Znane powiedzenie mówi, że jesteśmy kowalami własnego losu. To od nas zależy, jaką drogę życia wybierzemy, jakich dokonanymy wyborów, sami zdecydujemy jak ukształtuje się nasza codzienność i niedaleka przyszłość. I choć lubimy wierzyć, że mamy wpływ na życie, to nawet najwięksi optymiści zdają sobie sprawę, że poczucie sprawczości bywa mocno iluzoryczne i często nawet niewielkie próby zmian mają prawo się nie udać, tak po prostu i bez konkretnych powodów. Drogi codzienności bywają dla jednych z nas kręte i pełne meandrów, dla innych zaś prosto wytyczone, idealnie prowadzą do celu. To też część życia i jego – nierzadko dyskusyjnej – urody. Temat trudny, ale na swój sposób wdzięczny, o czym przekonuje powieść Clare Chambers Małe przyjemności. Osadzona w angielskich realiach końcówki lat 50. ubiegłego wieku, historia dziennikarskiego śledztwa Jean Swinney ma intrygujący punkt wyjścia, który posłużył autorce do napisania książki o pochwale codzienności, radości z drobiazgów i wierze, że nawet niewielkkie zmiany mają ogromną moc. Mimo zasadniczo optymistycznej wymowy, Chambers udało się przemycić w fabule także mocniejsze akcenty jakby dla podkreślenia faktu, że każde życie to suma wielu wartości oraz nieustanny balanas między własnymi pragnieniami i oczekiwaniami innych.
Jean Swinney, główna bohaterka Małych przyjemności, to zbliżająca się do czterdziestki dziennikarka lokalnej gazety. W Echu Północnego Kentu zajmuje się pisaniem drobnych wiadomości, prowadzi rubrykę z poradamia – całkiem nieźle radząc sobie w redakcji zdominowanej przez mężczyzn. Kiedy dostaje list od jednej z czytelniczek piszącej o tym, że jej córka przyszła na świat w bardzo nietypowych okolicznościach, ambitna Jean postanawia zgłębić temat, z obyczajowego punktu widzenia niezwykle interesujący. Kilkumiesięczna praca dziennikarska zmieni życie nie tylko jej, ale także autorki listu oraz bliskich obu kobiet. Wydawać by się mogło, że również dla Jean Swinney zaczyna się nowy rozdział życia o jakim zawsze marzyła, tylko … za jaką cenę?
Małe przyjemności mają ciekawy punkt wyjścia, który zachęca do lektury, szczególnie, że akcja powieści toczy się w roku 1957, kiedy o wielu kwestiach obyczajowych taktownie się milczało. I wbrew temu, co można wywnioskować z pobieżnego opisu fabuły, klimat książki Clare Chambers nie sprowadza się jedynie do optymistyczego zachwytu nad niewielkimi zmianami w codzienności głównej bohaterki. Oczywiście są one ważne, ponieważ Jean prowadzi uporządkowane, żeby nie napisać: podporządkowane przede wszystkim chimerycznej matce, skromne życie między pracą i domem, mającym lata świetności za sobą. Bohaterka wydaje się być pogodzona jest z sytuacją w jakiej się znajduje, ale tylko z pozoru. Wystarczy bowiem niewielki impuls, aby uśpione pragnienia ujrzały światło dzienne, zapomniane uczucia odżyły, a chowane gdzieś w z tyłu głowy natrętne myśli powróciły ze zdwojoną siłą. Jean nigdy nie zapomianiała, że ma potrzeby i marzenia, ale pogodziła się z obecną sytuacją, szukając ratunku w owych tytyułowych małych przyjemnościach. Niespodziewanie dla niej, dostaje od losu jeszcze jedną szansę na zmianę nużącej egzystencji, ale choć wie, że nic nie dzieje się bez przyczyny, z pewnością nie ma świadomości, jak wysoką cenę będzie musiała zapłacić za chwile szczęścia.
Lubię, kiedy literatura pochyla się nad zwykłymi ludźmi, opisuje ich zmagania z codziennością oraz przygląda się z sympatią radościom z małych zwycięstw, płacze wraz z nimi, gdy upadają. Małe przyjemności to książka umiejętnie przypominająca, że nasza egzystencja utkana jest z wielu zdarzeń, uczuć i myśli, obecności innych ludzi, decyzji mądrych oraz dyskusyjnych. Marzenia, niezależnie od kalibru, napędzają w ruch codzienność, dając siłę do eksplorowania świata. Autorka udowadnia, że nawet drobne zmiany potrafią wnieść nową wartość do życia, gesty zjednywać ludzi, a czułość wobec siebie i innych wyzwala w człowieku pokłady dobrej energii, która ma siłę wprowadzania zmian. Przemiana, jaka zachodzi w Jean, niosłaby ze sobą jedynie pozytywne przesłanie, gdyby nie wydarzenie, które niczym klamra spina całą historię. Nie wiem, czy i jak wspomniany incydent wpłynie na losy bohaterki (coś podejrzewam, ale niczego nie mogę zdradzić, ze względu na fabułę) ale mam żal do autorki, że zafundowała czytelnikowi na finał taką zagwostkę. Odnoszę wrażenie, że na wszelki wypadek chciała przypomnieć, że szczęście to tylko ulotna chwila i choćby dlatego trzeba o nie walczyć zawsze i za każdym razem. Zatem warto być uważnym na małe przyjemności, z których składa się nasza codzienność, nawet wtedy, kiedy tak trudno nam je dostrzec.
Informacje o książce
autorka Clare Chambers
tytuł Małe przyjemności (Small Pleasures)
przekład Magdalena Sommer
Wydawnictwo Znak Jednym Słowem 2023
ocena 4+/6
recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem