O tym, że Reklama jest dźwignią handlu wiadomo właściwie od zawsze. Im mocniejszy szum wokół produktu, tym większa szansa na sprzedaż i zyski. Ten mechanizm działa także na rynku wydawniczym, a jednym z elementów promocji tytułu są rekomendacje na okładce różnej proweniencji autorytetów. Jednym z nich jest Stephen King, ale zdążyłem się przekonać, że nie zawsze jego liczne zachwyty nad co drugą powieścią pokrywają się z moimi odczuciami po lekturze. Wygląda na to, że także do opinii Baracka Obamy warto podejść z dystansem, o czym przekonałem się czytając Czarny tort Charmaine Wilkerson. Debiutancka powieść urodzonej na Karaibach Amerykanki porusza szereg ważnych kwestii społecznych i obyczajowych oraz sięga po trudne tematy głęboko zakorzenione w historii Ameryki i Europy. Zasadniczo czyni to w bardzo atrakcyjnej dla czytelnika formie powieści obyczajowej z licznymi twistami, ale jak zawsze – Diabeł tkwi w szczegółach – i to one mają niebagatelne znaczenie dla niespecjalnie entuzjastycznej oceny lektury, trochę na wyrost okrzykniętej jednym z najważniejszych wydarzeń literackich ostatnich lat.
Rodzeństwo Bennettów otrzymuje w spadku po zmarłej matce tradycyjny karaibski deser czarny tort oraz nagranie, w którym Eleonor Bennett opowiada niezwykle wciągającą historię swojego życia. Byron i Benny przeżywają szok, kiedy okazuje się, że rzeczywistość, w której żyli od zawsze, zbudowana była na kłamstwach, rodzice okazali się kimś innym niż sądzili, na dodatek gdzieś na świecie żyje jeszcze jedna członkini ich rodziny. Im dłużej trwa słuchanie nagrań matki, tym więcej ukrytych prawd wychodzi na jaw, a skonfliktowane rodzeństwo musi stawić czoła nie tylko nowej dla nich sytuacji, ale także zrewidować wzajemne relacje. Oraz odpowiedzieć sobie na pytanie, dlaczego matka zostawiła im w lodówce tradycyjny karaibski przysmak i czy aby jego skomplikowany przepis nie jest jakąś skazówką dotyczącą rodziny Bennettów.
Debiut Charmaine Wilkerson został zauważony przez czytelniczki i czytelników i doceniony przez sporą część krytyków, o czym świadczą entuzjastyczne opinie, czy informacja o pracy nad serialową adaptacją Czarnego tortu. Zasadniczo trudno się dziwić, ponieważ autorka na swój debiut wybrała gatunek uniwersalny, jakim jest powieść obyczajowa i tematykę z racji pochodzenia bliską jej sercu. Historia rodziny Bennettów, rozpoczynająca się na Karaibach, a kontynuowana w Wielkiej Brytanii i Ameryce oparta jest na losach setek tysięcy emigrantów – o ich skomplikowanych kolejach losu pisała – w nieco innym tonie – Andrea Levy w Wysepce (tutaj). Wilkerson wybrała trochę inną drogę, wplatając w dzieje swoich bohaterów liczne nieoczekiwane zwroty akcji, rodzinne tajemnice i sekrety, zbrodnię oraz żonglerkę tożsamością swoich bohaterów. Jak w tradycyjnym karaibskim przysmaku – tytułowym Czarnym torcie – w książce czytelnik znajdzie wiele zaskakujących składników, które jednak w nadmiarze zaczynają niebezpiecznie psuć smak. Podobnie jest z fabułą debiutu Wilkerson: oceniając historię obiektywnie – ma ona prawo się podobać, jak każda powieść skupiona na burzliwych losach rodziny z historią w tle, ale dostrzegany nadmiar składników w postaci choćby licznych tajemnic wpływa na ocenę całości. Natomiast symbolika tytułowego ciasta wydaje się (raczej) oczywista, ponieważ powiązana jest z kwestią dziedzictwa kulturowego bohaterek i bohaterów powieści.
Czarny tort to debiut i trudno nie odnieść wrażenia, że jego największą wadą jest nadmiar, co pewnie wynika z chęci umieszczenia w fabule wszystkich pomysłów, na które autorka wpadła w czasie pracy nad tekstem. Nie przeczę – historia rodziny Bennettów jest bolesna w kontekście relacji tożsamościowych i (braku) poszanowania ich dziedzictwa kulturowego oraz pochodzenia, ale chwyty rodem z oper mydlanych trochę rozmywają ten przekaz – zakładając, że dla autorki ma równorzędne znaczenie z atrakcyjnością samej fabuły. Tego aspektu nie potrafię do końca ocenić, podobnie jak samej konstrukcji opowieści – momentami mało powieściowej a bardziej sprawozdawczej, do tego wyjaśniającej dokładnie czytelnikowi wszystkie zawiłości i serwującej coś na kształt szczęśliwego zakończenia.
Nie mogę (i nie chcę) jednak napisać, że Czarny tort to książka zła lub niewarta uwagi. Ze względu na poruszane kwestie dotyczące tożsamości i dziedzictwa kulturowego, dynamicznych przemian zachodzących w amerykańskim społeczeństwie, problemów, z którymi borykają się jej bohaterowie – na pewno godna jest uwagi. Dobrze jednak pamiętać, że to literatura środka, balansująca trochę między banałem i melodramatem, ale na swój sposób angażująca do lektury. Zdecydowanie ostrożnie traktowałbym slogany o najważniejszym wydarzeniu literackim ostatnich lat (ale rozumiem, że moja perspektywa jest inna niż choćby samej autorki – ze względu na odmienne pochodzenie oraz doświadczenie), ale na serial z pewnością zerknę zakładając, że faktycznie dojdzie do jego realizacji.
Informacje o książce
autorka Charmaine Wilkerson
tytuł Czarny tort (Black Cake)
przekład Agata Ostrowska
Wydawnictwo Znak 2023
ocena 4/6
recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem