, opowiada powieść Maggie Stiefvater.
Wprawdzie fabułę czytelnik poznaje z perspektywy kilkorga bohaterów, na pierwszy plan wysuwa się jednak postać June Hudson – charyzmatyczna, ale i tajemnicza kierowniczka Avallon, posiadająca wiedzę zarówno o kulisach interesów jej majętnych pracodawców, jak i magicznej sile wody płynącej pod hotelem i (nomen omen) wpływającej na losy jego mieszkańców wtedy, kiedy ma na to ochotę. Sęk w tym, że ten wątek, wprowadzający realizm magiczny ginie gdzieś w toku mocno przegadanej i właściwie pozbawionej tempa narracji, a przyspieszenie i oczekiwane wyeksponowanie motywu magicznej wody bliżej finału powieści jest mocno spóźnione i przez to mało satysfakcjonujące. Mimo obecności wielu bohaterek i bohaterów, zarówno personelu Avallon, jak i dyplomatów oraz agentów FBI, czytelnik zapamiętuje właściwie tylko June Hudson, ponieważ pozostałe postaci są na tyle płaskie, że sprawiają wrażenie niedopracowanych elementów tła fabuły, której kierunek klaruje się długo, żeby nie napisać za długo.
Przyznam, że lektura Głosu wody, mimo obiecującego początku, okazała się dla mnie rozczarowująca, a z powodu wolnego tempa akcji także męcząca. Nie jest tak, że od każdej powieści oczekuję nie wiadomo jakiej szybkości, ale książka Maggie Stiefvater obfituje w rozwlekłe dywagacje bohaterek i bohaterów oraz ich dylematy moralne, co skutkuje czytelniczą dezorientacją. Dopiero finał pozwala sensownie odpowiedzieć na pytanie, o czym jest ta książka i w jakim kierunku rozwija się jej fabuła. Czy autorka snuje rozważania na oczywiste tematy, czy jednak zaskoczy głębszą refleksją, albo nietypowym spojrzeniem na temat – odpowiedź na tak postawione pytanie może okazać się rozczarowująca także dlatego, że słabo wyeksponowane czy też rozwinięte elementy magiczne pozbawiają Głos wody pewnej umowności, może nawet przymrużenia oka, dzięki któremu ta opowieść byłaby bardziej strawna. A tak, całość, mimo kilku całkiem dobrych momentów, okazała się nużąca, a w odniesieniu do kostiumu historycznego – banalna. Być może wspomniany we wstępie cykl Król Kruków to Maggie Stiefvater w zdecydowanie lepszej formie, ale raczej mało prawdopodobne, abym to sprawdził, przynajmniej w najbliższej przyszłości.
Informacje o książce
autorka Maggie Stiefvater
tytuł Głos wody (The Listeners)
przekład Natalia Wiśniewska
Wydawnictwo Poznańskie 2025
ocena 3/6
recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem
