Lubię literaturę skandynawską, którą na moim blogu reprezentują przede wszystkim powieści kryminalne i od pewnego czasu także kolejne tytuły z reaktywowanej po latach Serii skandynawskiej Wydawnictwa Poznańskiego. Nie będę też specjalnie oryginalny, kiedy napiszę, że cenię sobie dramaty Henrika Ibsena, ale z jego twórczością czytelnik spotyka się już w szkole średniej. Prozę i dramat z północy Europy lubię za celne i równocześnie wyważone spojrzenie na społeczeństwo, uważną diagnozę nękających go problemów, skupienie się na budowaniu relacji lub ich analizie.
Czytając Leksykon światła i mroku popularnego w Norwegii Simona Strangera uświadomiłem sobie, że mało wiem o historii tej części Europy w kontekście II wojny światowej. Owszem, pamiętam, że Norwegowie wciąż nie przepracowali do końca problemu kolaboracji z Niemcami (o tym zresztą, po części, traktuje książka Strangera), a z lektur szkolnych przychodzą mi na myśl Niemcy Leona Kruczkowskiego, w dramacie którego pojawia się wątek rozgrywajacy się w okupowanej Norwegii. Dlatego jeszcze w trakcie lektury Leksykonu światła i mroku poczytałem co nieco o Henrym Rinnanie – jednym z niechlubnych symboli II wojny światowej, którego postać odgrywa w prozie Strangera istotną rolę.
Fabułę powieści Simona Strangera można opisać jednym zdaniem, ale tak naprawdę jej ciężar gatunkowy, wymowę i napisaną między wierszami przestrogę niełatwo jest wyrazić w krótkim tekście. Podczas jednego z rodzinnych spacerów po Trondhaim, syn autora i jednocześnie narratora, natrafia na mosiężną kostkę brukową z nazwiskiem zamordowanego w czasie wojny Żyda. Ten niepozorny element artystycznej instalacji upamiętniającej miliony pomordowanych stał się przyczynkiem do poznania prawdy o przeszłości rodziny żony autora. Hirsch Komissar był dziadkiem teściowej Strangera, a ona sama, wraz z rodziną, po wojnie zamieszkała w domu, w którym podczas okupacji urzędowała, słynąca z brutalności, grupa pod przewodnictwem najbardziej znanego w Norwegii kolaboranta. Historia Henry’ego Rinnana, bo to o nim mowa, przeplata się z dziejami rodziny Komissar, współczesną narracją pisarza skierowaną do nieżyjącego Hirscha tworząc niezwykle mocną w wymowie, ale i na swój sposób subtelną opowieść o zderzeniu jednostki z okrutną machiną historii.
To, na co czytelnik zwraca uwagę już na samym początku lektury, to fakt, że powieść Strangera ma (faktycznie!) formę leksykonu. Każdy kolejny rozdział to następna litera alfabetu, w treści rozdziału pojawiają się hasła – napisane z encyklopedyczną skrótowością i co ciekawe, niekoniecznie bezpośrednio związane z czasem II wojny światowej, okupacją, czy eksterminacją Żydów. Autor sięga po różną tematykę haseł, co początkowo może wywołać konsternację, ale to z pewnością zabieg celowy, mający pokazać, że życie składa się z drobiazgów, chwil, momentów, nic nie znaczących elementów, których jednak brak wpłynąłby znacząco na bieg wydarzeń. Leksykon światła i mroku, nie bez powodu także nawiązuje w tytule do kontrastu, który stanowi fundament tekstu Strangera. Autor, z jednej strony odtwarza życiorys Henry’ego Rinnana, z drugiej odnosi się bezpośrednio do Hirscha Komissara – rozmawiając z nim, przedstawiając jego wojenne tragiczne losy, a także płynnie przechodząc do współczesności.
Niezwykłość prozy Strangera opiera się nie tylko na zaskakującej formie leksykonu przechodzącego w klasyczną narrację, ale także na zestawieniu ze sobą kilku wątków. Narrator okazuje daleko idącą delikatność, zarówno w opisie losów rodziny swojej żony, jak i obiektywizm w przedstawieniu sylwetki najbardziej znienawidzonego w Norwegii kolaboranta. Przywołując postać Rinnana pokazuje mechanizmy, które spowodowały, że pochodzący ze skromnie sytuowanej rodziny, wyśmiewany z powodu biedy i niskiego wzrostu, znalazł ujście dla gromadzonej latami agresji. Stranger nie unika pisania o okrucieństwie wojny i bestialstwie Niemców, ale jest przy tym sugestywnie delikatny. Czytelnik znający historię jest w stanie wyobrazić sobie, do czego zdolni byli okupanci i ich zausznicy. Pisarz wzrusza, choć jednocześnie unika taniego sentymentalizmu, kiedy opowiada (a raczej – rekonstruuje) losy Hirscha Kommisara. Odwołuje się do norweskiej i europejskiej historii, próbuje zrozumieć i wytłumaczyć (sobie, a przede wszystkim swoim dzieciom) mechanizmy dehumanizacji jednostki w imię obłąkanych wizji Hitlera.
Leksykon światła i mroku to pozycja ze wszech miar godna uwagi. Raz – dzięki nietypowej konstrukcji tekstu, nietypowej dla literatury o takiej tematyki. Dwa – ze względu na opowiedzianą w książce historię, opartą na faktach, wzbogaconą skrupulatną kwerendą autora. Tym mocniejszą, że zestawiającą ze sobą dwie skrajnie różne postaci, ofiarę i kata – ostatecznie obu jednak przegranych w konfrontacji z historią. I po trzecie wreszcie – polecam tę prozę nie tylko po to, aby poznać niełatwy dla Norwegów wycinek ich wojennej historii, ale także dla stylu Simona Strangera – obiektywnego, ale i emocjonalnego, pozbawionego jednak egzaltacji, w sposób wyważony opowiadającego dzieje rodziny w konfrontacji z wojną i traumą po niej. Byłoby szkoda, gdyby ta książka przepadła w zalewie modnej ostatnio obozowej fikcji historycznej.
Informacje o książce
autor Simon Stranger
tytuł Leksykon światła i mroku
tytuł oryginału Leksikon om lys og mørke
przekład Katarzyna Tunkiel
Wydawnictwo Literackie
miejsce i rok wydania Kraków 2020
liczba stron 384
egzemplarz recenzencki – finalny
Nowalijki oceniają 5/6
Dziękuję Wydawnictwu Literackiemu za egzemplarz recenzencki