LOUISE KENNEDY „NASZE WINY”

Jakiś czas temu obejrzałem Belfast – film Kennetha Branagha opowiadający o konflikcie w Irlandii Północnej z perspektywy dziewięcioletniego chłopca. Scenariusz bazował na wspomnieniach reżysera i w prostej formie przedstawiał wydarzenia z punktu widzenia protestanckiej rodziny. Do tego tematu powraca także Louise Kennedy w swojej debiutanckiej powieści Nasze winy, podobnie jak Branagh opierając się na własnych wspomnieniach i doświadczeniach, ale tym razem historia opowiadana jest z perspektywy głównej bohaterki – katoliczki, która wdała się w romans ze starszym od niej adwokatem – co ważne – protestantem.

I film, i powieść, przywołuje dramatyczne wydarzenia z lat 60. i 70. XX wieku, skupiając się raczej na jednostce i jej bezsilnej konfrontacji z Kłopotami, jak krwawy konflikt nazywano w Irlandii Północnej, niż na skomplikowanej genezie konfliktu. Jego skutki były odczuwalne nie tylko w Anglii, ale także w Europie i nawet w Polsce, z oczywistych względów odizolowanej wtedy od zachodniego świata, o konflikcie mówiło się sporo, skoro wciąż mam przed oczami sceny po kolejnych wybuchach ładunków wybuchowych pokazywanych w Dzienniku Telewizyjnym, a terminy takie jak republikanie, unioniści, IRA czy Sinn Féin pamiętam do dziś. Powieść Kennedy rozgrywa się w połowie lat 70., kiedy jeszcze nikomu nie marzyło się o porozumieniu pokojowym zwanym wielkopiątkowym z 1998 roku, które kończyło trzydziestoletni konflikt na tle etnicznym i politycznym.

Akcja powieści Nasze winy rozgrywa się w połowie lat 70. XX w czasie narastającego konfliktu między zwolennikami zjednoczenia Irlandii Północnej z Wielką Brytanią i przeciwnikami takiego rozwiązania – zasadniczo między katolikami i protestantami. Cushla, młoda nauczycielka ze szkoły parafialnej pod Belfastem, zakochuje się w starszym od niej, żonatym adwokacie Michaelu. Oboje nie afiszują się ze swoim uczuciem nie tylko w obawie przed skandalem obyczajowym, ale dlatego, że oboje reprezentują wrogie sobie obozy. Ich romans z wielu powodów skazany jest na niepowodzenie, ale żadne z nich nie zdawało sobie sprawy jak trudna i bolesna w skutkach okaże się ta relacja. Ostatecznie przecież, tych dwoje to tylko ułamek większej całości i w zderzeniu z brutalnością codzienności, spotęgowaną trwającym konfliktem politycznym, bez większych szans na szczęście.

Debiutancka proza Louise Kennedy opiera się przede wszystkim na wątku romansu między młodą nauczycielką i prawnikiem; pokazuje dynamikę ich relacji, w której oboje, mimo różnego doświadczenia, uczą się siebie, ale autorka nie zapomina o rozgrywających się w tle Kłopotach. Konflikt między katolikami i protestantami przybiera na sile, w wyniku krwawych rozrachunków giną niewinni ludzie, ale życie w cieniu wojny domowej musi toczyć się w miarę normalnie, choć dla bohaterek i bohaterów powieści to nowa normalność, naznaczona obecnością żołnierzy na ulicach, podziałem na katolików i protestantów, wzajemnymi animozjami generowanymi przez religijnych ekstremistów.

Autorka nie pisze o wielkiej historii i polityce, raczej wspomina o incydentach, nierzadko krwawych, przywołuje świat, którego już nie ma, z jego kontrastem między brutalnością konfliktu a ludzką tęsknotą za pokojem i poczuciem bezpieczeństwa. Na przykładzie rodziny Cushli Kennedy pokazuje powolną degradację kontaktów międzyludzkich, za którą – w dużej mierze – odpowiada nieznośna atmosfera panująca w Irlandii Północnej. Ale niełatwe relacje młodej bohaterki z matką alkoholiczką i wiecznie zapracowanym starszym bratem mają pokazać, że nawet w obliczu dramatu narodu nie znikają problemy jednostki. Cushla chce być kochana, jest w końcu młodą kobietą zbierającą kolejne doświadczenia, ale przy tym nie potrafi bezczynnie patrzeć na przemoc między uczniami, nie zgadza się na krzywdzącą i destrukcyjną działalność księdza z jej parafii. Przez cały czas towarzyszy jej dojmujące poczucie bezsensu działań wielkiej polityki, która z dnia na dzień podzieliła ludzi na wrogie sobie, gotowe do nikczemnych czynów obozy.

Styl debiutu Louise Kennedy jest nieco szorstki, pozornie pozbawiony emocji, nieco sprawozdawczy, ale w mojej ocenie znakomicie korespondujący z fabułą. Historię spina klamra kompozycyjna i to w tym momencie autorka powala sobie na czułość, na którą tak bardzo czeka czytelnik, znający (prawie) całą historię Cushli i Marka. Lubię taką prozę, przede wszystkim właśnie za ogromny ładunek emocji, który trzeba sobie wyłuskać z kolejnych zdań, za wyraziste postaci, którym kibicuje się od samego początku ze świadomością, że w każdej chwili może wydarzyć się coś, za co znienawidzi się autorkę, albo szerzej: okoliczności, w jakich przyszło im żyć.

Nasze winy doceniam także za brak moralizowania, za skupienie się na jednostce w starciu z rzeczywistością naznaczoną konfliktem – co prawda poczucie, że człowiek stoi na straconej pozycji jest trudne do zaakceptowania, ale na duchu podnosi fakt, że wciąż i niezmiennie podejmuje walkę o to wszystko, co dla niego najważniejsze. Dla mnie konflikt w Irlandii Północnej jest mglistym wspomnieniem z czasów późnego dzieciństwa i z pewnością nie niesie za sobą całego bagażu doświadczeń pokolenia, które w jego czasie tam dorastało, ale właśnie pokazanie go z perspektywy zwykłego człowieka nadaje mu głębokie znaczenie i czyni ponadczasowym. W pewnym sensie jest także przestrogą przed ekstremum, o które tak łatwo, niezależnie od czasów i okoliczności. Nasze winy Louise Kennedy boleśnie o tym przypominają.

Informacje o książce

autorka Louise Kennedy

tytuł Nasze winy (Trespasses)

przekład Kaja Gucio

Wydawnictwo Poznańskie 2023

ocena 5/6

recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem