
Od dawna śledzę twórczość Ruth Ware, ale nie jestem wobec jej książek bezkrytyczny. Doceniam, że brytyjska powieściopisarka śmiało porusza się w obrębie szeroko rozumianej prozy rozrywkowej, a jej fabuły starają się nie powielać wszystkich wzorców typowych dla thrillerów psychologicznych. Co jest niełatwym zadaniem, przede wszystkim dlatego, że rynek wydawniczy jest nasycony (a raczej przesycony) podobnymi do siebie historiami z pogranicza powieści obyczajowej, wspomnianego thrillera oraz kryminału.
Wprawdzie każda nowa książka Ware, mniej lub bardziej subtelnie, odwołuje się do klasyki literatury popularnej, przywołującej na myśl dokonania Agathy Christie, to trudno nie docenić jej starań w kontekście odczytania zgranych motywów w nowoczesnym wydaniu. Czasem wychodzi to zgrabniej, czasem mniej udanie, ale uważny czytelnik zawsze może liczyć na zaproszenie do zabawy literackimi odwołaniami tak, jak w przypadku Pary idealnej, wykorzystującej motyw grupy bohaterek i bohaterów odciętych od świata. To powieść skrojona pod oczekiwania i gust miłośników tradycyjnych thrillerów oraz współczesnych mediów, niestety, w mojej ocenie niespecjalnie udana. Fabule zabrakło ikry, tego charakterystycznego elementu, dzięki któremu pochłania się kolejne rozdziały w oczekiwaniu na porządne twisty. Jest co najwyżej poprawnie, momentami nużąco i w efekcie rozczarowująco.

Lyla i Nico są parą od kilku lat i choć wydawać by się mogło, że więcej ich dziel niż łączy, dają radę. Gdy ich poznajemy są jednak na życiowym zakręcie: Lyla czuje, że jej badania naukowe utknęły w martwym punkcie, a kariera aktorska Nico to niewiele znaczące role w serialach. Niepowodzenia w życiu zawodowym zaczynają wpływać na ich uczucia, ale niespodziewanie pojawia się propozycja, która może zmienić wszystko. Nico dostaje zaproszenie do nowego reality show Para idealna, do którego zdjęcia powstaną w nowym resorcie na jednej z rajskich wysp na Oceanie Indyjskim. Mimo licznych niewiadomych, Lyla i Nico decydują się dołączyć do produkcji. Już na miejscu okazuje się, że nie będzie tak idyllicznie, jak obiecywał jeszcze w Londynie producent, a burza, która odcięła uczestniczki i uczestników od reszty świata, zapowiada całą serię śmiertelnie niebezpiecznych zdarzeń.
Zasadniczo lubię i kibicuję Ruth Ware, której powieści, nie zawsze w mojej ocenie udane, wpisują się w mój ulubiony gatunek z pogranicza thrillera psychologicznego i kryminału. Lubię także motyw niewielkiej grupy osób odciętych od reszty świata: mała przestrzeń, rosnące napięcie oraz sprzeczne interesy powoli, ale skutecznie zaczynają uwypuklać najbrzydsze cechy charakteru, co niejednokrotnie ma tragiczne w skutkach efekty. Ten motyw wykorzystuje brytyjska autorka, zabierając grupę pięknych (a czy przy okazji mądrych i sprytnych – to już trzeba przeczytać) na rajską wyspę, aby wyprodukować Parę idealną, kolejną mutację reality show rozgrywającego się na plaży.

To oczywiste, że autorka pokusiła się o mocno prześmiewcze i ironiczne spojrzenie na modny od kilku lat telewizyjny format, który nie grzeszy żadnymi wartościami, poza czystą rozrywką niskich lotów. Niech jednak pierwszy rzuci kamieniem ten, komu nie zdarzyło się zawiesić oka na tego typu programach. A skoro cieszą się wciąż dużą oglądalnością, to czemu nie zaproponować widzom kolejnego? Wie o tym producent programu z udziałem Lyli i Nicko, ale gdyby mieli świadomość, co kryje się za tym niespodziewanym zaproszeniem kto wie, czy zdecydowaliby się opuścić deszczowy Londyn. A tak, ich podróż na rajską wyspę dochodzi do skutku, jednak na miejscu okazuje się tak na początek, że produkcja nieco przesadziła z opisem luksusów w resorcie. Po pierwszym wyzwaniu i towarzyszącym mu spięciu między uczestnikami, nadchodzi tropikalna burza, która jak u Hitchcocka staje się punktem wyjścia do coraz bardziej dramatycznych wydarzeń, dla części obsady show kończących się śmiercią.
Przyzwyczaiłem się już do tego, że powieści Ruth Ware chwilę się rozkręcają i Para idealna nie jest wyjątkiem. Tropikalna burza, która niszczy część zabudowy wyspy, stanowi mocne otwarcie fabuły i staje się katalizatorem całego szeregu wydarzeń. Bohaterki i bohaterowie zostają postawieni przed trudnymi decyzjami, znikają sztuczne uśmiechy, a zaczyna się walka o przetrwanie. Zamiast randkowego show jest ekstremalna wersja Władcy much, z tą różnicą, że u Ware trup ściele się gęściej i w bardziej widowiskowej formie. Do pewnego momentu jest intrygująco, ale im dalej w fabułę, tym gorzej. Czytelnik oczekuje na jakieś mocne twisty, ale te, które otrzymuje są takie sobie; tempo siada, punkt ciężkości przechodzi na stronę psychologicznych gierek między uczestnikami feralnego programu. A ponieważ Ware nie jest w tej materii nad wyraz sprawna, zaczyna wiać nudą; czytelnik ma wrażenie, że historia goni własny ogon, a bohaterki i bohaterowie kręcą się wokół własnej osi. Do tego nikogo z nich nie udało mi się polubić, albo ich przeszłością zaciekawić, co sprawiło, że w pewnym momencie ta opowieść przestała mnie interesować. I nawet lekko przewrotny finał nie wpłynął na zmianę ogólnej oceny Pary idealnej: jest co najwyżej poprawnie, w przeważającej części po prostu nużąco i w ogólnym rozrachunku – rozczarowująco. Aż szkoda, bo potencjał był. I szybko się zbył.
Informacje o książce
autorka Ruth Ware
tytuł Para idealna (One Perfect Couple)
przekład Anna Tomczyk
Wydawnictwo Czwarta Strona 2025
ocena 3+/6
recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem