„Dzień dobry, Północy” Lily Brooks – Dalton

www.czarnaowca.pl

Informacje o książce

autorka Lily Brooks – Dalton
tytuł Dzień dobry, Północy
tytuł oryginału Good Morning, Midnight
przekład Magdalena Słysz

wydawnictwo Czarna Owca
miejsce i rok wydania Warszawa 2017
liczba stron 272

egzemplarz recenzencki







Od zawsze wydawało mi się, że początek roku, zaraz po świętach, to czas, kiedy na rynku wydawniczym nie pojawia się żaden interesujący tytuł. Wciąż jeszcze czytamy przecież książkowe nowości spod choinki i czekamy na literacką wiosnę. A jednak są wyjątki. Wśród nich powieść amerykańskiej pisarki Lily Brooks – Dalton Dzień dobry, Północy – książka, którą szkoda byłoby przegapić wśród innych tytułów w księgarni. Za urokliwą okładką kryje się bowiem piękna, ale i niejednoznaczna opowieść o odwiecznych zmaganiach człowieka z życiem. Niby nic odkrywczego, ale pierwsza powieść Brooks – Dalton (wcześniej opublikowała wspomnienia) zaskakuje pomysłem na fabułę i czaruje klimatem.

Starzejący się badacz Augustine, naukowiec o światowej sławie, wyrusza na Arktykę, aby obserwować gwiazdy. To ma być jego ostatnia misja, ukoronowanie wielu lat kariery naukowej. Gdy pewnego dnia dochodzi do ewakuacji całej stacji badawczej, Augustine jest jedynym jej członkiem, który odmawia wyjazdu. Nikt bowiem nie wie, co jest przyczyną nagłego zakończenia misji – podobno na świecie wydarzyła się jakaś katastrofa i istnieje duże prawdopodobieństwo, że badacz nie będzie miał do czego wracać.

Astronautka Sully od ponad dwóch lat, wraz z innymi członkami załogi statku kosmicznego Aether, bada przestrzenie Kosmosu.  Misja powoli zbliża się do końca, ale martwi ich jedna kwestia. Od ponad roku nie mają żadnej łączności z jakąkolwiek bazą na Ziemi. Wracają, ale trochę po omacku, zastanawiając się, co jest powodem zerwania kontaktu. Im bliżej daty lądowania, tym atmosfera w statku gęstnieje. Astronauci są bowiem skazani na samych siebie i w nerwowej atmosferze łatwiej dochodzi do spięć.

Augustine postanawia uruchomić radiostację, licząc na jakiś kontakt. Sully, bezskutecznie przesłuchuje dźwięki fal radiowych. Obojgu tego samego dnia udaje się nawiązać połączenie …
Wyobraźcie sobie, że z dnia na dzień zostajecie sami, ale to zupełnie sami, a wokół was jest tylko niekończąca się przestrzeń bez innych ludzi. Augustine ma przed sobą arktyczny krajobraz, Sully fascynującą przestrzeń Kosmosu. Oboje są w podróży, która choć rozgrywa się w tak bardzo różnych miejscach, prowadzi do tego samego celu. Sully ma towarzystwo innych członków załogi, ale i ona, i badacz z Arktyki czują się bezgranicznie samotni, pełni niewypowiedzianego żalu, nieprzepracowanych emocji. Ze wspomnień obojga czytelnik poznaje ich życie, nastawione na sukces kosztem najbliższych, poświęcenie dla pracy, a także efekty błędnie podjętych decyzji. Poczucie osamotnienia, wzmocnione strachem związanym z nieokreśloną katastrofą na świecie, budzi niewyobrażalny lęk i sprawia, że życie tej dwójki rozpada się na kawałki. Augustine i Sully są podróżnikami, nie tylko w sensie dosłownym, ale przede wszystkim metaforycznym. Wędrują w głąb siebie, odkrywając zakamarki pełne emocji i odczuć. Wydaje się, że oboje dochodzą do podobnych wniosków, ale pytanie, czy uda im się coś zmienić – zostaje bez odpowiedzi. 

Dzień dobry, Północy to niepozorna powieść o niełatwej tematyce. Autorka proponuje dwa ciągi narracji, przeplatając historie Augustine’a i Sully. I przecina je w najmniej oczekiwanym momencie. Książką od samego początku uwodzi klimatem i atmosferą. Wspaniale napisana, bez ckliwości i egzaltacji, celnie oddaje poczucie osamotnienia, przenikliwe zimno Arktyki i niepokojąc ciszę Kosmosu. Na tym tle bohaterowie wydają się tylko punkcikami, a ich przeżycia, nic nieznaczącym mgnieniem. Nie jest łatwo oddać emocje ludzi, którzy mają świadomość nieuchronnego końca, ale Lily Brooks – Dalton z pewnością się to udało. Świat jej powieści to rzeczywistość odrealniona, tak jak nierealne wydaje się zwykłemu czytelnikowi podróż na Marsa, czy wyprawa na któryś z Biegunów. I tak zarysowane tło historii sprawia, że bohaterowie wydają się bardziej ludzcy, zaś ich przemyślenia i lęki stają bliskie każdemu czytelnikowi. 

foto Tomasz Radochoński IG Nowalijki

Podczas lektury powieści nasuwało mi się wiele skojarzeń z innymi tekstami o podobnej tematyce lub stylistyce. Solaris Lema i Ziemia, planeta ludzi de Saint – Exupery to tylko dwa, wydawać by się mogło, zupełnie odległe od tematu powieści, tytuły. Nie chodzi mi bowiem tylko o samą fabułę Dzień dobry, Północy, ale myślę raczej o podjętych przez autorkę wątkach wewnętrznej podróży i poszukiwania prawdy o sobie. Ujął mnie prosty ton historii, pewna surowość stylu i niejednoznaczność gatunkowa. Momentami książka przypomina prozę autora Małego Księcia. Łączy w sobie cechy zarówno powieści, jak i eseju filozoficznego, a poetycka narracja dopełnia tę, niejednolitą literacko, historię. 

Napisałem na wstępie, że byłoby szkoda, gdyby ten tytuł zagubił się pośród innych nowości w księgarni. Może lektura Dzień dobry, Północy nie należy do najłatwiejszych w kontekście podjętej tematyki, ale warto po nią sięgnąć. Choćby po to, żeby mieć ją w pamięci na długo po przeczytaniu ostatniego zdania. 
Jak dla mnie – pozycja obowiązkowa.

Nowalijki oceniają 6/6



za udostępnienie powieści do recenzji.