Co miesiąc na półkach księgarskich pojawiają się dziesiątki nowych tytułów. Obok powieści autorów znanych i lubianych, swoje miejsce w świadomości potencjalnych czytelników próbują znaleźć debiutanci. I jak w życiu – jednym udaje się szybciej, innym wolniej, a niektórzy przepadają. Powody takiego stanu rzeczy są różne i pewnie to temat na osobny, długi wpis. A myśl ta przyszła mi do głowy przy okazji premiery debiutanckiej powieści Samanthy M. Bailey. Kobieta na krawędzi to, tym razem, kanadyjska wariacja na temat thrillera psychologicznego. Książka powiela zgrane do cna schematy i bardzo przypomina mi książki Mary Higgins Clark – którą lubię, ale ze świadomością, że jej proza obyczajowo – kryminalna należy już do innej epoki. I taki, zasadniczo, jest debiut Kanadyjki, napisany w myśl mojego ulubionego powiedzenia, że najbardziej lubimy książki, które już czytaliśmy.
Kobieta na krawędzi ma dwie bohaterki, które spotykają się w dramatycznych okolicznościach. Nicole jest prawdziwą kobietą sukcesu – prowadzi prężnie rozwijającą się firmę, niedawno wraz z mężem zostali rodzicami upragnionej córki. Ale Nicole skrywa pewien dramatyczny sekret z przeszłości, a ktoś właśnie teraz próbuje użyć go przeciwko kobiecie. Druga postać to Morgan, której życie legło w gruzach, kiedy okazało się, że jej mąż nie był tym, za kogo się podawał. Bohaterki nie znają się, ale tragiczne w skutkach spotkanie na peronie miejskiej kolejki zmieni wszystko. Na zawsze.
Powieść Samanthy M. Bailey zapowiada się bardzo interesująco, a do tego autorka serwuje na wstępie mocne (nomen omen) uderzenie, ale im dalej w tekst, tym jednak coraz bardziej rozczarowująco. Głównie dlatego, że fabuła nie wychodzi poza dobrze znane schematy. Nicole, młoda matka, walczy z depresją poporodową, a do tego ma wrażenie, że ktoś ją śledzi. Wypracowana z trudem pozycja w firmie wymyka się jej z rąk, a maż zachowuje się irracjonalnie. A może Nicole tylko tak się wydaje? W tego typu powieści musi być także tajemnica z przeszłości, wydarzenie, którego skutki bohaterka odczuwa do dziś. Wprawdzie jest to thriller psychologiczny, ale taki w stylu powieści z lat 90 – tych XX wieku. Postaci są mocno papierowe i obowiązkowo każda ma jakiś sekret, dialogi dość drewniane, psychologia płytka, a kolejne wydarzenia momentami kuriozalne. Jeśli pojawia się suspens, to tylko od czasu do czasu, a uważny czytelnik łatwo rozszyfruje, grubymi nićmi szytą, intrygę.
Kobieta na krawędzi miała niezły potencjał, ale w mojej ocenie został on zmarnowany. Pomijając już fakt, że autorka zbudowała fabułę z klisz, jej książka, niestety, jest też przeciętnie napisana (na co narzekają anglojęzyczni czytelnicy) i tak sobie przetłumaczona, a niewykluczone, że dobra polska redakcja tekstu pozytywnie wpłynęłaby na odbiór tej historii. Po tej lekturze, trudno mi napisać, czy Samantha M. Bailey zrobi zawrotną karierę pisarską. Oczywiście trzeba pamiętać, że to debiut, a ten często bywa obarczony wieloma zmiennymi, jak choćby niewypracowanym jeszcze warsztatem. Książkę czyta się szybko i fabuła wciąga, ale mam wrażenie, graniczące z pewnością, że teraz thrillery psychologiczne pisze się jednak inaczej. Tak, czy siak – może warto sięgnąć po Kobietę na krawędzi, aby przekonać się o tym na własne oczy? A może niekoniecznie?
Informacja o książce
autorka Samantha M. Bailey
tytuł Kobieta na krawędzi
tytuł oryginału Woman on the Edge
przekład Mieczysław Godyń
Wydawnictwo Znak/Chilli Books
miejsce i rok wydania Kraków 2020
liczba stron 320
egzemplarz recenzencki – finalny
Nowalijki oceniają 3+/6
Dziękuję Wydawnictwu Znak/Chilli Books za egzemplarz do recenzji