O tym, że polska proza rozrywkowa kryminałem stoi, nikogo specjalnie nie trzeba przekonywać. Wystarczy zajrzeć do księgarni, czy na dowolną listę bestsellerów. Czytelnicy lubią historie osadzone w polskich okolicznościach przyrody, a autorki i autorzy robią naprawdę wiele dobrego, aby ich fabuły były atrakcyjne dla czytelnika. I to się chwali. Ale jednocześnie dziwi mnie, że ci sami twórcy rzadko sięgają po thriller psychologiczny, gatunek o dość pojemnej definicji i podobnych do kryminału składnikach. Również dlatego z ciekawością zabrałem się do lektury Żałobnicy Roberta Małeckiego, którego cenię za dwie serie kryminalne i charakterystyczny styl. Wszak nowa powieść to pierwszy w karierze pisarza thriller. I choć książkę przeczytałem w jedno długie popołudnie, to odłożyłem Żałobnicę z poczuciem zawodu. W mojej cenie koloryt lokalny (lubiany przez czytelników) i dość konsekwentnie budowany przez Małeckiego klimat opowieści to trochę za mało, aby napisać, że to była bardzo udana przygoda literacka. Jak dla mnie co najwyżej dobra, z pewnymi wadami, które wyraźnie wpłynęły na ostateczną, nie za wysoką ocenę książki.
O fabule Żałobnicy nie da się napisać zbyt wiele, aby przypadkiem nie zdradzić ważnej dla tej historii informacji. Główną bohaterką i narratorką powieści jest Anna – młoda i piękna żona oraz macocha. O tym, że życie jest kruche, a szczęście złudne przekona się, gdy jedno dramatyczne zdarzenie zmieni ją na zawsze. Co z tego, że jako wdowa dziedziczy majątek, skoro skrzętnie skrywana przeszłość da o sobie znać w najmniej oczekiwanym momencie? Aby zawalczyć o siebie, Anna zmuszona będzie stawić czoła tajemnicom sprzed lat. A to nigdy nie kończy się dobrze. Dla nikogo.
Czytelnicy prozy Roberta Małeckiego szybko zorientują się, że Żałobnica, z kilku powodów, jest książką w bibliografii autora zaskakującą. Nie należy do żadnej serii i stanowi zamkniętą całość fabularną. Oczywiście, wszystko jest możliwe, ale nie sądzę, aby Małecki chciał jeszcze kiedyś wrócić do tej historii. Po drugie, Żałobnica to thriller psychologiczny, gatunek dla autora nowy, a dla jego czytelnika nieoczywisty. Może jednak nie do końca, choćby dlatego, że dziś ta kategoria powieści ma coraz szersze ramy kompozycyjne i w jakimś sensie jest pokrewna kryminałowi. To zresztą widać w najnowszej powieści autora serii o komisarzu Grossie, szczególnie wyraźnie gdzieś w połowie książki. No i bohaterka – po raz pierwszy Robert Małecki czyni narratorką i główną postacią swojej powieści kobietę – swoją drogą, zgodnie z wyznacznikami gatunku. Mówimy thriller psychologiczny – myślimy kobieta – piękna, tajemnicza i na dodatek z nieciekawą przeszłością.
Żałobnica opiera się na schematach znanych z wielu powieści i przynajmniej mnie w tym aspekcie niczym nie zaskakuje. Autor sprawnie żongluje składowymi thrillera, który zapowiadał się bardzo interesująco. Konsekwentnie, ale i powoli buduje fabułę, której niezaprzeczalnym atutem jest klimat – gęsty, nieomal psychodeliczny. Bohaterka po dramatycznym wydarzeniu funkcjonuje na granicy sennego koszmaru i obłędu. I to się czuje, czytając jej historię. Sęk w tym, że przez pierwszych kilkadziesiąt stron niewiele się dzieje, a sam klimat to za mało, aby przykuć uwagę. Muszę napisać, że w pewnym momencie losy bohaterki przestały mnie interesować i to uczucie, mocniej lub słabiej, towarzyszyło mi już do końca Żałobnicy. A kiedy fabuła nabiera kształtów i na jaw wychodzą tajemnice z przeszłości Anny, wtedy ulatuje gdzieś klimat thrillera i powieść za bardzo przypomina kryminał. Poszczególne elementy skomplikowanej układanki wskakują na swoje miejsce, a czytelnik poznaje prawdę. Czy jest ona zaskakująca, to pozostawiam ocenie innych, ja dałem się wywieść w pole, choć od pewnego momentu słusznie podejrzewałem kto?, ale nie wpadłem na to dlaczego? Spodobała mi się za to sama końcówka Żałobnicy – powrócił klimat z początku powieści i Małecki sprawnie spiął klamrą kompozycyjną tę historię.
Całą opowieść czytelnik poznaje z perspektywy Anny. Zarówno fragmenty współczesne, jak i te, nawiązujące do wydarzeń z przeszłości, napisane są w formie pierwszoosobowej narracji. Z jednej strony to sprawdzony zabieg, dzięki któremu czytelnik skazany jest właściwie na jeden punkt widzenia, co pozwala autorowi sprytnie manipulować informacjami oraz dowolnie zmieniać perspektywę wydarzeń. Przyzwyczaiłem się do takiego sposobu narracji, szczególnie, że przemawia do mnie dojrzały i na swój sposób elegancki styl Robert Małeckiego. Ale jestem też czytelnikiem, który kieruje się emocjami podczas lektury. Nie polubiłem Anny i nie nawiązałem z nią kontaktu, a to przełożyło się ma mój odbiór jej historii. Siedzenie przez prawie czterysta stron w głowie bohaterki, za którą się nie przepada, to niełatwe zadanie i chyba dlatego podczas lektury odczuwałem zniecierpliwienie, a chwilami nawet znużenie. Przyznam, że było to dla mnie spore zaskoczenie, bo patrząc obiektywnie, Żałobnica jest powieścią, która powinna mi się podobać. A jednak tym razem coś nie zagrało, zabrakło mi, trudnego do zdefiniowania, haczyka, który pozwoliłby mi skończyć lekturę z poczuciem satysfakcji. Być może nie potrafiłem spojrzeć na tę historię bez odwołań do kryminałów Małeckiego, być może wytrącił mnie z rytmu brak równomiernie rozłożonych akcentów psychologiczno – kryminalnych (parafrazując klasyka – mam na myśli zawartość thrillera w thrillerze). W czytelniczym tu i teraz muszę napisać, że póki co, wolę Małeckiego w wydaniu czysto kryminalnym, ale jednocześnie cieszę się, że autor nie zamyka się na jeden gatunek. To, że Żałobnica mnie nie zachwyciła, nie oznacza, że cokolwiek zmienia się w mojej sympatii dla autora. Nic a nic.
Informacje o książce
autor Robert Małecki
tytuł Żałobnica
Wydawnictwo Czwarta Strona Kryminału
miejsce i rok wydania Poznań 2020
liczba stron 384
egzemplarz recenzencki – finalny
Nowalijki oceniają 4/6
Dziękuję Wydawnictwu Czwarta Strona Kryminału za egzemplarz do recenzji.