Mam wrażenie, że należę do niewielkiej grupy czytelników, którym w thrillerach psychologicznych nie przeszkadza przerysowanie oraz liczne zwroty akcji rodem z klasycznych oper mydlanych. Owszem, przesadne nagromadzenie twistów może irytować, ale warto pamiętać, że thriller to specyficzny gatunek, swobodnie łączący stylistykę powieści obyczajowej oraz kryminału, bazujący na charakterystycznym klimacie niedopowiedzenia czy suspensu. A także, jak w przypadku twórczości Alexa Michaelidesa, puszczający perskie oko do czytelnika, w myśl zasady, że w literaturze rozrywkowej wszystko już było, dlatego nie warto do prozy gatunkowej podchodzić zbyt serio.
Thrillery psychologiczne Michaelidesa charakteryzuje wspominane już przerysowanie, widoczne choćby w ułożeniu sekwencji zdarzeń tak, że wystarczy jedno zdanie, aby zmienić bieg historii, a na pewno jej odbiór. Taka była debiutancka Pacjentka (tutaj), powieść, którą bardzo dobrze pamiętam (a to w przypadku literatury rozrywkowej nie zawsze jest takie oczywiste) właśnie dzięki jednemu tylko twistowi. Który, swoją drogą, wielu czytelnikom nie przypadł do gustu, co rozumiem. W podobnej konwencji zostały napisane Boginie (tutaj), natomiast trzecia Furia poszła w nieco innym kierunku, właściwie od pierwszej strony wciągając czytelnika do swoistego dialogu z narratorem, a może … kimś więcej? I znów, podejrzewam, że jednym czytelnikom takie rozwiązanie przypadnie do gustu, innym już niekoniecznie.
Nieco zapomniana, ale wciąż rozpoznawalna gwiazda kina Lana Farrar zaskakuje swoich najbliższych, zapraszając ich na weekendowy wypad na swoją grecką wyspę. Wśród potencjalnych gości jest jej drugi mąż, najlepsza przyjaciółka – aktorka, syn z pierwszego małżeństwa, znajomy dramaturg oraz dwoje asystentów, z których jedno na stałe dogląda prywatnej wyspy Farrar. Wydaje się, że kilkudniowy wyjazd z dala od deszczowego Londynu okaże się remedium na bolączki bohaterów, ale kiedy niedługo po przybyciu jedno z nich ginie, okazuje się, że słonecznej sielanki nie będzie. Ktoś z nich zaplanował misterną intrygę, przywołującą na myśl antyczną tragedię, nad postaciami której wisi odium Fatum. Albo Furii.
Nie ukrywam, że do thrillerów Alexa Michaelidesa mam słabość, nawet jeśli dostrzegam mankamenty fabuły. Trudno mi jednoznacznie napisać, czy charakterystyczne dla stylu autora przerysowanie to pastisz i świadoma gra z konwencją gatunku, czy może jednak element wpisany w jego literackie DNA? Oczywiście wolę myśleć, że pisarz z premedytacją bawi się nawiązaniami do klasyki; w przypadku Furii czytelnik dostrzega oczywiście schemat wprost z prozy Agathy Christie, ale podział historii na akty oraz umiejscowienie akcji na greckiej wyspie z górującymi na horyzoncie ruinami antycznego teatru, kieruje jego uwagę w stronę … klasycznej tragedii. Z pewnością świadomie, choć z przymrużeniem oka i co najważniejsze – nie pierwszy raz. Część bohaterów Furii to ludzie sceny, dlatego cała intryga przypomina sztukę teatralną, skrupulatnie rozpisaną i w czasie trwania której widz/czytelnik co i raz zostaje zaskoczony nieoczekiwany zwrotem akcji.
W nowym thrillerze Michaelidesa dzieje się wiele, może nawet za wiele, ale autor sprytnie odniósł się do ewentualnych (i … bardzo prawdziwych) zarzutów o chaos oraz nadmiar – dramatów oraz wydarzeń. Uczynił to w najprostszy z możliwych sposobów, oddając głos swojemu narratorowi, uczestnikowi wydarzeń na wyspie, osobie zaangażowanej w losy innych bohaterek i bohaterów, a także pierwszoosobowemu przewodnikowi czytelnika po zawiłościach fabuły. Poznawanie fabuły z jego perspektywy chwilami bywa irytujące, dlaczego – to trzeba przeczytać, ale przede wszystkim dezorientujące: odpowiedź na zasadnicze pytanie o jego rolę w całej sekwencji zdarzeń wcale nie jest takie oczywiste.
Na Furię czekałem z niecierpliwością ciekawy, czy Alex Michaelides trzyma formę w trzeciej książce. Mimo że powieść przeczytałem w jedno popołudnie, nieźle się bawiłem (ale i irytowałem chaosem, szczególnie pod koniec), to nadal uważam, że jego najlepszą książką pozostaje Pacjentka. Ale! Doceniam, że autor wciąż szuka pomysłów na swoje fabuły, nie powiela bezrefleksyjnie schematów, tylko przepuszcza je przez kolejne gatunkowe filtry i bawi się z czytelnikiem (radzę uważnie czytać Furię, żeby się o tym przekonać). Raz z lepszym, innym razem z gorszym rezultatem, ale taka już jest specyfika pracy nad tekstem literackim. Michaelides dostał ode mnie kredyt zaufania oraz własne miejsce na półce w domowej biblioteczce i nic nie wskazuje na to, żeby w tej kwestii cokolwiek miało się zmienić.
Informacje o książce
autor Alex Michaelides
tytuł Furia (The Fury)
przekład Agnieszka Patrycja Wyszogrodzka-Gaik
Wydawnictwo W.A.B. 2024
ocena 4+/6
recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem