Konsternacja na przemian z dezorientacją. Te dwa uczucia towarzyszyły mi podczas lektury powieści Salvatore Scibony, finalisty National Book Award. Nazwisko autora było mi obce, znam natomiast wspomnianą nagrodę i między innymi dlatego sięgnąłem po Każdego – najnowszą powieść amerykańskiego pisarza z włosko – polskimi korzeniami. Skłamałbym, gdybym nie napisał, że zaciekawiła mnie notatka z okładki, sugerująca historię inną jednak od tej, którą czytelnik dostaje, zagłębiając się w lekturze. Czy gorszą, czy lepszą od oczekiwanej, to z pewnością kwestia indywidualna, na pewno jednak fabułę niełatwą w ocenie. Z jednej strony pozornie zabałaganioną licznymi wątkami, z drugiej sięgającą po proste, ponadczasowe emocje skupione choćby wokół relacji ojca z synem – pisząc w dużym uproszczeniu i nie do końca zgodnie z wydźwiękiem prozy Scibony.
Każdy zaczyna się od chwytliwej i wzruszającej sceny – oto na miedzynarodowym lotnisku w Hamburgu błąka się zapłakany chłopczyk, który najprawdopodobniej zgubił się w tłumie pasażerów. Jeszcze chwilę temu był tu z ojcem, którego poszukiwania przez obsługę lotniska spełzły na niczym. Janis, bo tak ma na imię zagubiony bohater, pochodzi z Europy Wschodniej i najwyraźniej miał podróżować do Ameryki, o czymś świadczą dolary w kieszeni jego kurtki. Zanim jednak czytelnik pozna dalsze losy Janisa, Scibona funduje przeskok w miejscu i czasie, snując opowieść o Tillym, młodym chłopaku, który pod koniec lat 60. wyjeżdża po raz pierwszy (ale nie ostatni) do Wietnamu. Pomostem miedzy nim a Janisem jest Elroy – amerykański żołnierz, stacjonujący na Bałkanach. Droga do poznania ich, wcale nie tak oczywistej relacji, będzie długa i wymagająca cierpliwości, ponieważ powieść Salvatore Scibony gęsta jest od postaci, epizodów i wydarzeń, które niekoniecznie mają istotną wartość w procesie zrozumieniu skomplikowanych relacji między bohaterami.
Gdybym miał krótko i jednoznacznie napisać, co jest głównym tematem, albo motywem przewodnim Każdego – miałbym z tym problem. Z pewnością jest to opowieść o relacjach ojca z synem, pokazana na przestrzeni wielu lat, w różnych, często niesprzyjających okolicznościach. Szerzej powieść traktuje o męskości i jej zmieniającej się definicji, człowieczeństwie, które od zarania świata (tutaj zredukowanego do wersji z XX i początku XXI wieku) narażone zostaje na degradację. Nie bez powodu czytelnik dowiaduje się po raz kolejny o okrucieństwie wojny w Wietnamie, do którego powracał kilkakrotnie Tilly, ogląda świat oczami żołnierza, który po służbie stara się wrócić do normalnego życia. Mimo że Każdy zaczyna się od Janisa, to jednak fabuła koncentruje się wokół losów Tilly’ego, który bardzo przypominał mi poczciwego Forresta Gumpa, szczególnie, kiedy da się zauważyć, że biografie obu sprzężone są ze zmieniającą się amerykańską rzeczywistością. Ameryka w powieści Scibony to kraj wielu możliwości i to od bohatera zależy, czy skorzysta on z wyciągniętej przez ten kraj ręki. Trudno jednoznacznie ocenić, czy Tilly w pełni odnalazł się w zmieniającej się na jego oczach rzeczywistości.
Dlaczego wiec konsternacja i dezorientacja? Ponieważ, w mojej ocenie, siłą i słabością powieści Scibony jest sama fabuła, skonstruowana tak, aby zaskakiwać (nie zawsze pozytywnie), a przy tym niezbyt spieszna, momentami wciągająca, za chwilę męcząca stagnacją. Złożenie wszystkich elementów tej literackiej układanki zajmuje sporo czasu, a autor robi wiele, żeby czytelnikowi nie było za łatwo. Angażuje go w wydarzenia, które ostatecznie nie mają wpływu na rozwój fabuły, ale oczywiście kształtują charakter i postawy bohaterów, raz proponuje mu prostą opowieść, by za chwilę zaskoczyć klimatem bliskim realizmowi magicznemu. Z drugiej jednak strony Salvatore Scibona kreśli na kartach powieści pozornie tylko jednowymiarowych bohaterów, w rzeczywistości zbudowanych ze sprzecznych emocji, głębokich przeżyć i traumatycznych niejednokrotnie doświadczeń. Tym bardziej trudno mi jednoznacznie ocenić Każdego. Przyznam, że lektura dłużyła się, a jednocześnie ciekawiło mnie, co jeszcze spotka bohaterów i jakie naprawdę łączą ich relacje. Z ulgą przeczytałem ostatnią stronę, ale zaraz jednak pożałowałem, że więcej nie spotkam się z bohaterami Każdego. Nawet teraz, gdy po jakimś czasie od zakończenia lektury piszę ten tekst, wciąż nie umiem ustosunkować się do tej prozy. Trochę rozczarowanie, ale bardziej jednak zaskoczenie i tak, wciąż w pewnym sensie, dezorientacja.
Informacje o książce
autor Salvatore Scibona
tytuł Każdy
tytuł oryginału Volunteer
przekład Jerzy Kozłowski
Wydawnictwo Znak
miejsce i rok wydania Kraków 2020
liczba stron 544
egzemplarz recenzencki – finalny
Nowalijki oceniają 4/6
Dziękuję Wydawnictwu Znak za egzemplarz do recenzji