Był taki czas, kiedy żałowałem, że Magda Knedler przestała pisać kryminały. Połączenie sensacji z pięknym stylem narracji i wątkami nawiązującymi do historii sztuki, nadawało literaturze rozrywkowej w jej wykonaniu ambitnego sznytu. Jednak żywiołem wrocławskiej pisarki jest powieść obyczajowa – wielowątkowa, pisana z prawdziwie epickim rozmachem i dbałością o urodę języka, ale zawsze skupiająca się na człowieku. Bohaterki i bohaterowie prozy Magdy Knedler zmagają się z dramatami, przeżywają chwile radosne i tragiczne, stawiają czoło wielkiej historii, ale i upadają pod ciężarem wydarzeń, na które nie mają żadnego wpływu. Autorka nie boi się poruszać na kartach swoich powieści tematów trudnych, przywołuje postawy godne pochwały i skazane na potępienie. Wzbudza emocje, zmusza do myślenia, wzrusza i sprawia, że o postaciach żyjących na stronach jej książek pamięta się długo po lekturze. Nie inaczej jest w przypadku Szeptów z wyspy samotności, historii miłości, samotności oraz niezłomności w dążeniu do prawdy. Po każdej kolejnej powieści Magdy Knedler długo nie mogę zapomnieć, zarówno wydarzeń i bohaterów, ale także nadziwić się kunsztowi, z jakim autorka łączy prawdę z fikcją, tworząc ponadczasową fabułę o uniwersalnym przesłaniu.
Szepty z wyspy samotności to powieść, której akcja dzieje się w trzech planach czasowych i przenosi się w różne miejsca. Czytelnik poznaje równolegle wydarzenia na wyspie Spinalonga w 1936 roku, na Krecie w II połowie XX wieku i współcześnie, we Wrocławiu. Początkowo, prywatne śledztwo Thimiosa Demetriou w sprawie samobójstwa młodej kobiety, zapiski Talosa Samarasa i niespodziewana wizyta dawnej narzeczonej w domu wrocławskiego nauczyciela akademickiego Mirka Junga (swoją drogą ciekawe, czy ma on coś wspólnego z Carlem Gustavem – tym od archetypów?) nic nie łączy, ale czytelnik podskórnie czuje, że w którymś momencie te wszystkie wątki jakoś się skrzyżują. Magda Knedler lubi taką strukturę fabuły i do mistrzostwa opanowała misterną jej konstrukcję. Kanwa tej opowieści jest niezwykle gęsta, ale poznanie wszystkich jej splotów to prawdziwa czytelnicza uczta. I nie ma w tym zdaniu krzty przesady.
Okryta złą sławą Spinalonga, ostatnia kolonia trędowatych zamknięta w 1957 roku to miejsce, z którego raczej trudno było uciec, ale do którego, paradoksalnie, osobiście lub myślami, wracają wszyscy bohaterowie powieści. Dziś zrujnowana, Spinalonga od początku XX wieku stała się miejscem pobytu chorych na trąd – bogatych i biednych, wykształconych i prostych ludzi, tak samo cierpiących zarówno z powodu zmian fizycznych, jak i z poczucia wszechogarniającej samotności. I to w dużej mierze o żalu z powodu utraty dotychczasowego życia, niezgodzie na powolne umieranie, bolesnej emocjonalnie izolacji jest ta powieść. Przez pryzmat mieszkańców wyspy, ich losów i przeżyć, autorka opowiada o towarzyszącym i dziś strachu przed utratą wolności, zdrowia i mozolnie wypracowanej przez lata naszej małej stabilizacji. Jednak Szepty z wyspy samotności to nie tylko historia o Spinalondzie, która choć urasta w książce do równorzędnej bohaterki, jest tylko jedną z kilku motywów, które tworzą tę opowieść. Śledząc poszczególne wątki, czytając fragmenty pamiętników Thimiosa, opowieść młodego Talosa, czy wreszcie towarzysząc Mirkowi w wyprawie Kretę, czytelnik nie tylko układa sobie w głowie tę wielowątkową i wielowarstwową historię, ale także zadaje pozornie oczywiste pytania o sens życia, determinację w walce z samotnością, wreszcie dziwi się, jak skomplikowane potrafią być ludzkie życiorysy, naznaczone tak samo radością jak i bólem.
Szepty z wyspy samotności mocno zanurzone są w historii Krety, czy szerzej całej Grecji. Nie bez powodu Mirek Jung wykłada literaturę antyczna na wrocławskim uniwersytecie, bo choć powieść zaczyna się na Spinalondze, to jej fabuła obejmuje zdecydowanie większy obszar tematyczny. Magda Knedler sięgnęła do przepastnego zbioru greckich mitów, wybierając dla swojej opowieści jeden z najciekawszych, dotyczący labiryntu. Nie tylko dokonała jego swoistej reinterpretacji i symbolicznie zaznaczyła wyraźną ciągłość (swoją drogą niezwykle pomysłowo – zwróćcie uwagę na drewniane lalki), ale uczyniła budowlę autorstwa Dedala swoistą klamrą swojej opowieści, a momentami najważniejszym kluczem interpretacyjnym. Wspaniale było odkrywać w trakcie czytania tropy mitologiczne przepuszczone przez pryzmat współczesnych wydarzeń – tych prawdziwych i fikcyjnych. Bogactwo antycznych metafor, ich uniwersalność również w książce Magdy Knedler po raz kolejny udowadnia, że mamy wielkie szczęście, iż europejska cywilizacja wywodzi się z kultury znad Morza Śródziemnego i nie ma większego znaczenia, że część z nas można bez przesady określić barbarzyńcami w ogrodzie. Wracając jednak do przenikania się prawdy z fikcją, to w tym aspekcie autorka po raz kolejny osiągnęła poziom mistrzowski. Dlaczego tak uważam? Napiszę jedynie, że po tym, jak zobaczyłem w internecie Kretę bez bogów René Zuberga i Rogera Leenhardta, zaniemówiłem z wrażenia. Chapeau bas, Szanowna Autorko!
Tradycyjnie już, skończyłem kolejną powieść Magdy Knedler z całym kłębowiskiem myśli, wrażeń i emocji. Doceniam autorkę za kunszt literackiego warsztatu, za nieoczywiste podejście do postaci i tematu, za to charakterystyczne ciepło, z jakim portretuje brać humanistyczną w swoich książkach. Pisałem to już wcześniej, powtórzę i tym razem, że powieści wrocławskiej autorki cenię przede wszystkim za ponadczasowy wydźwięk, za to, że nie szarżuje emocjami (choć w sumie mogłaby, ale w jej przypadku to byłoby oczywiście pójście na łatwiznę), dba o staranność przekazu i z taką samą uważnością traktuje bohaterów pierwszoplanowych, jak i tych, którzy w fabule pojawiają się na moment. Nie wspomnę już o feerii smaków i zapachów Krety, bo tak naprawdę o Szeptach z wysypy samotności można jeszcze pisać i pisać. W mojej ocenie to powieść znakomita, z porywającą fabułą, świetnie napisanymi postaciami i z głębokim przekazem. Lektura tej książki to była czysta przyjemność i piękne literackie doświadczenie.
Informacje o książce
autorka Magda Knedler
tytuł Szepty z wyspy samotności
Wydawnictwo Mando
miejsce i rok wydania Kraków 2020
liczba stron 320
egzemplarz recenzencki
Nowalijki oceniają 6/6
Dziękuję Autorce i Wydawnictwu Mando za egzemplarz recenzencki