Nie będzie żadną tajemnicą fakt, że „Pan Darcy nie żyje” zaczyna się od widowiskowej śmierci aktora grającego główną rolę w najnowszej adaptacji „Dumy i uprzedzenia”. Po tajemniczym wypadku nic już nie będzie się działo według filmowego scenariusza. Ale po kolei.
Angielska Kraina Jezior, a dokładniej posiadłość Bridebrige Hall gości ekipę filmową kręcącą nową wersję „Dumy i uprzedzenia”. Już od pierwszych chwil wiadomo, że przy ekranizacji nie pracuje wielka filmowa, kochająca się rodzina. Chociaż, może rodzina, ale jeśli już, taka z piekła rodem. Wszyscy wszystkich obgadują, ekipa techniczna narzeka na warunki i zazdrości gwiazdom, a ponieważ zazdrości to pije. I to sporo. Aktorzy częściej romansują i knują intrygi, niż stoją przed kamerami. W powieści jest kilka wiodących postaci: Zoe Alcott – młodziutka gwiazdka zaangażowana do produkcji dzięki sukcesom w poprzednich filmach, serialowy aktor Peter Murphy, niedoceniona aktorka teatralna Rosie Hinds i reżyser, Alan Fawley, który nie ma swoim koncie ani jednego filmu, gdyż do tej pory reżyserował sztuki teatralne. Czy ta ekipa jest w stanie nakręcić film? Jeśli dodam, ze część obsady to byli narzeczeni lub aktualni kochankowie, a ekipa techniczna jest zbiorowiskiem złośliwych indywidualności, to chyba odpowiedź na postawione wcześniej pytanie może być tylko jedna … Raczej nie. Jak to w życiu bywa, każdy skrywa jakąś tajemnicę, a Peter Murphy, odtwórca roli pana Darcy’ego zna wiele mrocznych sekretów koleżanek i kolegów z planu filmowego. Kiedy malowniczo spada z tarasu Bridebrige Hall, sekrety zabiera do grobu, a przynajmniej kilka osób z jego otoczenia może odetchnąć z ulgą do czasu, kiedy staną się głównymi podejrzanymi. Wiadomo bowiem, że wybór Murphy’ego do roli pana Darcy spotkał się ze wzmożoną falą krytyki i na planie filmowym nikt tego nie krył.
Przyznam, że nie przepadam za książkami, w których polscy autorzy umieszczają akcję za granicą. Często przynosi to mizerne efekty fabularne. Na szczęście w powieści Magdaleny Knedler tego problemu nie ma. Autorka z dużą swobodą i wdziękiem opisuje angielskie tło swojej obyczajowo – kryminalnej powieści. Trudno zresztą wyobrazić sobie, aby akcja adaptacji książki Jane Austen działa się na przykład w Małopolsce, a bohaterom towarzyszyły w tle majestatyczne Tatry albo równie monumentalne Wzgórze Wawelskie.
„Pan Darcy nie żyje” to zgrabne połączenie kilku gatunków fabularnych, uwielbianych przez czytelników. Mamy więc powieść obyczajową z bogatym tłem społecznym, romans, kryminał z wątkami detektywistycznymi. Autorka z lekkością balansuje między nimi, trzymając wysoki poziom. Swoich bohaterów traktuje z dużą dozą sympatii, a dialogi pełne są humoru. Zaryzykowałbym nawet twierdzenie, że to humor bardzo angielski – a to duży komplement dla pisarki. W tle słychać dalekie echo fabularnych intryg rodem z opasłych tomów Jane Austen. Autorka potraktowała „Dumę i uprzedzenie” jako punkt wyjścia do całkiem nowej opowieści. Pomysł odrobinę karkołomny, ale Magdalena Knedler świetnie z nim sobie radzi. Fabuła jest wielowątkowa, ale dobrze prowadzona, więc książkę czyta się z wielką przyjemnością. Odwołania do aktualnych hitów popkultury (seriale) tylko uwiarygadnia całą historię, którą można potraktować jako nietypowe i twórcze rozwinięcie znanych wątków literackich.
Nie jestem zwolennikiem staroświeckiego podziału literatury na kobiecą i męską, ale w tym przypadku podejrzewam, że więcej radości z czytania będą mieć chyba Czytelniczki. Jednak i obeznani z literaturą Czytelnicy nie powinni być zawiedzeni. Ja, na przykład, po przeczytaniu powieści „Pan Darcy nie żyje” nabrałem ochoty na powtórne obejrzenie słynnej (i prawdziwej) adaptacji klasyka Austen. A już na pewno sięgnę znów po słynną powieść angielskiej pisarki.
Nowalijki oceniają: 6/6