Powieść porusza problem zorganizowanej przestępczości z Europy Wschodniej i wskazuje na jej wzrost wraz z wejściem do Unii nowych krajów, w tym Polski. Muszę jednak przyznać, że ten watek, choć bardzo ważny i stanowiący główną oś kryminalną fabuły jest prowadzony bardzo obiektywnie i bez niepotrzebnego powielania stereotypów. Litwa, gdzie na moment przenosi się akcja powieści, czy wspomniana już Polska, to takie same kraje, jak inne w tej części Europy. Norwescy stróże prawa wręcz dziwią się nowoczesnym budynkom, czy sprawnie działającej policji, tym samym dając trochę świadectwo własnej niewiedzy na temat sąsiadów. Autor, ustami swojego bohatera, stara się odpowiedzieć na pytanie, dlaczego szajki z Europy Wschodniej dokonują kradzieży w bogatej Norwegii. Cóż, dla czytelnia z Polski czy Litwy ta odpowiedź jest pewnie dość oczywista, dla mieszkańców Skandynawii już niekoniecznie. Podobnie zdziwienie norweskich śledczych wywołuje fakt, że na ulicach Wilna mogą dostrzec zarówno eleganckie markowe butiki i żebraków, odnowione budynki i tuż obok – rudery. Ten kontrast, tak charakterystyczny dla państw na dorobku, dla Norwegów jest swego rodzaju szokiem.
Fabuła „Poza sezonem” nie jest może specjalnie odkrywcza i poruszająca, a wydarzenia zmierzają ku spodziewanemu, choć odrobinę zaskakującemu finałowi. Przyznam jednak, że atmosfera powieści wciągnęła mnie w lekturę już od pierwszych stron, nie pozwalając na dłuższe przerwy w czytaniu. Nadchodząca szybkimi krokami jesień, przenikliwe zimno, wiejący od morza wiatr i bezkresne norweskie fiordy silnie oddziaływują na wyobraźnię. Mocną stroną książki jest jej główny bohater komisarz William Wisting. Policjant wraca do służby po urlopie zdrowotnym, po śmierci żony zaczyna spotykać się z nową kobietą. Jego dorosła córka, Line – dziennikarka śledcza i aspirująca pisarka – po burzliwym rozstaniu postanawia zamieszkać niedaleko od miejsca zbrodni.
Tak na marginesie: powieści Horsta, które stanowią serię, w Polsce ukazują się niechronologicznie. Nie ma to żadnego wpływu na treść „Poza sezonem”, jedynie skrupulatny czytelnik zauważy nieścisłości w życiu osobistym bohaterów, ale nie one są w książce najważniejsze.
Komisarz Wisting, którem nieobce są najróżniejsze policyjne dochodzenia, to postać budząca sympatię i zaufanie: ma bardzo dobre relacje rodzinne i zawodowe, analityczny umysł i ciekawość świata. Tkwi w nim pewien rodzaj wewnętrznego niepokoju, bólu świata, co czyni go postacią bardzo autentyczną, choć z kart powieści. Wraz z nim i jego zespołem uczestniczymy w prowadzonym śledztwie, poznajemy różne policyjne procedury i odwiedzamy miejsca przestępstw. Wszystko to opisane jest z dużą dbałością o realizm i świadczy o znakomitej orientacji autora w świecie, który opisuje. Nic dziwnego, Jorn Lier Horst pracował w policji i z wykształcenia jest psychologiem i kryminologiem, zna wiec od podszewki opisywaną rzeczywistość, zwraca także baczną uwagę na kondycję psychiczną swoich bohaterów.
„Poza sezonem” to jedna z tych powieści, którą jednocześnie chciałoby się natychmiast przeczytać i nie skończyć za wcześnie. To kawał bardzo dobrze napisanej, świetnie skomponowanej literatury popularnej, która bazuje na wydarzeniach bliskich czytelnikowi w Europie i nieuciekającej przed trafną, ale i niewygodną diagnozą społeczną. Jest także przykładem, że kryminał nie musi opierać się na szaleńczych pościgach, przekleństwach, obowiązkowym pijaństwie głównego detektywa, czy wreszcie szczegółowych opisach miejsc zbrodni i ofiar. Te ostatnie akurat w omawianej powieści są, ale atmosferę budują także opisy skandynawskiej natury, postaci drugoplanowe i umiejętnie dozowane napięcie, ciągłe poczucie niepokoju. Przyznam, że z żalem zakończyłem lekturę powieści Horsta i już z niecierpliwością oczekuję kolejnej jego książki w Polsce. Obym nie musiał długo czekać.
Nowalijki oceniają: 6/6