autor: Mikel Santiago
tytuł: Ostatnia noc w Tremore Beach
tytuł oryginału: La ultima noche en Tremore Beach
przekład: Maria Mróz
wydawnictwo: Czarna Owca
miejsce i rok wydania: Warszawa 2016
liczba stron: 392
egzemplarz: recenzencki
Peter Harper, główny bohater Ostatniej nocy w Tremore Beach, jest kompozytorem, który postanawia w domu na odciętej od świata plaży dojść do siebie po przejściach ostatnich miesięcy. Rozwód i kryzys twórczy sprawiły, że bohater rozpaczliwie wręcz potrzebuje odciąć się od przykrych wydarzeń, wzmocnić się i chwycić wiatr w żagle. Jego wybór padł na malowniczą wieś Clenhburran, położoną na irlandzkim wybrzeżu. Kompozytor szybko zyskuje nowych znajomych, wsród nich starsze małżeństwo Leo i Marie, zakochuje się w tajemniczej Judie. Powoli dochodzi do siebie. W czasie jednej z licznych w tym klimacie nawałnic, zostaje rażony piorunem. Przeżywa, ale jego życie zmienia się, gdyż Peter zaczyna doświadczać strasznych i przerażających wizji, w których widzi tragiczne w skutkach wydarzenia z udziałem bliskich mu ludzi. Wydaje się, że bohater popada, krok po kroku, w odmęty szaleństwa, ale czy aby na pewno? Czy mili i uczynni przyjaciele, kobieta w której się zakochał są tymi, za których się podają? Czy dramatyczne wizje to tylko wynik przebytego porażenia, czy może szósty zmysł podpowiada mu koszmarne obrazy?
Już pobieżna lektura krótkiego streszczenia pozwala zauważyć, że powieść Santiago porusza się w dobrze znanym czytelnikom obszarach. Sympatyczna wieś na odludziu, mili mieszkańcy, żywioł na działalność którego nie mają wpływu, wreszcie tajemnicze wizje nękające bohatera – to sprawdzona w wielu powieściach recepta na udaną fabułę. I trzeba przyznać, że Hiszpan bardzo dobrze radzi sobie z wykorzystaniem znanych motywów. Lekki i dość potoczysty styl pisarza pozwala na stworzenie klimatycznej fabuły, którą momentami zwyczajnie się pochłania. Autor od samego początku umiejętnie buduje narastające poczucie niepokoju, irracjonalnego strachu, czającego się za rogiem niebezpieczeństwa. Szalejąca w tle burza, niezamieszkałe odludzie i niejednoznaczne postaci bohaterów skutecznie przyciągają uwagę czytelnika.
Powieść prowadzona jest w narracji pierwszoosobowej, co ma dobre i złe strony. Peter, relacjonując kolejne wydarzenia, nie unika przegadania i nadmiernych ekscytacji swoją aktualną sytuacją. Może wynika to trochę z faktu, że jako człowiek sztuki, jest bardziej od innych wrażliwy na otaczającą go rzeczywistość. Ale pisarz mógł sobie darować informacje o tym, jakiej znanej marki okulary słoneczne kompozytor zakłada na nos lub jakiej firmy buty nosi do pracy w ogrodzie. Przypomina mi to trochę kryminalne romanse w stylu Mary Higgins Clark i w tym wypadku nie jest to porównanie na plus. Z drugiej jednak strony pierwszoosobowa narracja powoduje, że czytelnik właściwie do samego końca nie ma pewności, że wydarzenia, w których uczestniczy Peter i bliskie mu osoby, to efekt zmian w jego mózgu i brak snu, czy rzeczywiste sytuacje. Przyznam, że to mocna strona powieści, bowiem autor trzyma w niepewności do końca. Nie wiadomo bowiem, co przydarzy się bohaterom Santiago w kolejnych rozdziałach książki. Świat wizji i rzeczywistość mieszają się i przenikają, utrudniając chłodny i racjonalny osąd wydarzeń.
Na wstępie zastanawiam się, czy porównanie Mikela Santiago do Stephena Kinga ma sens, czy wręcz przeciwnie – zaszkodzi mu. Odpowiedź nie jest znów taka jednoznaczna. Tematyka, kreacja świata przedstawionego, przenikanie się świata rzeczywistego i fikcyjnego przywołują na myśl dokonania Kinga. I z tym nie ma co dyskutować. To, co odróżnia obu autorów, to główny bohater. Wydaje mi się, że Hiszpan podchodzi do postaci kompozytora z większymi emocjami, bardziej skupia się na aspekcie psychologicznym zarówno bohatera, jak i dokonywanych przez niego wyborów. Czytając Ostatnią noc w Tremore Beach czuje się, że autor nie tylko ma starannie przemyślaną fabułę, ale że jest także mocno w nią zaangażowany emocjonalnie, przez co historia wydaje się bardziej autentyczna. Czego niestety nie mogę napisać o każdej z powieści – lubianego przez mnie – Kinga. Obu panów łączy też teza ich prozy, mówiąca, że największego stracha może nam napędzić nie potwór z innego wymiaru, ale drugi człowiek oraz nasze własne słabości. Wydaje mi się, że trzeba poczekać na kolejną powieść Mikela Santiago, aby móc napisać coś więcej o jego stylu i warsztacie pisarskim.